Rozdział 40

225 12 2
                                    

Hermiona wyczerpana próbowała złapać oddech stojąc na skraju Zakazanego Lasu. Dzisiejszy dzień pełni zdawał się przynieść większe rezultaty niż żaden inny. Jej stado martwiło się o nią i naprawdę troszczyło, mając na uwadze wczorajsze wydarzenie. Pilnowali jej, jak oka w głowie. Chronili ją tak, jak chroni się lidera. A ona, walcząc z dokuczliwym zmęczeniem i nie będąc w stanie kontrolować ich każdego ruchu, zaufała im. Kolejnym osobom. Uwierzyła, że nie musi dalej nad nimi stać i chronić przed zagrożeniem, jak matka własne dzieci. Pozwoliła im udźwignąć ciężar odpowiedzialności i w pełni uwierzyła, że w razie niebezpieczeństwa będą w stanie sobie poradzić. I to się opłaciło. Sami uwierzyli w siebie i byli jej wdzięczni za to, czego ich nauczyła. Było to widać w ich oczach, w ich ciepłym uśmiechu. Uśmiechu, który bezwzględnie zarażał resztę grupy.

Pierwsze promienie słońca przebijały się przez ciemne chmury. Dziewczyna szczelniej owinęła się peleryną i powolnym krokiem, z uśmiechem błąkającym się pod nosem, wyruszyła w stronę Hogwartu.

Chyba po raz pierwszy ucieszyła się, że dzisiejszego dnia ma mniej lekcji. Planowała po obiedzie bardzo długą drzemkę i nikt nie mógł jej w tym przeszkodzić! Zbliżając się do szkoły rozpoczęła rzucenie na siebie zaklęć. Jedno, ażeby zamaskować worki pod oczami, drugie, aby zamaskować zapach mokrej sierści i ziemi, który z pewnością był odczuwalny na kilometr, kolejne na przebranie i doprowadzenie się wizualnie do stanu perfekcyjnego. Jakby nie patrzeć, wróciła właśnie od swoich rodziców, bo jej mama miała poważny wypadek. Całe szczęście nie był bardzo urazowy i nawet pozwoliła na użycie magii, by uleczyć złamanie. Dlatego była szczęśliwa. Dlatego uśmiech nie mógł zejść z jej twarzy.

Do Wielkiej Sali weszła wraz z tłumem, przez co nie robiła zamieszania swoim powrotem. Zmierzyła do stołu Gryffindoru i zajęła swoje stałe miejsce wypatrując przyjaciół.

– Hermiono, wróciłaś! – krzyknął uradowany Harry i podbiegł, by ją uściskać. – Profesor Dumbledore powiedział nam o zajściu od razu, gdy pojechałaś. Na twoim miejscu postąpiłbym identycznie, tym bardziej, jeśli sam Dumbledore sugeruje, żeby taką decyzję podjąć. Pewnie jesteś wyczerpana. I jak się czuje mama?

– Już wszystko w porządku. – Uśmiechnęła się do niego ciepło. – Był to poważny wypadek, ale dzięki magii udało mi się ustabilizować jej stan.

Harry nie zdążył nic odpowiedź, bo z boku wyłoniła się Ginny, która bez słowa ją mocno przytuliła, a tuż za nią stał Ron, machając niepewnie ręką. Hermiona rozłożyła ręce szeroko i chłopak przytulił się do nich obu.

– Cieszymy się, że już jesteś, Herm – ledwo wydusiła Ginnny, ściśnięta w mocnym uścisku. – Już, Ron, bo nie mogę oddychać. Oszalałeś?! – Próbowała krzyknąć, kopnąć brata i złapać oddech jednocześnie.

Ron wyszczerzył się w uśmiechu i puścił je obie, robiąc zwinny unik przed siostrą.

– Już tak się nie bulwersuj, idź coś zjedz, bo nie urośniesz – rzucił Ron i sam zajął swoje miejsce.

Hermiona źle się poczuła, że ich okłamuje. Przecież była taka jak oni. Trochę jeszcze niedojrzała, trochę dziecinna, zupełnie niegotowa do wejścia w dorosłość.

Tyle że ona już była w dorosłości. Już dosięgnęła etap, który oni dopiero niedługo będą w stanie dostrzec. I chyba to ich tak od siebie oddaliło.  Jej przyjaciele dopiero zdawali sobie sprawę z tego, co się dzieje wokół nich, gdy ona już działała. Każdy miał swoją rolę do odegrania, z tą różnicą, że ona przed nimi znalazła się na scenie.

Odsunęła na bok przytłaczające myśli i najnormalniej, jak tylko była w stanie, włączyła się do rozmowy śmiejąc się, żartując i naiwnie myśląc, że to wszystko to tak naprawdę jeden, długi koszmar, z którego zaraz się obudzi.

~ HGxSS w granicach nierozsądku ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz