Maraton #7
Wyszedłem od fryzjera w kapturze naciągniętym na głowę bardziej niż zwykle. Teraz świat był jaśniejszy... Normalnie aż raziło w oczy.
Spóźniony przyszedłem do firmy, po czym zabrałem się za robotę. Było mi naprawdę gorąco, więc musiałem ściągnąć bluzę. Kierownik zaczął się ze mnie śmiać, że zmieniłem fryzurę... Większość niby ją chwaliła, że wyglądam lepiej i tym podobne, jednak ja nie byłem przekonany.
Pod wieczór wróciłem do mieszkania. Jak zwykle otworzyłem drzwi, wszedłem do przedpokoju, po czym je zamknąłem. Przeszedłem przez krótki korytarz i skierowałem się do kuchni, by coś zjeść. Kawa jako obiad to nie jest za dobre rozwiązanie. Otworzyłem lodówkę i sięgnąłem po szynkę i żółty ser, z szafki obok wyjąłem chleb. Ukroiłem kromkę, a na nią położyłem wcześniej wymienione składniki. Po wysiłku nie byłem aż tak głodny. Wraz z tym skromnym jedzeniem poszedłem do pokoju, gdzie stały nasze łóżka i biurka. Zobaczyłem, że Niko ze słuchawkami na uszach odrabia zadanie, a raczej podejmuje nieudane próby jego odrobienia. Zerknąłem mu przez ramię, po czym zdjąłem jedną słuchawkę.
— Tutaj masz błąd — na moje słowa, podskoczył przerażony.
— Al?! Kiedyś tu przylazł?!
— Hm? Ach, dopiero wróciłem z roboty.
— Ile razy ci mówiłem, żebyś ściągał kaptur, gdy jesteśmy sami — mówiąc to, wstał ze stołka i sięgnął ręką, chcąc złapać za materiał.
— A nie byłeś czasem na mnie zły i nie miałeś się do mnie nie odzywać? — powiedziałem, w nadziei, że przerwie czynność i odpuści, ten jednak tylko zaśmiał się cicho, po czym chwycił za materiał i ściągnął mi go z głowy.
Przez chwile stał, jakby go wcięło.
— Co ci się stało z włosami? — pytał z tymi dużymi oczami.
— Narumi zaciągnęła mnie dzisiaj do fryzjera... — westchnąłem ciężko, po czym po raz kolejny narzuciłem kaptur na głowę.
— Ściągnij to! — krzyknął, co nieco mnie przestraszyło. Kto tak nagle podnosi głos...?
— Yyyy...
—ŚCIĄGAJ.
— No już, już — grzecznie zrobiłem to, co kazał, by nie dostać od niego. Niby jest słaby, ale mógłby jeszcze coś sobie zrobić i byłaby to moja wina...
— Al...
— Tak...? — spytałem niepewnie.
— Mogę pokochać cię ponownie?
— Co?
— N... no bo... — spuścił głowę, będąc zarumienionym aż po szyje.
— Nie ładnie tak urywać — zaśmiałem się i podniosłem delikatnie jego podbródek, by spojrzał na mnie. Zrobił to, o co prosiłem, jednak jego oczy nie patrzyły na mnie.
Zbliżyłem swoją twarz do jego, łącząc nasze usta w czułym pocałunku.
— Dokończysz, to, co powiedziałeś?
— W...wiesz... To grzech być takim przystojnym....
— Ja? Przystojny? — prychnąłem — chciałoby się.
— Widziałeś się w lustrze?
— Mhmm, ale wiesz... lepiej czułem się w dłuższych włosach, chyba je zapuszczę zno...
— ANI MI SIĘ WAŻ! — przerwał mi, krzycząc.
— Dobra, dobra, ale bądź ciszej.
Po tej akcji udało mi się uspokoić kurdupla. Ostatecznie położyliśmy się na łóżku, prowadząc nic nieznaczące rozmowy. Ale w sumie, czułem się tak najlepiej.
— I wtedy on... — mówił gówniak, lecz mu przerwałem.
— A nie miałeś czasem się do mnie nie odzywać? — zaśmiałem się, przypominając mu to dzisiaj któryś raz.
— Dobra, jeśli chcesz, to nie muszę się do ciebie odzywać, pfff.
— No kochanie... — zaryzykowałem. Wymówienie tego kosztowało mnie wiele nerwów, dowodem na to, był rumieniec, który pokrywał całą moją twarz.
— Przestań... — Niko stał się bardziej czerwony — nie ulegnę.
Po jego słowach resztę wieczoru spędziliśmy w ciszy.
¸„.-•~¹°"ˆ˜¨ ¨˜ˆ"°¹~•-.„¸
Długo nie było rozdziału xd
Nową fryzurę Algiera macie na okładce, to ten czarnowłosy chłopak. Pomyślałam, "O, akurat pasuje, aż żal tego nie wykorzystać" :)
CZYTASZ
Bezwzględna siła |Yασι| [✔]
De TodoAlgier jest chłopakiem o nieprzeciętnej sile, dosłownie nadludzkiej, no bo jaki szesnastolatek potrafi zmiażdżyć ciężarówkę gołymi rękami, tak, jakby była zrobiona z papieru? Nie wymagał on od życia niczego, tak samo życie nie wymagało nic od niego...