Hermiona czuła się była ledwo żywa, ale wiedziała, że już powraca do zdrowia – teraz mogło być już tylko lepiej.
Dan załatwił jej potrzebne leki i systematycznie je przyjmowała, bez ryzyka, że któryś ze składników może jej zaszkodzić.
Przez jej głowę przechodziły myśli czy nie powrócić do Hogwartu. To był jej dom. Jedyny jaki jej pozostał. Nawet nie chciała odszukiwać swoich rodziców, którzy zostali wypuszczeni przez Voldemorta, bo ani nie miałaby nic ciekawego im do powiedzenia, ani z pewnością nie skakaliby na jej widok z radości. Z tego wszystkiego ta myśl trapiła ją najbardziej. W chwili kiedy Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wypowiadać rzucił na nich pierwsze zaklęcie wiedziała, że odtąd została sierotą – na własne życzenie, a wiedziała, że mogła tego uniknąć, gdyby tylko przewidziała kroki Voldemorta.
Umyła zęby i pewnym krokiem zaczęła schodzić po schodach. Przyzwyczaiła już się do nich czuła, że nawet Wielki Mur Chiński nie sprawiłby jej kłopotu.
Z lekkim uśmiechem na ustach usiadła przy barze, zamawiając śniadanie i oczekując Dana, jak co dzień.
Kelner przyniósł jej jedzenie i w momencie, gdy brała pierwszy kęs jajecznicy, miejsce koło niej zostało zajęte.
Odwróciła się z uśmiechem na ustach, ale gdy tylko dostrzegła, kto to jest, uśmiech błyskawicznie zniknął jej z twarzy.
Zdziwiona zakrztusiła się jajecznicą i zaczęła głośno kaszleć, próbując odzyskać oddech.
Mężczyzna jedynie przewrócił oczami i nawet nie podniósł się z krzesła, by spróbować jej pomóc – nic zaskakującego, pomyślała.
– Co... Co ty tu... – Patrzyła to na niego, to na drzwi. – Co ty tu robisz? – spytała ze zdziwieniem.
– Z szacunkiem, Granger. A jak ci się niby wydaje? Zwiedzam okolice. – Prychnął. – Zbieraj się.
– Nigdzie nie idę – odpowiedziała ostro i skrzyżowała ręce na piersi.
– Nie zachowuj się jak dziesięciolatka, tylko pakuj swoje rzeczy – syknął.
– Mam prawo tutaj zostać – odgryzła się.
– Prawo to ty masz, ale żeby się zamknąć. A teraz masz pięć sekund, by iść do pokoju po ubrania albo wychodzisz tak, jak stoisz.
– Nidzie nie idę – powtórzyła uparcie, wpatrując się stanowczo przed siebie.
– Granger, lepiej mnie nie denerwuj.
– Kto kogo denerwuje, Snape? – Wypluła te słowa z obrzydzeniem i ironią w głosie, sugestywnie patrząc na niego z góry na dół.
– Ty chyba naprawdę jesteś taka głupia. – Złapał ją mocno za ramię i szarpnął w swoją stronę tak, by na niego spojrzała. – Nie radzę ci denerwować mnie jeszcze bardziej. Latam po tym pieprzonym kraju w poszukiwaniu małolaty, która ma pustkę w głowie, a teraz niby nie raczysz po dobroci ze mną wrócić.
– Dokładnie. – Wyszarpnęła się z jego uścisku i zeszła ze stołka. – Nie życzę sobie, żebyś mnie niepokoił, Snape.
– Jak ja cię zaraz zaniepokoję, to ze strachu nigdzie więcej się nie ruszysz.
Hermiona przewróciła oczami, odwróciła się i szybkim krokiem zaczęła wchodzić po schodach.
Snape czuł jak krew w nim wrze. Miał ochotę rozszarpać ją na kawałki.
Dogonił ją, pociągnął za ramię i przycisnął do ściany.
– Albo w tej chwili spakujesz swoje rzeczy i pójdziesz za mną, albo zastosuję bardziej radykalne środki – wysyczał.
CZYTASZ
~ HGxSS w granicach nierozsądku ~
ФанфікиHistoria, w której każdy człowiek woli zatrzymać co poniektóre sekrety dla siebie, a nieliczni za żadne skarby nie mogą wyjawić ich na światło dzienne... Jednak co się stanie, gdy to nastąpi? Gdy okaże się, że życie niekoniecznie jest całkowicie kol...