Maraton #4
Dłużej nie wytrzymałem. Chwyciłem go za ramiona, po czym odciągnąłem na małą odległość i wpiłem się w jego usta, chcąc powstrzymać ten wodospad łez.
— Czemu się mną bawisz... — wychlipał.
— Nie bawię się, jestem w stosunku do ciebie poważny.
— Więc... Więc, czemu nie chcesz mi tego powiedzieć... — znowu się rozpłakał, więc przyciągnąłem go do siebie, zamykając w uścisku.
— Ponieważ, te słowa znaczą dla mnie dużo więcej, od kiedy moi rodzice umarli, ja... Coraz trudniej mi to powiedzieć...
— Ale kochasz mnie, prawda? — zapytał, odsuwając się ode mnie, patrząc w twarz.
— Pewnie, że tak — uśmiechnąłem się smutno i objąłem jego twarz rękami, po czym kciukami starłem łzy.
— Też cię kocham — rozweselił się nieco i znowu mnie przytulił — Ale to nie zmienia faktu, że jestem zły... — mówił obrażonym tonem.
— Przecież teraz się tulimy... Też cię pocałowałem, tak jak chciałeś... Czemu nadal jesteś zły?
— Bo tak! — krzyknął.
— Niko... Błagam, nie krzycz mi do ucha...
Jednak na moją prośbę zareagował chichotem. Gdy wypuściłem go z objęć, chciał już gdzieś pójść, lecz go powstrzymałem.
— A ty gdzie się wybierasz? — złapałem go za nadgarstek.
— Yyyy, ja... ten...no... jeść?
— Wyjadłeś całą lodówkę, a teraz do nauki — powiedziałem stanowczo.
— Nie lubię...
— Jutro pyta z historii.
— A co teraz bierzemy? — o dziwo posłusznie poszedł ze mną.
— Drugą wojnę
— Nigdy tego nie umiałem...
— Won do książek — ścisnąłem mu ręke.
— Ał, ałaj! To boli! Puszczaj! — darł się.
— A będziesz się uczył?
— TAK!
— Obiecujesz?
— PRZYSIĘGAM!!!
— Proszę bardzo — puściłem go. Rozmasował sobie rękę i wziął się do czytania książki. Aby mu nie przeszkadzać, poszedłem do kuchni i usiadłem na podłodze, opierając się o jedną z szafek. Włączyłem telefon i zacząłem sobie przeglądać wiadomości.
Nagle telefon zaczął dzwonić. Na ekranie wyświetlił się nieznany numer.
— Halo? — powiedziałem.
— Hejka misiu, który numer ma twoje mieszkanie?
— Przepraszam, ale to chyba pomyłka...
— Nie... Al misiu, gdzie mieszkasz? Chyba że mam kogoś zapytać, hmm?
— Na...rumi?
— Bingo!
— JUŻ TAM IDĘ.
Wypadłem jak najszybciej mogłem z mieszkania. Zignorowałem zaskoczony głos kurdupla, który zawołał mnie przy wyjściu. Zbiegłem na bosaka po schodach i tak jak się spodziewałem, zastałem dziewczynę przy drzwiach wejściowych. Widząc ją, jak rozmawiała z jednym ze znajomych z klasy, szybko wziąłem ją za rękę i wyminąłem chłopaka, który patrzył na nas, jakby zobaczył ducha.
— Gdzie ci tak spieszno kotku? — zapytała erotycznym głosem.
— Do piwnicy, zamknę cię tam i zwiąże, byś cierpiała do końca życia.
— Ach — jęknęła — sugerujesz BDSM?
— Zamknij się i powiedz, czego chcesz?
— Zmieniłeś się — spoważniała.
— Co? — zaskoczyła mnie tym.
— Wcześniej nie byłeś taki rozmowny, zaczepki takie jak ta ignorowałeś, a ludzi zbywałeś. A teraz... Całkowite przeciwieństwo. Fiu, fiu, kto cię tak odmienił, hmm?
— Nikt, a teraz wynoś się, wiesz, gdzie są drzwi.
— Ale, Al...
— Nie nazywaj mnie tak.
— Hmm... Czyżby tylko twoja księżniczka mogła tak na ciebie mówić...?
— Po coś ty tutaj w ogóle przylazła?
— Ach, no tak, dzieci z sierocińca przysyłają ci listy, a poza tym, chciałam jeszcze z tobą pogadać, ale najwidoczniej nie mamy o czym — uśmiechnęła się.
— Rozumiem, dzięki za listy, a i jeszcze jedno pytanie, skąd masz mój numer?
— Skradłam razem z twoim sercem — zaśmiała się.
— Ech... Szkoda tylko, że moje serce należy do kogoś innego — zawtórowałem jej, na co ona spoważniała.
— Jesteś poważny?
— Jak jeszcze nigdy
— Rozumiem, zatem szczęścia.
— Dzięki...?
Po tych słowach odeszła jak gdyby nigdy nic. Serio, dziwna z niej dziewczyna, jednak jestem jej wdzięczny, że dostarczyła mi listy od dzieciaków.
Wróciłem do mieszkania. W progu czekał na mnie Niko.
— Czemu wybiegłeś jak poparzony?
— Listy, osoba, której nienawidzę, dostarczyła mi listy od dzieciaków z sierocińca.
— Sierocińca?
— Nie mówiłem ci?
— Nie... To ty nie mieszkałeś z rodziną po wypadku...?
— Nie miałem innej rodziny oprócz mamy i taty, więc po ich śmierci musiałem tam trafić — zdobyłem się na uśmiech, jednak wgłębi serca, ciągle było mi smutno z powodu wspomnień.
— Przepraszam...
— Nie masz za co, idioto — uśmiechnąłem się i go przytuliłem.
Później przeszliśmy do pokoju, gdzie znajdowały się łóżka. Usiedliśmy na panelach, opierając się o ścianę i czytaliśmy listy od dzieciaków, śmiejąc się przy tym przez cały czas.
Na prawdę, nie mogę się doczekać ich min, gdy zobaczą mnie, wraz z prezentami.
CZYTASZ
Bezwzględna siła |Yασι| [✔]
RastgeleAlgier jest chłopakiem o nieprzeciętnej sile, dosłownie nadludzkiej, no bo jaki szesnastolatek potrafi zmiażdżyć ciężarówkę gołymi rękami, tak, jakby była zrobiona z papieru? Nie wymagał on od życia niczego, tak samo życie nie wymagało nic od niego...