Około siedemnastej rodzice chłopaka wrócili do domu, zostawiając nas samym sobie, wraz ze smrodem tych okropnych perfum. Kto takie kupuje? Obrzydlistwo...
— Ale kłamiesz... Skąd ty to bierzesz?
— Odruch.
— Ta, jasne, czemu wszystko tłumaczysz odruchem?
— Odruch.
— CZEMU AŻ TAK MNIE NIENAWIDZISZ?! — krzyknął, co mnie zaskoczyło. Jeszcze nigdy nie podnosił na mnie głosu. — ZROBIŁEM COŚ NIE TAK?! POWIEDZ MI, O CO CI DO CHOLERY CHODZI! — uderzył ręką o blat stołu.
— Słuchaj, po pierwsze nie krzycz na mnie, a po drugie, jeśli tak bardzo nie lubisz ze mną rozmawiać, to się do mnie nie odzywaj.
— AL, SŁUCHAJ, TY...
Czekałem, aż znajdzie odpowiednie słowa. Właśnie dlatego trzymałem go na dystans, a jednak to i tak by się zdarzyło. Nikt nie wytrzymuje ze mną długo. Przynajmniej się nie przywiązałem, a wręcz przeciwnie, nienawidzę tego gnoja.
— No co ja? — lecz zamiast odpowiedzi uderzył mnie w twarz.
— Błagam! Przestań mnie tak traktować, przestań, proszę! — zaczął płakać. Się porobiło... Teraz to już na pewno nie da mi spokoju.
— Mówiłem, nie podnoś głosu... — musiałem zachować spokój, nie mogłem krzyczeć. Agresja rodzi agresję, nie mogę doprowadzić do bójki.
— Zależy ci na mnie?! Przyjaźnimy się, prawda?!
— Nigdy nie wspominałem nic o żadnej przyjaźni, ja nie mam przyjaciół...
Popatrzył na mnie, jakbym zabił mu psa. Chyba przesadziłem...
— Rozumiem... Wyjdź... — powiedział cicho, lecz szept zaraz przerodził się w krzyk. — WYNOŚ SIĘ!
— Dobrze... Tak jak prosiłeś, wychodzę — powiedziałem spokojnie, po czym wyszedłem z pokoju.
Szedłem powoli, kierując się w stronę pobliskiego lasu. Byłem wkurzony, nie tylko przez niego, nie przez to, że mnie uderzył, a także, że wyrzucił z mieszkania. Byłem zły na siebie, że nie potrafiłem lepiej kłamać. Źle rozegrałem tę grę. Wkurzony walnąłem pięścią w pobliskie drzewo o grubym pniu, mając nadzieję, że przynajmniej ono będzie stało. Niestety, nadzieja matką głupich. Po moim ciosie drzewo runęło do tyłu, robiąc przy tym trochę hałasu. Nie zraziłem się tym, usiadłem na ziemi, opierając plecy o pień i patrzyłem w gwiazdy — niebo było dzisiaj zupełnie bezchmurne, w przeciwieństwie do mojego serca, w którym aktualnie panowała burza.
— Gdyby nie ta moc... — wyszeptałem.
— Jaka moc? — wyszlochał gówniak, zapewne musiał iść za mną... Znowu byłem nieostrożny. Zamiast odpowiedzieć, zignorowałem go i poszedłem dalej, lecz ten nadal za mną podążał.
— Nie ignoruj mnie... To ty ściąłeś tamto drzewo? — dopytywał, nie dając mi spokoju. Spokojnie, powtarzałem w głębi duszy, to minie... — Hej, odpowiedz! Czekaj no! — krzycząc to, wywrócił się. Odwróciłem się i przez chwilę wahałem, czy mu pomóc, lecz ostatecznie nie zdecydowałem się na to. Zostawiłem go samego.
Zdążyłem odejść jednak tylko kilka kroków, gdy usłyszałem jego płacz. Czemu nie mogę zostawić go samego? Przecież go nienawidzę... Stałem, nie idąc dalej, czekając na niego, w co sam nie wierzyłem. Jestem jakiś głupi czy co?
Kurdupel chyba zrozumiał przekaz, bo od razu się rozweselił i podbiegł do mnie. Szliśmy w ciszy po parku. Zaczynało robić się coraz chłodniej, tak jak to zwykło było się ochładzać w jesienne wieczory. W pewnym momencie gówniak złapał mnie za rękę. Obejrzałem się na niego zdziwiony.
— Zimno się robi... Tylko chwilkę, nikt nie patrzy, dobrze? — spytał szeptem, a ja w odpowiedzi schowałem nasze dłonie do mojej kieszeni. Od kiedy stałem się taki czuły? Przecież ja go nienawidzę...
Po dłuższym spacerze usiedliśmy na ławce, nasze dłonie nadal znajdowały się w mojej kieszeni.
— O jaką moc ci wtedy chodziło? — spytał. Teraz nie mogłem zrobić uniku, kłamstwa by nie działały.
— Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz... — schowałem usta w bluzę, dzięki temu byłem pewien, że nie zobaczy mojego zdenerwowania. Nie ściągnie mi także kaptura, skoro jedna ręka złamana, a drugą trzymam ja. Odrobina kontroli nad sytuacją nie zaszkodzi.
— Obiecuję... — odpowiedział po chwili.¸„.-•~¹°"ˆ˜¨ ¨˜ˆ"°¹~•-.„¸
Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział wam się spodobał. Troszkę się działo, a Al wyszedł na totalnego dupka xd
Miłego popołudnia ❤
CZYTASZ
Bezwzględna siła |Yασι| [✔]
RandomAlgier jest chłopakiem o nieprzeciętnej sile, dosłownie nadludzkiej, no bo jaki szesnastolatek potrafi zmiażdżyć ciężarówkę gołymi rękami, tak, jakby była zrobiona z papieru? Nie wymagał on od życia niczego, tak samo życie nie wymagało nic od niego...