1. Razem jesteśmy silni.

2.6K 100 11
                                    


Opuszczam budynek starej fabryki i ruszam w kierunku mojego BMW, to był ostatni klient na dzisiaj, więc oddycham z ulgą, bo wreszcie będę mógł wrócić do domu i odpocząć. Jest dopiero siedemnasta, a słońce już się chowa za horyzontem, aby ustąpić miejsca gwiazdom i księżycowi. Jest zimno, mimo tego, że ten przeklęty śnieg zdążył już stopnieć, temperatura panująca na zewnątrz wcale nie zachęca do przebywania na świeżym powietrzu. Zarzucam na głowę kaptur mojej szarej kurki, ręce chowam do jej kieszeni i szybkim krokiem zmierzam do mojego samochodu.

Od budynku do pojazdu dzieli mnie zaledwie trzysta metrów, ale i tak ten panujący wokół chłód i wszechobecny odór sprawia, że mam wrażenie, że od mojego kochanego auta dzielą mnie kilometry. Kiedy docieram do niego, szybko klikam na odpowiedni przycisk na pilocie, a dźwięk wydobywający się z mojego auta informuje mnie o tym, że drzwi zostały otwarte. Błyskawicznie je otwieram i pakuję się za kierownicę. Równie szybko, jak wsiadam, wkładam kluczyk do stacyjki i odpalam silnik, a zaraz po tym ustawiam ogrzewania mojego pojazdu na najwyższy stopień.

Oddycham z ulgą, a na mojej twarzy pojawia się uśmiech, gdy tylko czuję, że moje ciało zaczyna się ogrzewać. Nim ruszę, czekam jeszcze przez chwilę, aż do moich skostniałych palców u rąk powróci prawidłowe krążenie, bo na chwilę obecną zmieniane biegów stanowiłoby dla mnie nie lada wyzwanie. Włączam radio, a w głośnikach rozbrzmiewa piosenka Eda Sheerana. Jest ona ostatnio puszczana w radiu na okrągło, więc kręcę tylko z niedowierzaniem głową, a na mojej twarzy pojawia się pobłażliwy uśmiech. Włączam światła w moim pojeździe, aby móc wreszcie ruszyć i dotrzeć do mojego mieszkania, w którym zapewne czeka na mnie ciepły obiadek.

Po dwudziestu minutach jazdy docieram wreszcie pod moją kamienicę. Gaszę światła, a następnie silnik, psychicznie przygotowuję się już na szok termiczny, z którym za chwilę spotka się mój organizm, gdy tylko opuszczę wnętrze mojego ciepłego autka. Zawczasu zakładam kaptur na głowę i wysiadam. Tak jak przewidywałem. Fala zimnego powietrza uderza we mnie, a ja czym prędzej zamykam mój samochód i pędzę do wejścia budynku, w którym mieszkam.

Otwieram drzwi wejściowe do kamienicy i udaję się w kierunku starych, drewnianych, krętych schodów, którymi wchodzę na trzecie piętro. Gdy staję pod brązową płytą, otwieram kluczem zamek i przekraczam próg mieszkania. Tak jak przewidywałem, do moich nozdrzy od razu dociera zapach pieczonego kurczaka, a mój żołądek automatycznie przypomina sobie, że od czterech godzin nic nie jadłem. Odwieszam moją kurtkę na wieszak i podążam do kuchni, z której to dochodzi ten zapach.

— Synku! W końcu jesteś! Zapracujesz się na śmierć! — głos mojej mamy od razu roznosi się echem po pomieszczeniu, a ona siedzi przy stole, wlepiając we mnie swoje zatroskane i przepełnione poczuciem winy spojrzenie.

— Cześć mamo, ale zapachy! Umieram z głodu — Odpowiadam i posyłam jej ciepły uśmiech, jednocześnie ignorując drugą część jej wypowiedzi, od razu podchodzę do szafki, aby wyciągnąć z niej talerz.

— Lily upiekła kurczaka. Jest w piekarniku i ugotowała warzywa — słyszę za sobą głos mamy.

— A właśnie — od razu podejmuję temat i otwieram piekarnik, w którym znajduje się kurczak. — Młoda znalazła jakąś pracę?

— Nie... — mama odpowiada tak cicho, że ledwo udaje mi się usłyszeć to jedno słowo. No tak. Nie jest to powód do radości ani dla mnie, ani dla niej.

Ja nie mam się z czego cieszyć, bo to oznacza, że dalej będę musiał zarabiać, tak jak zarabiam, a jej jest smutno, bo ma wyrzuty sumienia, że cały dzień nie ma mnie w domu, bo zarabiam na utrzymanie naszej rodziny.

Nie pozwolę wam zapomnieć [Wbrew sobie cz. II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz