Rozdział 29

1.5K 188 42
                                    

  Maraton #5

Tydzień w szkole mijał mi spokojnie, na szczęście, nikt się mnie nie czepiał, dzięki czemu nie powodowałem dużego rumoru w klasie. Znowu stałem się niewidzialny, dzięki temu, nieco się uspokoiłem. Całą uwagę zwracał na siebie kurdupel, dzięki czemu mogłem nieco odsapnąć. Ostatnio w moim życiu za dużo się wydarzyło... O wiele za dużo...


Gdy siedziałem w klasie, wbrew mojej woli, moje oczy ciągle podążały za Nikolaiem. Na przerwach kiedyś zwykle siedziałem w klasie, jednak teraz znalazłem sobie miejsce na dachu. Nikt tam nie przychodzi, gówniaka tam nie ma, więc mam spokój. Sam na sam, ze swoimi myślami.

Tydzień w pracy był całkiem wyczerpujący. Przez to, że skrzynie są solidnie wykonane z drewna i różnych metali, nie musiałem sobie zawracać głowy, by panować nad swoją siłą. Chociaż większość współpracowników i tak była zaskoczona moim tempem pracy, znowu zwróciłem na siebie niepotrzebną uwagę... Gdyby nie ta moc, pewnie teraz siedziałbym w klasie i śmiał się z chłopakami, znalazł sobie normalną dziewczynę...

Ta myśl zakłóciła mój spokój ducha. Dziewczyna... czy ja kiedyś chciałem mieć dziewczynę...? Gdyby Niko stał się dziewczyną...

Na samą tę myśl, oblałem się rumieńcem, to... trochę za erotyczne...

Niko, jako dziewczyna, z długimi karmelowymi włosami, zakładająca sobie niesforne kosmyki za ucho... patrząca na mnie spod równo przyciętej grzywki... pełne, kobiece usta wymawiające moje imię i wciskające się w moje ciało jej piersi, za każdym razem, gdy mnie przytula...

Tak... to za dużo na moje nerwy...

— Al? Jesteś tutaj? — o wilku mowa, kurdupel jako jedyny chyba, wie gdzie mnie szukać, kiedyś poszedł za mną i przyłapał na leniuchowaniu na dachu i wygrzewaniu się w listopadowym słoneczku. Może jak na koniec jesieni jest bardzo zimno, ponieważ temperatura często osiąga minusowe stopnie, to jednak i tak tutaj czuję się najlepiej — Uch, ale piździ...

— Nie przeklinaj.

— Nie przekląłem! — plusem jest także to, że gówniak może sobie tutaj krzyczeć do woli.

— Czego chcesz?

— Ale z ciebie chłodny, niesympatyczny, aspołeczny, dupek.

— Coś jeszcze?

— O, i kochany debil.

— Dobrze wiedzieć — zaśmiałem się.

Niko, podszedł do mnie i usiadł obok, opierając głowę o moje ramię. Siedzieliśmy tak do końca przerwy, gadając o głupotach, jednak dzwonek zgonił nas na dół, na lekcje.

Niby już tydzień chodzimy do szkoły, a jednak nadal nie chce mi się siedzieć w tym zbiorowisku ludzi, za dużo tutaj ich...

Po tej akcji, gdzie Niko się rozpłakał, ciągle zastanawiam się, czemu słowa „kocham cię" nie chcą mi przejść przez gardło... Czy to aby na pewno przez śmierć rodziców?

Nie mam pojęcia, jednak jestem pewien, że to przez strach. Te słowa skreślają moją szansę na ucieczkę, gdy je wypowiem, moje wyjście ewakuacyjne zniknie... Może właśnie przez to się boję? Czyżby odpowiedzialność była aż tak straszna?

— O czym tak myślisz? — zapytał Niko, gdy schodziliśmy po schodach na lekcje.

— O różnych rzeczach

— Al... — złapał mnie za rękę — Kocham cię...

— Co ty mówisz...? A poza tym, puść mnie, jesteśmy w szkole.

— Spokojnie i tak nikt nie widzi — uśmiechnął się — No jak to, co mówię, wyznaje ci swoje uczucia — zaśmiał się.

— Czego chcesz?

— Pocałunku!

— Won na lekcje, a nie

— Ale...!

Pocałowałem go w czoło, żeby w końcu przestał się drzeć.

— Nie tu!

— Nie mówiłeś gdzie — zaśmiałem się.

— Dobra, obrażam się — powiedział i puścił moją rękę, biegnąc do sali, w której mieliśmy mieć teraz lekcje.

Jestem ciekawy, ile tak wytrzyma.  


  ¸„.-•~¹°"ˆ˜¨ ¨˜ˆ"°¹~•-.„¸


Kończę tę opowieść dzisiaj :)

Jeszcze 4 rozdziały.

Do później ^^   

Bezwzględna siła |Yασι| [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz