Rozdział 30 cz. I

249 16 0
                                    

– Tak, tak...? – odpowiedział trochę niepewnie, jakby myślami wciąż był gdzieś bardzo daleko.

– Wszystko w porządku?

– Hermiona... Hermiona Granger...? – Potrząsnął lekko głową. – Hermiona Granger, co pani tutaj robi? – Rozejrzał się szybko na boki.

– Chyba nie musimy używać tytułów. Tym bardziej w tym miejscu i tym bardziej w takich okolicznościach. – Spojrzała wymownie.

– Ma pani rację, ma pani rację.

– Wystarczy imię, naprawdę.

– W porządku, Hermiono. Oczywiście działa to w obie strony, możesz mi mówić po imieniu... no, albo po nazwisku. – Uśmiechnął się dobrotliwie.

Hermiona nie dała się nabrać. A z pewnością nie na ten dziadkowy uśmiech, który miał złagodzić każdą sytuację i  na każdego wpłynąć .

– Przypominasz sobie może kiedy się ostatnio widzieliśmy? Jedna podpowiedź: z pewnością nie było to dla ciebie korzystne spotkanie.

Jakaś młoda kelnerka postawiła wodę na brzegu stolika. Hermiona rozprostowała palce u dłoni, a szklanka sama wpadła jej do ręki.

– Ciężko chyba zaprzeczyć, co? – zapytał z lekką ironią w głosie.

– Gdzie jest ciało, Knot?

– Nie wiem. – Potrząsnął głową.

– Czemu Velvor?

– Nie wiem.

– Po co wam było ciało?

– Nie wiem.

– Czy ty cokolwiek wiesz? – Zaczęła powoli się denerwować. On ewidentnie grał z nią w kulki. – Kim był ten facet?

Mężczyzna otwierał już buzię, by odpowiedzieć, gdy Hermiona upomniała go:

– Nie mów tylko, że nie wiesz.

Knot wzruszył ramionami.

– To co ty tam w ogóle robiłeś? Po co tam byłeś?

– Nie jestem pewny, ale miałem robić za pewnego rodzaju asekurację, ochronę, kiedy mieliśmy zabierać ciało.

– Nie wciskaj mi bzdur. Tak nagle i z nudów przeteleportowałeś się z obcym gościem, by zabrać ciało wilkołaka? No, proszę, wyjaśnij mi jaki jest w tym wszystkim sens. – Rozłożyła ręce na stole, w wyrazie niedowierzenia.

Knot głośno westchnął.

– To nie tak. – Pokręcił głową i otarł czoło dłonią.

Hermiona czekała w milczeniu.

– Dawno temu musieliśmy skorzystać z usług wilkołaka. Żaden normalny wilkołak nie był na tyle wściekły na resztę społeczeństwa, ani nie nienawidził któregoś z osobników, by uchylić chociaż rąbka tajemnicy związanej z ich życiem. Prawdę mówiąc, chcieliśmy dowiedzieć się czegoś więcej o wilkołakach, tyle że im więcej informacji dostawaliśmy, tym więcej pragnęliśmy się dowiedzieć – o wszystkim. Wilkołaki nie lubią mówić. Wszystkie są cholernie lojalne, nawet jeśli chodzi o ich wrogów, a większość, pod ludzką postacią, nawet się nie przyzna, że została kiedykolwiek pogryziona. Dlatego też szukaliśmy kogoś, kto stracił na tyle dużo, by chcieć się zemścić, tak naprawdę. I wtedy – ni stąd, ni zowąd – zjawił się on. Pewnego dnia po prostu przysiadł się do mojego stolika i zaczął stawiać swoje warunki. Nie przedstawił się i nie chciał się ujawniać, a nam to nie sprawiało żadnego problemu, bo po co znać imię gościa, który oferuje nam swoją pomoc, praktycznie nie chcąc nic w zamian? – Wyjrzał za okno i lekko się zamyślił. – Był jak upadły anioł. Chciał się zemścić jedynie dlatego, bo nie wiedział czemu on tak skończył, nie wiedział co się stało, że pozostali go odepchnęli; czy to była za duża chęć przejęcia władzy, bycia liderem? czy może za duża agresja? czy fakt, że wolał polować w pojedynkę? – Knot westchnął. – To mnie tym bardziej nie obchodziło. Nie chcieliśmy wylewnej historii na temat tego, jak to się stało, że tak się stało, tylko faktów, czystych, konkretnych faktów, które pozwoliłby nam być bliżej wilkołaków, kontrolować nimi.

~ HGxSS w granicach nierozsądku ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz