Rozdział 43

167 14 0
                                    

Hermiona stała przez chwilę oniemiała.

– Jak to? – zapytała lekko oszołomiona.

– Tak to, Granger. – Zniecierpliwiony rozejrzał się na boki. – Musimy już iść. – Pociągnął ją za ramię w stronę drzwi wejściowych.

– Ale... ale ja nie jestem w stanie. – Wyszarpnęła mu się, gdy tylko odzyskała świadomość umysłu. Rozejrzała się na boki i uzmysłowia sobie, że stoją już na dworze.

– Jak to nie jesteś w stanie? – Popatrzył na nią zirytowany. – Granger, nie ma czasu na wygłupy, o co chodzi tym razem?

– Nie jesteśmy na to gotowi, Snape. Nic nie jest dopracowane, a nasz plan legnie w gruzach nim policzymy do trzech.

– Granger, na litość Salazara. – Zatrzymał się przed nią i złapał ją za ramiona. – Nie mamy teraz na to czasu. – Westchnął ciężko i spojrzał jej w oczy. – Hermiono – zaczął miękko – dasz radę, tylko musisz wziąć się w garść i przestać się stresować. Wszystko wypali jeśli tylko w to uwierzysz. Tyle czasu stałaś murem za tym planem i nikt nie był w stanie zmienić twojego zdania, a teraz sama kładziesz sobie kłody pod nogi. Rozumiem, że się boisz, ale musisz to przezwyciężyć. Jesteś silna, Granger, dasz radę. Tylko sama w to uwierz i zamknij swój umysł, do diabła.

– Snape, jestem jeszcze bardziej zszokowana niż wcześniej. – Uśmiechnęła się lekko. – Chyba masz rację. – Odetchnęła głęboko i w przypływie emocji uściskała go mocno.

– Granger, ale miałaś wziąć się w garść – syknął próbując ją od siebie odkleić.

– Dzięki, Snape – wybełkotała przyciśnięta do jego klatki.

Odsunęła się po chwili od swojego nauczyciela i wygładziła mu ręką koszulę, którą przed chwilą lekko pogięła.

– Potrafisz czasami jednak podnieść trochę na duchu – skwitowała cicho poprawiając własne ubranie i fryzurę. – To na co czekasz, Snape? – żachnęła się, gdy zrobiła kilka kroków, a on wciąż stał w miejscu. – Idziemy czy będziesz tak stał jak wmurowany?

– Idziemy, idziemy, Granger. Nie wywiniesz się tak łatwo. – Prychnął.

Hermiona jedynie uśmiechnęła się lekko pod nosem – była wdzięczna, że Snape robi wszystko, by rozluźnić atmosferę.

Po drodze nie wychodziła z podziwu, gdy usta Mistrza Eliksirów nie zamykały się nawet na moment – najwyraźniej musiał wziąć sobie do serca misję odciągnięcia jej od przytłaczających myśli. Cieszyła się, że nie muszą pokonywać drogi w milczeniu. Przytakiwała jedynie co jakiś czas, a gdy tylko zbliżyli się do miejsca deportacyjnego, przestała go całkowicie słuchać i bez reszty skupiła się na własnym zadaniu. Oczyściła umysł, zrobiła kilka głębokich wdechów i pomodliła się do bogów.

Dzisiaj miała do zawarcia pewną umowę i szła do Voldemorta na czysto biznesowe spotkanie. Kilka razy na pewno jej się oberwie, ale wyjdzie stamtąd żywa. Musi wyjść stamtąd żywa, bo nie tylko ona się tutaj liczy – a stado i ludzie tacy, jak Snape.

Stanęli w miejscu deportacyjnym, a jej ciało zadrżało od emocji. Wzięła Snape'a za dłoń i ścisnęła ją mocno. Popatrzył się na nią zdziwiony, ale odwzajemnił uścisk i powstrzymał się od komentarza.

Otworzył przed nią bramę prowadzącą na Dwór Malfoy'ów i ruchem dłoni zachęcić do wejścia. Rzuciła mu ironiczne spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Wszystko, co mieli sobie do powiedzenia zostało już wypowiedziane, a teraz należało zachować szczególną ostrożność.

Hermiona weszła na teren należący do rodu Malfoy'ów, i gdy tylko przekroczyła linię wyznaczoną przez bramę na jej twarzy zagościła maska nieziemskiego, nieskazitelnego spokoju, lekkiej obojętności i całkowitej niewrażliwości. Jej kroki stały się pewniejsze, sylwetka wyprostowana, głowa wysoko uniesiona. Nie wyglądała jakby szła na negocjacje, wyglądała jakby decyzja była już dawno podjęta, a przyszła jedynie by dopiąć wszystkiego na ostatni guzik. Energia i siła powoli wypełniała jej ciało, gdy z każdym krokiem w jej sercu rosło lekkie podekscytowanie przytłumiając niepokój, a w organizmie podnosił się poziom adrenaliny.

~ HGxSS w granicach nierozsądku ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz