Rozdział 17

1.9K 245 139
                                    

Pod rozdziałem ważna notka!

  ¸„.-•~¹°"ˆ˜¨ ¨˜ˆ"°¹~•-.„¸   

Maraton #6

— Zamknij oczy — nakazałem.

Widziałem jego rumieńce, o ile to do rumieńców się jeszcze mogło zaliczyć, jego twarz była cała czerwona. Zamknął oczy, a raczej zacisnął je mocno. Na co ja się pisałem?
Delikatnie musnąłem jego usta. Były bardzo miękkie... Nieświadomie pogłębiłem pocałunek, czując jak Niko niezdarnie mi go oddaje, uśmiechnąłem się. Nagle uświadomiłem sobie, co właśnie zrobiłem, szybko oderwałem się od chłopaka.

— Wystarczy? — spytałem gasząc światło.

— Jeszcze raz — powiedział, patrząc na mnie błagalnie, jego oczy się świeciły, a twarz była czerwona.

— Co za dużo, to nie zdrowo, a poza tym, jeszcze się ode mnie zarazisz i co będzie?

— Nie przeszkadza mi to...

— Szkoła czeka.

— Nie chce...

— Nie bądź dzieckiem, choć już spać... — mówiąc to, położyłem się na łóżku, na plecach. Nagle poczułem, jak kurdupel bierze mi jedną rękę, prostuje ją, kładzie się na moim ramieniu, tuląc się w klatkę piersiową.

— Dobranoc... — szepnął, czułem jego uśmiech.

— Ta... Dobranoc... — było mi niewygodnie, więc jedynym wyjściem było przytulenie się do gówniaka. Ach, jak ja kocham moje zajebane życie...

Następnego dnia, rano, jak zwykle obudziłem się pierwszy. Gdy powróciły do mnie wydarzenia minionego dnia, nagle zacząłem się strasznie wstydzić. Przetarłem wolną ręką twarz, chcąc się zupełnie wybudzić ze snu. Spojrzałem na śpiącą twarz Niko. Jest uroczy, kiedy śpi... pomyślałem i poczułem, jak moje serce bije szybciej i mocniej, ja serio muszę iść z tym do lekarza.

Poczułem ruch na ramieniu.

— Dzień dobry — szepnął zaspany chłopak.

— Ta, dobry — uśmiechnąłem się łagodnie.

— Dobrze się czujesz, nadal masz gorączkę? Wiem! Ktoś cię podmienił! — wysuwał zwariowane teorie, przykładając mi dłoń do czoła.

— Coś ci się nie podoba?

— Nie... Tylko... Jesteś jakiś taki... Miły... — mówił z zaskoczeniem w głosie, po czym pocałował mnie w policzek.

— Co ty wyprawiasz? — o dziwo byłem spokojny.

— Całus na dzień dobry, a czemu pytasz?

— Chcesz mnie wytrącić z równowagi?

— Korzystam, póki jesteś tak blisko mnie — objął mnie swoimi badylami w pasie.

— A... a rób, co chcesz — odwróciłem głowę, chcąc uniknąć jego wzroku, serio, nie wiem czemu, ale ta sytuacja była jedynie krępująca i zawstydzająca, lecz nie niemiła, prawdę mówiąc, nawet przyjemna.

— Hej... pocałuj mnie, tak jak wczoraj — powiedział, patrząc na mnie. Spojrzałem mu w oczy, co było sporym błędem. Zielone tęczówki były strasznie błyszczące.

— To była nagroda, nie dostaniesz więcej.

— No ej — jęknął w moją klatkę.

— Dobra, ja wstaje — mówiąc to, wyrwałem się z jego objęć i wyszedłem na korytarz, kierując się do toalety. Wykonałem poranne czynności, już miałem wracać, gdy na mej drodze zobaczyłem lekarza zajmującego się mną.

— Dzień dobry — przywitałem się.

— O dzień dobry panie Algierze, jak gorączka, spadła?

— Chyba tak, czuję się już o wiele lepiej — uśmiechnąłem się.

— To dobrze

— Tak w ogóle, to chciałbym panu coś zgłosić — przeszedłem od razu do sedna sprawy.

— Coś się dzieje? — zapytał z przejęciem.

— Chodzi o to, że coś się dzieje z moim sercem...

— Co dokładnie? — wyjął notes, po czym przygotował się do zapisania objawów.

— Czasami moje serce wariuje... — przyznałem

— Co to znaczy?

— No... Czyli, czasem bije jak oszalałe, jakby chciało uciec mi z klatki, dodatkowo czuję w brzuchu taki dziwny ucisk...

—Rozumiem — zamknął notes — a kiedy to się dzieje?

— Gdy...— Gdy jestem z Nikolaiem, pomyślałem.

— Gdy...?

— Gdy jestem z pewną osobą na przykład... — powiedziałem, mimo że nie chciałem, jednak to lekarz, a przed nimi nie wolno kłamać.

— Och rozumiem — zaśmiał się.

— Przejdźmy do mojego gabinetu, zbadam pana jeszcze stetoskopem, dobrze?

— Dobrze.

Poszedłem z nim do jego biura. Zdjąłem koszulkę nocną i usiadłem na krzesełku. Lekarz przystawił zimne słuchawki do mojej klatki, przez co przeszły mnie dreszcze. Oddychałem głęboko, a lekarz słuchał uważnie, nagle odstawił stetoskop i oparł się o biurko.

— Tak jak myślałem — powiedział z uśmiechem.

— To znaczy? To coś poważnego? — na moje słowa wybuchł śmiechem.

— Tak... To bardzo poważna choroba...

— Czyli? — spytałem ze strachem.

— Miłość... — popatrzył na mnie rozbawiony.

— Przepraszam, co?

— No tak, zakochał się pan, panie Algierze

— Ale, że w kim?

— To pan już powinien wiedzieć najlepiej, a teraz proszę wrócić do pana sali i poważnie się nad tym zastanowić. Bycie nieszczerym wobec siebie, nie jest zdrowe. A ponadto, życze powodzenia.


ŻE CO DO CHOLERY?


  ¸„.-•~¹°"ˆ˜¨ ¨˜ˆ"°¹~•-.„¸   

Dziękuję za przeczytanie ^^

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał, bo ja nawet miałam nieco frajdy z pisania go xd

A teraz do rzeczy.

Jutro dodam ostatni rozdział, przed przerwą. Wyjeżdżał na obóz w ten poniedziałek (16.07) a wracam dopiero 27/28.07. Następny rozdział dopiero pod koniec miesiąca. 

Przepraszam ;/

Ale tak wyszło...

Mam nadzieję, że się nie obrazicie i ktoś poczeka ;c

No nic, do jutra! 


Bezwzględna siła |Yασι| [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz