6. Wszyscy za to zapłacicie.

1.4K 52 7
                                    



Ciężkie, ciemne chmury zwiastujące deszcz gromadzą się nad nami. Siedzimy w aucie i czekamy na przybycie osoby, która prawdopodobnie namiesza w naszym już od paru miesięcy poukładanym życiu.

Handel narkotykami już dawno stał się dla nas monotonią i codziennością. Być może ta monotonia potrafi sprawić, że w naszych żyłach przepływa większa ilość adrenaliny niż zazwyczaj u człowieka zajmującego się normalną pracą, ale poza tym nasz fach również stał się już zwykłą codziennością. Obydwoje doskonale wiemy, z czym się wiąże to, co robimy i może czasami nawet przykro jest nam patrzeć na tych uzależnionych ludzi, którzy ze spotkania na spotkanie stają się coraz większymi wrakami człowieka, a za kilka gramów narkotyków byliby w stanie sprzedać swoich najbliższych, ale do tego uczucia współczucia też już przywykliśmy. Taka praca i taki świat, doskonale wiedzieliśmy, na co się piszemy i jakie mogą wypływać z naszego sposobu zarabiana pieniędzy konsekwencje.

Obserwujemy w nieprzerywanej ciszy i skupieniu przez przednią szybę pojazdu wjazd na parking, na którym się znajdujemy. Osoba, z którą jesteśmy umówieni, powinna już tu być. Deszczowe chmury idealnie oddają mój obecny, ponury nastrój. Moje serce bije nieco szybciej niż zazwyczaj, a w żołądku odczuwam nieprzyjemny ucisk. Co oznacza dla nas to nagłe przybycie Davida Gibsona i dlaczego chce rozmawiać jedynie z nami? Mam ogromną nadzieję, że wiadomości, jakie ma nam do przekazania David wcale nie będą tak złe, jak mi się wydaje, ale rozsądek podpowiada mi, że wcale tak nie będzie.

W oddali dostrzegam białe Scirocco, którym prawdopodobnie jedzie do nas na spotkanie nasz znajomy. Prostuję się nerwowo w fotelu i przenoszę dłonie na kierownice. Spoglądam na siedzącego obok mnie Joego, który dokładnie w tym samym momencie obraca głowę w moim kierunku, a nasze spojrzenia się krzyżują.

— Jedzie — odzywa się nieco zachrypniętym głosem Joe, który gdy tylko to dostrzega, od razu odchrząkuje z nadzieją, że pozbędzie się tej chrypki, która wynika zapewne z tego, że stresuje się tym spotkaniem równie mocno, jak ja.

Już po chwili białe auto rzeczywiście wjeżdża na parking, a za kierownicą białego Volkswagena rzeczywiście dostrzegam młodszego Gibsona. David parkuje swój samochód tuż obok nas i od razu gasi silnik. Brunet błyskawicznie opuszcza pojazd, więc i my robimy to samo. Po kilku sekundach stoimy naprzeciwko naszego kumpla, którego nie widzieliśmy już od paru miesięcy.

David jest jakby szczuplejszy niż te kilka miesięcy temu, wskazuje na to wyraźnie za duża na niego kurtka. Natomiast jego sińce pod oczami sygnalizują mi, że ma za sobą nieprzespaną noc, a może i kilka takich nocy. Jego odcień skóry jest nienaturalne blady, a jego spojrzenie wyraża zdecydowanie zmartwienie. Nie takiego widoku się spodziewałem.  Widzieć go w takim stanie, wyglądającego jak trup sprawia, że zaczynam się denerwować tym spotkaniem jeszcze mocniej.

— Cześć stary! — Jako pierwszy postanawia się odezwać Joe i podchodzi do Davida, aby przywitać się z nim przyjacielskim i męskim uściskiem. Ja błyskawicznie się otrząsam i idę w ślady mojego towarzysza. Również witam się z nim w ten sam sposób, klepiąc bruneta po plecach.

— W takim razie, co cię do nas sprowadza? — Postanawiam nie odwlekać tego już dłużej i zadaję Davidowi nurtujące mnie pytanie od razu. Brunet przełyka głośno ślinę, zerka na Joego, zaraz po tym na mnie, a na samym końcu spogląda w przestrzeń znajdująca się tuż za nami.

— Czy wierzycie w duchy albo w to, że ktoś, kto umarł, nagle mógłby zacząć się z nami kontaktować? — Pyta niepewnie, skutecznie unikając utrzymywania z nami kontaktu wzrokowego.

— Co? — Joe od razu parska śmiechem, patrząc na przybyłego kolegę z niedowierzaniem, a ja marszczę czoło, również przyglądając mu się ze zmartwieniem.

Nie pozwolę wam zapomnieć [Wbrew sobie cz. II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz