27. Witaj, księżniczko

842 37 1
                                    

- Julie, czy ty do reszty oszalałaś?! Wsiadaj do tego pieprzonego auta! - Krzyk Joego słychać chyba na całej ulicy, ale ja nie zamierzam go słuchać. Mam zamiar jechać dzisiaj na uczelnię autobusem i mam gdzieś tego oszusta i jego przedstawienie, które postanowił zrobić na środku drogi.

- Odpieprz się! Mówiłam, że jadę dzisiaj autobusem! - Odkrzykuję mu, przyspieszając kroku, bo jak tak dalej pójdzie, to za nim dojdę na przystanek, mój środek transportu ucieknie.

- W porządku! Jak sobie chcesz! - Słyszę gdzieś za sobą zirytowany głos mojego brata, a zaraz po tym przejeżdża obok mnie, dodając gazu i znika za zakrętem.

- No i w końcu - mówię pod nosem, chociaż nie ukrywam, że myślałam, że dłużej będę musiała toczyć z nim kłótnię.

Zadowolona z takiego obrotu spraw, wkładam do uszu słuchawki, które przez cały czas wisiały poza moim szalikiem i zerkam na zegarek. Autobus powinien być za trzy minuty, a ja już docieram do rogu ulicy, za którym znajduje się przystanek, więc uśmiecham się pod nosem, bo to oznacza, że będę na czas.

Po tym całym cyrku, który został urządzony przez mojego kochanego brata i chłopaka, postanowiłam pokazać całej trójce, no bo przecież oczywiście oni musieli w to wszystko dodatkowo zaangażować Clarka, że ja nie żartuję i mam zamiar walczyć, a nie się chować przed jakimś psycholem, nawet jeśli to jakiś obłęd i sam Mark zmartwychwstał i postanowił się na mnie odegrać. Nie będę się chowała po kanałach jak jakiś szczur.

Po chwili docieram pod budkę przystanku, a przy niej stoją dwie dziewczyny, które energicznie dyskutują na jakiś temat, młody chłopak z dużymi słuchawkami na uszach, zapatrzony w ekran telefonu, a na ławeczce siedzi starsza kobieta, stukająca nerwowo laską o beton. Uśmiecham się pod nosem, bo to wszystko jest tak bardzo zwyczajne i miłe dla moich oczu, przez ten ciągły syf w moim życiu już zdążyłam zapomnieć, jak fantastycznie mi było, kiedy mogłam żyć takim zwykłym, szarym życiem.

Również wyciągam swój telefon, żeby zmienić piosenkę i przy okazji skontrolować godzinę. Autobus powinien już za chwile tu być, ale wcale się nie zdziwię, jak będzie opóźniony, w końcu zawsze rano ulice Bristol przepełnione są autami. Kiedy kątem oka dostrzegam jakąś zbliżającą się do mnie postać, od razu odwracam głowę w tym kierunku, a telefon odruchowo wkładam do kieszeni kurtki. Wiem, że jestem chora, ale cóż od jakiegoś czasu nie mam zaufania do ludzi i nic nie poradzę na to, że wszyscy są dla mnie podejrzani. Jednak, kiedy widzę, kto do mnie podszedł, od razu się we mnie gotuje.

- Myślałam, że już będę miała na dzisiaj spokój od twojej osoby - warczę i wyciągam z jednego ucha słuchawkę. On chyba naprawdę robi sobie ze mnie żarty!

- Chcesz jechać dzisiaj autobusem? - Joe zadaje pytanie, na które na sto procent wcale nie chce uzyskać odpowiedzi, bo na jego twarzy pojawia się ten irytujący, chytry uśmieszek. - W porządku, pojedziemy autobusem, o której ma przyjechać? - Brunet zerka na zegarek, a potem przenosi na mnie swoje pełne zadowolenia spojrzenie, czym sprawia, że jedynie wkurzam się jeszcze bardziej!

- Nie my pojedziemy, a ja pojadę, sama - oznajmiam mu przez zaciśnięte zęby i gromiąc go wzrokiem.

- W porządku Julie, przecież nic nie mówię. Chcesz jechać komunikacją miejską, to nią jedź, przecież ci nie bronię - Joe wzrusza ramionami, a zaraz po tym wkłada dłonie do kieszeni i obraca się w kierunku, z którego powinien nadjechać autobus, a tym samym tyłem do mnie.

- Więc po jaką cholerę tu jeszcze stoisz?! - Krzyczę i od razu tego żałuję, kiedy orientuję się, że wszyscy stojący na przystanku ludzie się na mnie gapią. Brawo Julie, przed chwilą wkurzałaś się na to, że Joe robi sceny na środku ulicy, a teraz sama je robisz. Jednak dlaczego on musi mnie tak strasznie wkurzać?!

Nie pozwolę wam zapomnieć [Wbrew sobie cz. II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz