33

556 53 4
                                    

Wyszła z samolotu jak nowo narodzona, chciała zostawić pewną historię za sobą, a do tego wszystkiego potrzebowałam siły. Siły, której nie potrafiła w sobie odnaleźć, bo była zbyt słaba. Na niebie pojawiały się chmury, z których najpewniej niedługo miał spaść deszcz. Pogoda tego dnia była wyjątkowo nie taka, o jakiej zawsze opowiadał Szczęsny, brakowało promiennego słońca, ciepła oraz szczęścia przychodzącego znikąd. Denerwowała się, w końcu przyjechała tu z jasnym celem, pogodzeniem się i szczerą rozmową, której tak bardzo teraz potrzebowała. Nie wiedziała jednak, jaka będzie reakcja jej "chłopaka". Uważała, że to wszystko potoczyło się zbyt szybko i dużo lepiej byłoby, gdyby dalej byli przyjaciółmi. Przecież przyjaźnienie się nie jest złe, jeżeli dwóm bliskim osobom naprawdę na sobie zależy, jeżeli dwie bliskie osoby są ze sobą szczere i mają pewność, że jedno nigdy nie zostawi drugiego. Lena posiadała takie poczucie, Wojtek nie był typem osoby, która mogłaby zostawić kogoś ot, tak, chociaż rzecz jasna, różnie mogło być, ludzkie zachowania są nieprzewidywalne. 

Gdy zauważyła, że na niebie robi się coraz ciemniej i zapewne niedługo lunie deszcz, zaczęła poszukiwania dobrej drogi do domu Wojtka. Nie znała do końca jego adresu, niby wiedziała, gdzie mieszka, ale zważywszy na to, że była tutaj pierwszy raz, ciężko jej było się odnaleźć. Czuła się tak, jak wtedy, gdy gubiła mamę w sklepie i panikowała, bo bała się, że już nigdy jej nie zobaczy. W trakcie podróży rozrysowała sobie w notatniku pewien plan, który miał jej pomóc w dotarciu na miejsce, jednak teraz wcale jej się nie przydawał, była jak we mgle. Dopiero po chwili przypomniało jej się, że konwersacja, na której teraz już nikt praktycznie nie pisał, nadal żyła i to piłkarzy mogła poradzić się, jak dojść do celu.

Lena: Będę kochać każdego, kto mi teraz odpisze i pomoże.

Lewy: Moja żona może być zazdrosna, ale w czym ci pomóc dobra kobieto?

Lena: Zadzwoń do mnie.

Chwilę później rozległ się głośny dźwięk dzwonka jej telefonu i czym prędzej odebrała połączenie. Nie mogła czekać, musiała działać teraz. Ostatnie czego chciała to być teraz chorą, smutną dziewczyną w obcym kraju.

-Czego twoja dusza pragnie?- rozpoczął, a ona pomimo wszystko, roześmiała się. Niczego teraz bardziej nie potrzebowała, niż osoby, która poprawi jej humor w ten szary i ponury dzień.

-Potrzebuję, żebyś mnie pokierował do domu Wojtka, tego we Włoszech- uśmiechnęła się do samej siebie, chociaż wiedziała, że on tego nie zauważy.

-Co?

-Co?

-Błagam, nie mów, że jesteś we Włoszech, co wy oboje wyprawiacie...

-To źle, że tu jestem?- przestraszyła się, jednocześnie zaczynając zastanawiać się, dlaczego miałoby jej tu nie być. W każdej chwili można przecież odwiedzać bliskie osoby, a możliwość niespodzianki w postaci niemówienia im o tym, powinna być wliczana.

-Nie o to chodzi, zresztą nieważne. Gdzie teraz jesteś? Powiem ci, w którą stronę iść, wyślę ci dokładny adres i dalej już sama dasz sobie radę- na koniec westchnął, ale słychać było, że pod nosem śmieje się, przez co Lena była coraz bardziej zdezorientowana. Oni coś ukrywali.

-Lotnisko, jestem na lotnisku, a zaraz na moją głowę zacznie padać deszcz, więc lepiej się spieszmy- zachichotała.

*

Dotarła na miejsce po niemałych problemach, ale w końcu cała mokra (bo oczywiście w połowie drogi zaczął padać deszcz) stała przed drzwiami pięknie wyglądającego na zewnątrz domu Wojtka. Wszystko było zadbane, co zdziwiło ją, zważywszy, że on nie ma na nic takiego czasu, ciągle coś robi, albo ma treningi, albo gdzieś wyjeżdża. Zapukała lekko, przy okazji licząc, że będzie w domu, nie miała pojęcia, kiedy odbywa się jego trening, poza tym, mógł gdzieś wyjść, a ona nie miała na to wpływu, przecież nie powiedziała mu, że przyjeżdża. Minęła chwila, zanim ktoś jej otworzył i niestety, nie był to Szczęsny.

-Dzień dobry- powiedziała zdziwiona dziewczyna, lekko piskliwym głosikiem. Lena zmrużyła oczy, ponieważ nie miała pojęcia, kim jest osoba, stojąca przed nią, nigdy nie słyszała o tej dziewczynie. Była bardzo ładna, miała kasztanowe włosy i piękne, brązowe oczy, nie zmieniało to jednak faktu, że nie wiedziała, kim jest. Przez pewien moment zaczęła nawet zastanawiać się, czy Robert przez przypadek nie pokierował jej w złe miejsce, jednak jej wszystkie obawy zniknęły po podejściu innej osoby do drzwi.

-Dlaczego ty nie jesteś w Polsce?!- krzyknął jakby przerażony. Gawlik nie zwracała już nawet uwagi na to, że dalej moknie, była zdziwiona całą sytuacją. Nie rozumiała, dlaczego Grzegorz Krychowiak znajduje się w domu jej "jeszcze chłopaka". Stała nadal ze zmrużonymi oczami, jednak ocknęła się, gdy kobieta zaprosiła ją do środka. Było tam dużo cieplej niż na dworze i przede wszystkim było tam sucho. Od Grzegorza dostała ręcznik, którym opatuliła się i chwilę później zaczęła doprowadzać do stanu, w którym chciała być. W nowych ubraniach weszła do salonu, gdzie zastała dość dziwną sytuację. Piłkarz wraz z dziewczyną, której imienia jeszcze nie poznała, starali się uratować wazon, który aktualnie leżał na podłodze w kawałkach, bardzo małych kawałkach.

-To nie jest ten wazon, prawda?- uśmiechnęła się nerwowo, a oni nie mieli lepszych min i wtedy zrozumiała. Wojtek ich zabije za rozbicie tego zabytkowego wazonu.

Od Autorki:

Niemożliwe stało się możliwe, rozdział jest! Przyznam, że były WIELKIE problemy. Przez to, że laptop się popsuł wszystkie moje rozdziały usunęły się, a problem pojawił się jeszcze ostatnio, gdy laptop do mnie wrócił, nie jest on do końca sprawny, więc napisanie tego rozdziału przy ciągle wyłączającym się laptopie, było ciężkie i denerwujące. Mam nadzieję, że niedługo wszystko wróci do normy, a tymczasem życzę wam miłej niedzieli ♥

Kopciuszek I Wojtek Szczęsny ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz