Rozdział 57

128 16 1
                                    

– I jak postępy?

– A jak myślisz?

– Myślę, że tak potężny czarodziej jak ty, mógł wpaść na błyskotliwy pomysł.

– Do tego nie wystarczy jeden tytuł. Gdyby to było takie łatwe już dawno stałbym się miliarderem zamiast dalej nauczać bandę cymbałów.

– Liczyłem na lepsze wieści.

– Bo masz mało czasu, a i tak chcesz grać pierwsze skrzypce? – zapytał kąśliwie.

– A ty jak zwykle, na wszystko patrzysz odmiennym spojrzeniem. – Na jego usta wypełzł delikatny, smutny uśmiech.

– Albusie, zadanie które mi powierzyłeś jest niemożliwe do wykonania i oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę od chwili, gdy o tym powiedziałeś. – Zmierzył go chłodnym spojrzeniem. – Śmiem twierdzić, że skomponowanie Eliksiru Życia i tak nie byłoby rozwiązaniem na naszą obecną sytuację, a w przyszłości mogłoby wpłynąć na naszą niekorzyść.

Dumbledore machnął ręką.

– Jaką niekorzyść? Znam Toma od dziecka. Od zawsze brzydził się wilkołakami, nie mówiąc o tym, że większość z nich jest półkrwi. Prędzej umrę niż Tom zechce połączyć siły z Delvorem.

Cóż za zbieg okoliczności, że akurat za dwa tygodnie sam cię zabiję, przeszło Severusowi przez głowę, gdy opuszczał gabinet. Dumbledore testował jego cierpliwość codziennie prosząc go i Minerwę o spotkanie i planując z nimi, a raczej uświadamiając ich o planach, jakie miał w zanadrzu. Dyskutowali i słuchali, a Severus każdego dnia utwierdzał się w przekonaniu, że Albus chwytał się brzytwy, naprawdę myśląc, że po śmierci dalej będzie miał coś do powiedzenia w świecie żywych.

~*~*~*~

Mieli dwa tygodnie na wykonanie swojego planu. Hermiona trochę panikowała, z racji, że żadne z nich nie skończyło nawet szkoły teatralnej. Co więcej, wiedziała że będzie im ciężej robić coś wymuszonego, a nienaturalność będzie można dostrzec w zachowaniu. W tym momencie ukradkowe spojrzenia, wzdychanie i fantazjowanie o Snapie było niewystarczające i musiała pójść o krok dalej, tym bardziej jeśli Mistrz Eliksirów a.k.a. poplecznik Voldemorta miał zarówno u siebie, jak i u niej we wspomnieniach odrzucać jej adoracje. Poza tym, bądź co bądź, ale to ona zainicjonowana ten plan i wdrożyła w życie na długo przed tym zanim Snape się o nim dowiedział.

Zwolniła myśli i w pełni skoncentrowała się tylko na teraźniejszości.

Zapukała niepewnie do drzwi.

– Wejść! – Nieprzyjemny, szorstki głos zaprosił ją do środka.

– Dobry wieczór, profesorze. – Usiadła naprzeciwko i pozwoliła sobie na powolne spojrzenie wprost w czarne tęczówki Mistrza Eliksirów. Jego wzrok wbił się w nią intensywnie, przez co miała wrażenie jakby piekła ją skóra. Na twarzy Snape'a zagościł grymas, ale moc spojrzenia sprawiła, że Hermiona się zarumieniła. Pozwoliła sobie na odwrócenie wzroku i przeniesienie go na własne dłonie złożone na kolanach. Zaobserwowała szybsze bicie serca, więc skupiła się na tym, pielęgnując każde uderzenie, koncentrując się na tym, a w myślach odtwarzając raz za razem wyrazistość spojrzenia jakim ją obdarzył.

– Dzisiaj masz do wyczyszczenia pięć kociołków. Bez magii – syknął. – Rękawiczki. – Wyciągnął przed nią gumowe rękawice. Hermiona przechwyciła je machinalnie. Stalowy chwyt Snape'a doprowadził jednak do tego, że ich dłonie znów się spotkały. Jakby to nie było ustawione to po tylu przypadkowych dotknięciach w ciągu jednego dnia już by zaczęła się martwić, że któreś z nich nie ma odpowiedniego jak na ich wiek refleksu i wyczucia.

~ HGxSS w granicach nierozsądku ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz