Z dedykacją dla Ambrozja2000
Powietrze powoli przestawało dostawać się do moich płuc. Krew ciekła po ścianach policzka. Z nerwów zawsze go przygryzałam. A teraz stres osiągnął apogeum. Zimna stal nadal była przyłożona do mojej skroni. Wokół nas panowała cisza, a jedynym dzwiękiem, który nam towarzyszył było łomoczenie mojego serca, które jest pęknięte. Uchyliłam powieki chcąc zobaczyć czy napewno jeszcze żyje. Co odwaliło Will'owi? Dlaczego mężczyzna, którego kocham trzyma mi przy głowie pistolet i tylko czeka kiedy nacisnąć spust ?! Przecież on mi nic nie zrobi... On Cię kocha Amy... Ale jego zachowanie w aucie. Powiedział, że nadaje się tylko do pieprzenia. Ja... ja już mu nie ufam.
- DeVitto odłóż broń. - Warknął Jay. Jego przeszywające spojrzenie było utkwione w pistolecie. -To twoja
dziewczyna...- Nigdy nie byliśmy razem. - Wywarczał. - Ta suka miała mi najpierw zaufać. Miała być do pewnych rzeczy wykorzystana...- Prychnął, mocniej napierając stal do mojej głowy.
I właśnie wtedy nie wytrzymałam. Moje nogi zrobiły się niczym wata, a ze mnie wydał się żałosny dźwięk rozpaczy. Dlaczego on to zrobił... A ja go głupia pokochałam. Zaufałam. Zwierzałam mu się. Idiotka. Żałosna idiotka.
Padłam na kolana, gdy napastnik został ode mnie zabrany. Osoba, która mnie uratowała zakradła się do tyłu podczas trwania dialogu. Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam szlochać. Usłyszałam pisk opon i kilka aut odjechało. Zostawili mnie samą? Mój płacz roznosił się echem po okolicy, a serce krwawiło. To tak bardzo bolało.
Wtem męskie ramiona oplotły mnie całą. Wzdrygnęłam się, próbując się uwolnić. A jeśli to William wrócił?
Poczułam dym papierosowy i nieznane mi perfumy. To napewno nie DeVitto. On tak nie pachniał.- Ciiiii... Spokojnie. Już po wszystkim. - Poznałam głos. To był Hale.
Podniósł mnie na nogi cały czas trzymając w tali. Od razu objęłam go i w wtuliłam w jego ciepły tors. Słyszałam przyśpieszone bicie jego serca. Uratował mnie. Jacob Hale mnie uratował. Szlochałam w jego koszulkę nie przejmując się tym, że już dawno nasiąknęła moimi łzami
- Chodź Amy. Zabiorę cię stąd. - Wyszeptał w moje włosy.
Powiedział do mnie po imieniu...- Ja... ajq nie chce do domu...- Wyszeptałam..- Ja nie chce pytań...
- Myślisz, że zawiózł bym cię w takim stanie do domu idiotko? - Prychnął tuląc mnie mocniej. - Daj swój telefon.
- Po co ci mój telefon. - Odkleiłam się od niego i spojrzałam w te piękne zielone oczy. Tylko się nie zakochaj...
- Nie to nie. - Wzruszył ramionami po czym sięgnął do tylnej kieszeni.
Wyciągnął z niej swoją komórkę i obejmując mnie zaczął coś w nim grzebać za moimi plecami.
- Co robisz? - Zapytałam, by przerwać nie komfortową ciszę.
- Pisze sms'a od twojej matki, że dziś nie wracasz do domu.
- Posrało cię!?- Warknęłam, wyplątując się z jego ramion. - Co sobie pomyśli moja mama, gdy jakiś koleś napisze do niej, że nie wracam dzisiaj do domu!?- Krzyknęłam po czym spojrzałam na niego zdziwiona.
- Nie jakiś koleś tylko najbardziej seksowny mężczyzna tego miasta Jacob Hale. - Przeczesał włosy palcami i uśmiechnął się cwanie.
- Do tego mężczyzny to ci daleko. - Byłam poważna. Bynajmniej próbowałam. - Z resztą do seksownego też. - Nagle, gdy tak sobie rozmawialiśmy zapomniałam o tym co zdążyło się przed chwilą. Hale tak działa czy co?
-A chcesz się przekonać?- Ukazał rząd białych zębów, poruszając znacząco brwiami.
- Jak bardzo jesteś żałosny? - Mimowolnie się zasmiałam.
- Napisałem twojej mamie... -Chłopak zmienił temat. Wygrałam!- Że jedziesz do mnie. A twoja mama ehh... Nawet nie wiesz jak często bywam u ciebie w domu. - Mruknął spoglądając na mnie kątem oka.
-Że co? - Podeszłam do niego bliżej.
Zielone spojrzenie poleciało na mnie.
Zadrżałam.- Nasze mamy pracują razem. Mają wspólną firmę. Nie pierdol, że nie wiesz. Często przychodzimy do was na kolacje.
- Nie prawda. - Mruknęłam. Wiedziałabym o takim czymś.
- Idiotka. - Prychnął.
- Skurwiel.- Odbiłam piłeczkę.
- Wsiadaj. - Otworzył drzwi do swojego auta.

CZYTASZ
Bad boy
Ficção Adolescente- Nie rób głupot DeVitto. - Warknął Hale. Zaczęli krążyć w kółko. - To ty zrobiłeś głupotę Hale. - Był agresywny. Strasznie agresywny. - Znałeś zasady. - Powiedział spokojnie zielonooki. William spojrzał na mnie. Stałam niedaleko. To był błąd. Ch...