Rozdział 28

1.4K 211 15
                                    

Maraton #4 

 Dłużej nie wytrzymałem. Chwyciłem go za ramiona, po czym odciągnąłem na małą odległość i wpiłem się w jego usta, chcąc powstrzymać ten wodospad łez.


— Czemu się mną bawisz... — wychlipał.

— Nie bawię się, jestem w stosunku do ciebie poważny.

— Więc... Więc, czemu nie chcesz mi tego powiedzieć... — znowu się rozpłakał, więc przyciągnąłem go do siebie, zamykając w uścisku.

— Ponieważ, te słowa znaczą dla mnie dużo więcej, od kiedy moi rodzice umarli, ja... Coraz trudniej mi to powiedzieć...

— Ale kochasz mnie, prawda? — zapytał, odsuwając się ode mnie, patrząc w twarz.

— Pewnie, że tak — uśmiechnąłem się smutno i objąłem jego twarz rękami, po czym kciukami starłem łzy.

— Też cię kocham — rozweselił się nieco i znowu mnie przytulił — Ale to nie zmienia faktu, że jestem zły... — mówił obrażonym tonem.

— Przecież teraz się tulimy... Też cię pocałowałem, tak jak chciałeś... Czemu nadal jesteś zły?

— Bo tak! — krzyknął.

— Niko... Błagam, nie krzycz mi do ucha...

Jednak na moją prośbę zareagował chichotem. Gdy wypuściłem go z objęć, chciał już gdzieś pójść, lecz go powstrzymałem.

— A ty gdzie się wybierasz? — złapałem go za nadgarstek.

— Yyyy, ja... ten...no... jeść?

— Wyjadłeś całą lodówkę, a teraz do nauki — powiedziałem stanowczo.

— Nie lubię...

— Jutro pyta z historii.

— A co teraz bierzemy? — o dziwo posłusznie poszedł ze mną.

— Drugą wojnę

— Nigdy tego nie umiałem...

— Won do książek — ścisnąłem mu ręke.

— Ał, ałaj! To boli! Puszczaj! — darł się.

— A będziesz się uczył?

— TAK!

— Obiecujesz?

— PRZYSIĘGAM!!!

— Proszę bardzo — puściłem go. Rozmasował sobie rękę i wziął się do czytania książki. Aby mu nie przeszkadzać, poszedłem do kuchni i usiadłem na podłodze, opierając się o jedną z szafek. Włączyłem telefon i zacząłem sobie przeglądać wiadomości.

Nagle telefon zaczął dzwonić. Na ekranie wyświetlił się nieznany numer.

— Halo? — powiedziałem.

— Hejka misiu, który numer ma twoje mieszkanie?

— Przepraszam, ale to chyba pomyłka...

— Nie... Al misiu, gdzie mieszkasz? Chyba że mam kogoś zapytać, hmm?

— Na...rumi?

— Bingo!

— JUŻ TAM IDĘ.

Wypadłem jak najszybciej mogłem z mieszkania. Zignorowałem zaskoczony głos kurdupla, który zawołał mnie przy wyjściu. Zbiegłem na bosaka po schodach i tak jak się spodziewałem, zastałem dziewczynę przy drzwiach wejściowych. Widząc ją, jak rozmawiała z jednym ze znajomych z klasy, szybko wziąłem ją za rękę i wyminąłem chłopaka, który patrzył na nas, jakby zobaczył ducha.

— Gdzie ci tak spieszno kotku? — zapytała erotycznym głosem.

— Do piwnicy, zamknę cię tam i zwiąże, byś cierpiała do końca życia.

— Ach — jęknęła — sugerujesz BDSM?

— Zamknij się i powiedz, czego chcesz?

— Zmieniłeś się — spoważniała.

— Co? — zaskoczyła mnie tym.

— Wcześniej nie byłeś taki rozmowny, zaczepki takie jak ta ignorowałeś, a ludzi zbywałeś. A teraz... Całkowite przeciwieństwo. Fiu, fiu, kto cię tak odmienił, hmm?

— Nikt, a teraz wynoś się, wiesz, gdzie są drzwi.

— Ale, Al...

— Nie nazywaj mnie tak.

— Hmm... Czyżby tylko twoja księżniczka mogła tak na ciebie mówić...?

— Po coś ty tutaj w ogóle przylazła?

— Ach, no tak, dzieci z sierocińca przysyłają ci listy, a poza tym, chciałam jeszcze z tobą pogadać, ale najwidoczniej nie mamy o czym — uśmiechnęła się.

— Rozumiem, dzięki za listy, a i jeszcze jedno pytanie, skąd masz mój numer?

— Skradłam razem z twoim sercem — zaśmiała się.

— Ech... Szkoda tylko, że moje serce należy do kogoś innego — zawtórowałem jej, na co ona spoważniała.

— Jesteś poważny?

— Jak jeszcze nigdy

— Rozumiem, zatem szczęścia.

— Dzięki...?

Po tych słowach odeszła jak gdyby nigdy nic. Serio, dziwna z niej dziewczyna, jednak jestem jej wdzięczny, że dostarczyła mi listy od dzieciaków.

Wróciłem do mieszkania. W progu czekał na mnie Niko.

— Czemu wybiegłeś jak poparzony?

— Listy, osoba, której nienawidzę, dostarczyła mi listy od dzieciaków z sierocińca.

— Sierocińca?

— Nie mówiłem ci?

— Nie... To ty nie mieszkałeś z rodziną po wypadku...?

— Nie miałem innej rodziny oprócz mamy i taty, więc po ich śmierci musiałem tam trafić — zdobyłem się na uśmiech, jednak wgłębi serca, ciągle było mi smutno z powodu wspomnień.

— Przepraszam...

— Nie masz za co, idioto — uśmiechnąłem się i go przytuliłem.

Później przeszliśmy do pokoju, gdzie znajdowały się łóżka. Usiedliśmy na panelach, opierając się o ścianę i czytaliśmy listy od dzieciaków, śmiejąc się przy tym przez cały czas.

Na prawdę, nie mogę się doczekać ich min, gdy zobaczą mnie, wraz z prezentami.

Bezwzględna siła |Yασι| [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz