Maraton #4
Następnego dnia, gdy się obudziłem, poczułem przyjemne ciepło. Było mi tak dobrze, że wtuliłem się mocniej w tę mięciutką poduszkę, jednak gdy poduszka wydała dźwięk, to wiedziałem, że coś było nie tak. W końcu poduszki nie mówią.
Uchyliłem lekko jedno oko, po czym otworzyłem oba na raz zdziwiony. Przytulałem się do kurdupla. SZLAK.
— H-hej, d-dusisz mnie... — ledwo co powiedział. Puściłem go natychmiast.
— Prze-przepraszam...! — byłem na pewno cały czerwony. Nigdy z nikim nie spałem.
— Nie mówiłem, żebyś mnie puścił, lecz, żebyś poluźnił uścisk... Przytul mnie jeszcze raz... — zrobił smutną minę.
— Spadaj — rzuciłem w niego poduszką.
— Ej!
Na jego nieszczęście, ponownie położyłem się w łóżku plecami do niego w nadziei, że da mi spokój. Jak to mówią, nadzieja matką głupich. Gówniak położył się za mną i przytulił się do moich pleców, a ja myślałem, że ta jebana arytmia mnie zabije. JAK JA MAM WRÓCIĆ SPAĆ?!
Kurdupel staje się coraz śmielszy...
Za to ja... Ja nadal nie potrafię rozmawiać z ludźmi...
— Kocham cię — wyszeptał, po czym delikatnie pocałował mnie w kark.
Tego już było za wiele. Wstałem szybko, wyrywając się z jego ramion, po czym poszedłem do ubikacji. Gdy spojrzałem w lustro, tak jak się spodziewałem, byłem cały bordowy, dosłownie...
Aaaa! Jaki wstyd, pomyślałem, przemywając twarz wodą. Było mi tak piekielnie gorąco... Przez tę ciepłotę zaczęło mi się w głowie kręcić, a mój oddech stał się nierówny. Boże, czy ty to widzisz? A jeśli widzisz, to czemu nie grzmisz? Weźcie mnie już zajebcie...
Usiadłem na zimnych kafelkach, które od razu przyniosły mi ulgę. To nie tylko moja twarz, lecz ja cały wręcz płonąłem. Nie mogę tam wrócić... Chyba się ze wstydu spalę, już ja mu taki numer wytnę, żeby on też się czuł tak jak ja.
Nagle, przypomniało mi się, jego wyznanie. Znowu to powiedział... To, co działo się wczoraj, to nie był tylko sen, on na prawdę mnie kocha... Tylko jaką ja mu mogę dać odpowiedź? To wszystko jest strasznie poplątane... Tak właściwie, czemu on mnie kocha? Chce wykorzystać moją siłę? Jeśli tak, to w jakim celu? A zresztą, daj se siana Algier, gdyby kiedykolwiek komuś na tobie zależało, to może byś mógł tworzyć takie teorie spiskowe, jednak teraz, gdy masz tylko jednego kumpla, to nie ma sensu, a mówiąc o kumplu, mam na myśli Andrewa.
Powoli podniosłem się z płytek i wróciłem do sali. Gdy zobaczyłem, że Niko nadal leży na moim łóżku, chcąc nie chcąc, byłe zmuszony położyć się na jego. Pościel pachniała jak on... Cholera... To nie jest dla mnie dobre...
— Al... — powiedział zdołowanym głosem — co do mnie czujesz, kim dla ciebie jestem?
— Ja... — zacząłem.
— Nienawidzisz mnie? — przerwał mi.
— Nie mam pojęcia, co mam o tobie myśleć... — na moje słowa, nagle zerwał się z łóżka, podszedł do mnie i przytulił, szepcząc do ucha.
— Skoro nie wiesz, to jeszcze mogę cię w sobie rozkochać — odsunął się od mojej twarzy i popatrzył w oczy. Jego twarz, także była czerwona. — Al, jesteś gorący — powiedział, przykładając jedną rękę do mojego czoła, a drugą do swojego — masz gorączkę, wszystko dobrze?
— T-tak... — nie powiem mu, że to przez niego.
— Czekaj chwilkę, zawołam pielęgniarkę!
— Czek...! — chciałem go zatrzymać, lecz był już za daleko, by mnie usłyszeć.
Po tym, jak przyszedł lekarz, dokładnie mnie oglądną, po czym stwierdził, że temperatura mojego ciała wynosi prawie 40 stopni Celsjusza. Ehh, czyli to jednak naprawdę była gorączka?
Ulżyło mi...
¸„.-•~¹°"ˆ˜¨ ¨˜ˆ"°¹~•-.„¸
No dzień dobry!
Na pierwszy ogień wasze dotychczasowe głosy.
Mangaka x bezdomny - 5 głosów
Aktor x sprzątacz - 4 głosy
Strasznie wyrównane ;/
Niech pozostałe 50 osób, które także to czyta, zagłosuje, bo jednak serio, ja nie mam pojęcia co pisać jako następne...
No ale dobra.
Z takich ogłoszeń, to chyba tyle...
Ale chciałaby, coś jeszcze powiedzieć.
Bardzo dziękuję wszystkim, za te przemiłe komentarze, które w trudnych chwilach, naprawdę dają mnóstwo siły do działania ❤
Lepszych czytelników od was, wymarzyć sobie nie mogłam.
Dziękuję!! ❤❤❤
Do jutra kochani ❤
CZYTASZ
Bezwzględna siła |Yασι| [✔]
RandomAlgier jest chłopakiem o nieprzeciętnej sile, dosłownie nadludzkiej, no bo jaki szesnastolatek potrafi zmiażdżyć ciężarówkę gołymi rękami, tak, jakby była zrobiona z papieru? Nie wymagał on od życia niczego, tak samo życie nie wymagało nic od niego...