Rano wstałem przed Nikolaiem i jak zwykle poszedłem do szkoły wcześniej niż inni. W klasie siedziałem sam. Szkoła bez ludzi jest cicha i fajna; jednak na myśl, że za pół godziny wszyscy zlezą się, by się tu nudzić (bo rzadko kto się uczy), boli mnie głowa.
Jako że byłem sam, nie miałem kaptura na głowie. Otworzyłem sobie okno na oścież, po czym usiadłem na parapecie. Delikatny powiew wiatru muskał moją skórę, rozwiewając przydługie już włosy. Nie ma sensu chodzić do fryzjera, skoro i tak noszę kaptur — marnowanie pieniędzy.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk robionego zdjęcia. Szybko obróciłem się w tamtą stronę, lecz nikogo nie było. Zszedłem, pospiesznym krokiem wychodząc z klasy i udając się na korytarz. Sylwetka uciekającej osoby była coraz dalej, a ja znowu nie chciałem być w centrum uwagi. Zapewne zrobiła mi zdjęcie, tylko po co? Kimże ja jestem, aby mi zdjęcia robić? Człowiekowi spokoju nie dadzą. Osobę, za którą goniłem, zgubiłem w tłumie. Mimo moich dwóch metrów wzrostu nie dałem rady wypatrzeć jej lub jego wśród tłumu... Szykuje się kolejna upierdliwa akcja.
Westchnąłem i podrapałem się po głowie. Dopiero wtedy zorientowałem się, że nie mam na sobie kaptura, a dziesiątki par oczu patrzą się na mnie dziwnym wzrokiem. Od razu się speszyłem, jak już wspominałem — nienawidzę ludzi.
Szybkim krokiem skierowałem się do toalet, mając nadzieję, że nikogo tam nie spotkam. Najwidoczniej szczęście starało się wynagrodzić mi tę akcję sprzed chwili, ponieważ ubikacja była pusta. Zamknąłem się w jednej z kabin i oddychałem głęboko.
— To było straszne... — wyszeptałem.
Wtem usłyszałem dźwięk dzwonka. Nie no, zajebiście, ja tutaj mam zawał, a oni dzwonią na pieprzone lekcje, w dodatku z tym cymbałem w gratisie.
Kolejny raz fart dał o sobie znać. Niko nie pojawił się dzisiaj na pierwszej lekcji, zapewne zaspał. Warto było go zostawić samemu sobie, przynajmniej mam spokój. Matma płynęła nam spokojnie. Jako że nie mam z nią kłopotów, to znowu patrzyłem w okno.
Jakaś pani szła z zakupami i z dzieckiem, zapewne odprowadzała je do przedszkola. Jakiś facet spieszył się zapewne do pracy, ponieważ sprawdzał godzinę. Był cały czerwony ze złości, co trochę mnie rozśmieszyło, ale to jeszcze nie było najśmieszniejsze. Pamiętacie motyw z bajek, kiedy jakaś postać na przykład jedzie na nartach, przewraca się i robi z siebie ogromną kulę śniegu? To teraz wyobraźcie sobie, jak Niko biegnie, a raczej pędzi na złamanie karku, po czym wywraca się i toczy przez parę metrów, aby finalnie wylądować na plecach. Nie wiem czemu, ale śmieszył mnie ten idiota, choć wkurzał i marnował mój cenny czas. Po prostu był upierdliwy. Jedynym plusem w jego wyglądzie był wzrost, bo nie musiałem patrzeć mu w twarz i w te jego roześmiane oczy, gdy z kimś gadał. Ciekawe, ile ten kurdupel ma wzrostu? Z jego słów wynika, że ma 145 cm... Matka mu mleka nie dawała czy co?
Szybko wstał z ziemi i pospiesznym krokiem ruszył do szkoły, strzepując z siebie kurz. Koleś miał farta, że nie padało. Do klasy wrócił na drugą lekcję.
Od razu po wejściu podszedł do mnie i powiedział:
— Al, pożyczyłbyś mi zeszyt z matmy?
— Al? Dobra, mniejsza. Pewnie, przepiszesz sobie w pokoju, dobra?
— A no tak, bo my ze sobą mieszkamy! — krzyknął, po czym przywalił sobie soczystego facepalma.
— To źle zabrzmiało... — powiedziałem ciszej, widząc, jak niektóre osoby patrzą na nas podejrzanym wzrokiem. Wystarczy mi uwagi na dzisiaj.
— Ech? Aaa! Przepraszam! Nie miałem tego na myśli! — chyba dopiero teraz coś mu zatrybiło.
— Spoko, ale siadaj już, bo niedługo lekcja się zacznie.
— No nie musisz być już taki oziębły — nadął policzki. Wyglądał teraz jak grubas, przez co prychnąłem, ale chyba tego nie usłyszał, bo się wypakowywał.
Debile są po to, żeby się z nich śmiać. Są też po to, by odwracać uwagę, po prostu są po to, by być i przyciągać do siebie ludzi. Dotychczas lubiłem każdego debila, ponieważ skupiał uwagę na sobie, odwracając ją ode mnie... Ale teraz nienawidzę debili, czemu?
Bo jednego z jakiegoś powodu ciągnie właśnie do mnie...
CZYTASZ
Bezwzględna siła |Yασι| [✔]
RandomAlgier jest chłopakiem o nieprzeciętnej sile, dosłownie nadludzkiej, no bo jaki szesnastolatek potrafi zmiażdżyć ciężarówkę gołymi rękami, tak, jakby była zrobiona z papieru? Nie wymagał on od życia niczego, tak samo życie nie wymagało nic od niego...