Pomimo, że podążała za nim szybkimi krokami to i tak nie mogła im dorównać. Były niewyobrażalnie długie co, według niej nie szło w parze z tym, że były aż tak ciche. Okropnie ciche. Nie mogła z tym wytrzymać. Teraz idąc w stronę piekła chciała, aby coś wytrącało ją z równowagi, aby przeszkadzało jej myślą, które pędziły co raz szybciej i szybciej. Oczywiście piekłem nie był sam gabinet dyrektora, lecz sytuacja, przez którą musiała iść tam o wpół do dziewiątej na spotkanie z Dumbledore'em.
Stanęła przed posążkami strzegącymi gabinetu. Nie zwracała uwagi na profesora, który znajdował się tuż obok niej. Warknął tylko w ich stronę hasło, które najprawdopodobniej brzmiało "malinowa mamba", nie potrafiła rozróżnić słów, bo serce waliło jej jakby chciało wyskoczyć zza płuc, a w żołądku skurczył się supeł, który skręcał ją tak mocno, że aż miała ochotę zgiąć się w pół i uciec jak najdalej stąd. Straciła już prawie całą pewność siebie, którą miała, gdy przyznawała się przed Snape'em z tego co zrobiła i mówiła, że nigdy by się nie zawahała tego powtórzyć.
Kamienne posążki przepuściły ich ze zgrzytem odsłaniając spirale schodów. Stała jak wryta bojąc się tego co nastąpi.
– Granger będziesz tak stać czy ruszysz w końcu ten swój opasły tyłek na górę? – syknął Snape ze szczytu schodów. Miała już coś odpowiedzieć na to jak powiedział o jej tyłku, ale nie zdążyła, bo znowu dodał swoje trzy knuty. – A może strach cię obleciał, Granger? – zakpił i parsknął. – Zawsze wiedziałem, że godłem Gryffindoru powinna być mysz a nie lew. Właśnie widzę tą waszą odwagę. – Zaczynała się już denerwować, ale jedynie co na to wskazywało były zaciśnięte pięści. – Jeżeli chcesz tchórzyć to zrób to teraz – syknął.
–Ja nie tchórzę – odparowała.
Snape tylko wskazał jej ręką w kierunku drzwi i przesunął się na bok tak, aby swobodnie mogła przejść obok. Hermiona przełknęła cicho ślinę i ruszyła wysoko unosząc głowę. Gdy dotarła do drzwi zacisnęła lewą rękę, która zdążyła się już spocić na szacie, a prawą zapukała w drzwi. Nie miała już odwrotu, no chyba, że odwróciłaby się na pięcie i pobiegła jak najdalej stąd, ale byłaby do końca roku, a może nawet dłużej wyśmiewana, i to nie tylko przez profesora Snape'a, ale także wszystkich uczniów, którzy dowiedzieliby się o tym z prędkością światła.
– Proszę wejść – odpowiedział jej radosny głos.
Uchyliła lekko drzwi i cicho weszła do środka, a za nią wślizgnął się niepostrzeżenie Mistrz Eliksirów.
– Czy coś się stało kochana? – zapytał się swoim nadzwyczaj spokojnym głosem. Skrzywiła się lekko, nie chciała mu tego mówić, nie chciała mu psuć dnia, nie chciała, aby dyrektor ją wywalił z Hogwartu. Przecież może to zrobić, nie? Przecież zaatakowała Harry'ego Drętwotą, całe szczęście nie użyła jednego z Niewybaczalnych, bo już by jej tu nie było i nikt więcej by o niej nie wspomniał. Ale mimo to zaatakowała Wybrańca. Wybrańca! To nie mogło się dobrze skończyć. Nawet jak ją nie wywali to da jej jakąś wielką karę, przez którą skończą się jej wszystkie marzenia. Trafi pod "opiekę" Filcha i będzie codziennie musiała przebywać w jego otoczeniu i pani Norris sprzątając wszystkie podłogi, ściany, okna, pucharki, posążki i nie wiadomo co jeszcze. No to się wpakowała.
– Czy wszystko w porządku? – powtórzył, przerwał pisanie i spojrzał na nią zza swoich pół szkiełek.
– Ja... No tego... Chodzi o Harry'ego.
– Czy coś mu się stało moja droga? – Jego głos był odrobinę poważniejszy.
– Nie. Tak. Znaczy nie do końca – zaczęła pośpiesznie tłumaczyć.
CZYTASZ
~ HGxSS w granicach nierozsądku ~
FanficHistoria, w której każdy człowiek woli zatrzymać co poniektóre sekrety dla siebie, a nieliczni za żadne skarby nie mogą wyjawić ich na światło dzienne... Jednak co się stanie, gdy to nastąpi? Gdy okaże się, że życie niekoniecznie jest całkowicie kol...