4. Jego przyjazd zwiastuje kłopoty.

1.7K 69 5
                                    


Równo o piętnastej trzydzieści wjeżdżam na parking znajdujący się pod uniwersytetem, na którym studiuje Julie. Opieram głowę na zagłówku mojego skórzanego siedzenia i wystukując o kierownicę rytym piosenki, która właśnie wydobywa się z moich głośników obserwuję wejście do budynku, wypatrując w nich najpiękniejszej kobiety, jaką znam.

Z powodu nadmiaru moich obowiązków nie widujemy się zbyt często. Czasami dziwię się Julie, że mimo tak wielu wad bycia ze mną ona je wszystkie akceptuje i przyjmuje rzeczywistość taką, jaką jest. Nim zdecydowałem się na bycie z nią, bardzo długo zastanawiałem się nad tym, czy chcę, żeby ona dalej była tak blisko tego świata, który wyrządził już jej tak wielką krzywdę.

Przez pewien czas myślałem, że będzie lepiej, jeśli będę trzymał się od niej z daleka i tym samym ona wróci całkowicie do swojego dawnego i normalnego życia z dala od tego całego brudu. Myślałem, że jeśli będę chciał z nią być, to będę cholernym egoistą, ponieważ wiedziałem od początku, z czym to się wiąże i że świadomie przez cały czas narażam ją na kontakty z ludźmi, o których ona mam nadzieję zdążyła już zapomnieć.

Jednak okazało się, że nasza miłość jest ponad tym wszystkim. Ja nie potrafiłem, tak po prostu udawać, że nic do niej nie czuję, a ona nie chciała ze mnie zrezygnować, mimo tego, że wiedziała, z czym to się wiąże. Owszem, obiecałem jej, że zerwę z tym wszystkim, ale na daną chwilę to nie jest takie proste do zrobienia i mam przez to cholerne wyrzuty sumienia.

Julie ciągle i cierpliwie czeka na dzień, w którym oświadczę jej, że kończę z handlem prochami i ogólnie współpracę z Adamsem, ale ja powoli zaczynam obawiać się, że nie będę w stanie spełnić tej obietnicy, a co jeśli Julie wtedy ze mnie zrezygnuje? Nie zniósłbym tego. Cholerny egoista! – podpowiada mi znowu moja podświadomość, ale nic na to nie poradzę, że wpuściłem Julie do mojego serca i już nie będę w stanie tak po prostu jej z niego wypuścić.

Kiedy dostrzegam na schodach, prowadzących do budynku właśnie ją, moje serce od razu zaczyna bić szybciej. No właśnie moje serce wie najlepiej, co do niej czuję. Widzę ją, uśmiechniętą. Niby ubraną zwyczajnie w dżinsowe spodnie, które opinają się na jej szczupłych nogach, beżowym płaszczyku, który podkreśla jej kobiece kształty, opatuloną po uszy szalikiem, bo właśnie zerwał się chodny wiatr, który rozwiewa jej ciemne włosy.

Patrzę na nią i na jej znajomych i mimo wszystko czuje w sercu ukłucie. Ona nie powinna zadawać się z takim ludźmi jak ja, ale zaraz po tym przypominam sobie, że mieszka pod jednym dachem z Joe, więc to, że ja się od niej odsunę niczego nie zmieni. Ona już zawsze będzie blisko tego cholernego świata i nigdy nie będę w stanie całkowicie jej przed nim ochronić.

Po chwili otrząsam się z tego letargu, który zaczął mnie powoli ogarniać i wysiadam z samochodu. Zimny wiatr owiewa moją twarz, a ja opieram się o mój samochód i chowam ręce do kieszeni, oczekując aż moja kobieta do mnie dotrze. Julie żegna się ze swoimi znajomymi i zaraz po tym szybkim krokiem rusza w stronę parkingu. Patrzę prosto na nią, a kiedy ona dostrzega mnie, na jej twarzy znowu pojawia się ten słodki uśmiech, na którego widok w dalszym ciągu miękną mi kolana. Cholera! Czy to się nigdy nie zmieni?

Julie idzie w moją stronę, przez cały czas patrząc mi prosto w oczy. A ja nie potrafię oderwać wzroku od jej hipnotyzujących, zielonych tęczówek. I tak nawet nie dostrzegam, kiedy odległość między nami zmniejsza się do tego stopnia, że czuję zapach jej perfum. Dopiero wtedy jej hipnoza przestaje na mnie działać i reaguję. Kładę dłonie na jej talii i przybliżam do siebie tak, że nasze ciała się stykają, a zaraz po tym bez chwili zastanowienia przybliżam moje usta do jej malinowych i ponętnych warg.

Nie pozwolę wam zapomnieć [Wbrew sobie cz. II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz