20. Skończony idiota

928 46 4
                                    



— Ty skończony idioto! Jak mogłeś wyprowadzić ją z budynku?! Czy ciebie do reszty popierdoliło?! Czy ty w ogóle myślisz?! Dlaczego na nas nie zaczekałeś? To wszystko twoja wina! — Wrzeszczę na leżącego na ziemi Patricka, zupełnie mając w dupie to, czy jemu nic się nie stało, dla mnie aktualnie liczy się tylko to, w jakim stanie jest Julie, a ona leży tuż obok niego. Wychodzi na to, że ten idiota w ostatniej chwili odciągnął ją sprzed nadjeżdżającego pojazdu.

— Bo Julie zrobiło się słabo, więc wyprowadziłem ją na zewnątrz, a kiedy zobaczyła, że przyjechałeś, to od razu chciała iść do ciebie! Ja nawet nie wiem, skąd to auto się nagle wzięło obok nas! — Patrick próbuje mi się tłumaczyć, ale ja go nawet nie słucham.

Od razu kucam przy Julie, a kiedy widzę, że jest w pełni przytomna, dosłownie czuję, jak ogromny kamień spada z mojego serca, bo jeszcze kilka sekund temu miałem w głowie najgorszy scenariusz, jaki mógłby się wydarzyć.

— Żyjesz... — mówię z wyraźną ulgą i pomagam jej się podnieść do pozycji siedzącej, a zaraz po tym od razu przyciskam ją do swojej klatki piersiowej. Jest cała i zdrowa. Julie żyje.

— Ał — słyszę cichy jęk Julie, co zdecydowanie mi się nie podoba, więc zerkam od razu na nią z zatroskaniem.

— Co się dzieje, aniołku? — Pytam ją błyskawicznie, uważnie jej się przyglądając.

— Mój nadgarstek — odpowiada, krzywiąc się i delikatnie bada nadgarstek swojej prawej dłoni, aby zaraz po tym znowu się skrzywić.

— Cholera! Pewnie złamany albo skręcony! Musimy jechać do szpitala — od razu zaczynam panikować i łapiąc ją pod pachami, zaczynam podnosić do pozycji stojącej. Już miałem nadzieję, że uda jej się wyjść z tego chorego zamachu na jej życie bez żadnego uszczerbku na zdrowiu, ale najwyraźniej moje życzenie się nie spełni.

— Czekaj! — Julie wyrywa mi się, kiedy tylko jej ciało wraca do pionu i błyskawicznie obraca się w kierunku, w którym to leżał na ziemi Patrick i właśnie wtedy dociera do mnie jeden, bardzo istotny fakt. — Uratowałeś mi życie! — Zwraca się do niego od razu i tak, właśnie to sobie przed chwilą uświadomiłem i z wielkim wyrzutem sumienia również obracam się w jego stronę. Patrick siedzi na ziemi i pociera tył swojej głowy, wpatrując się w moją Julie.

— Nic ci nie jest? — Pyta go od razu Julie i kuca obok niego.

Nie. Wcale nie jestem zazdrosny. Wcale nie jest mi głupio, że na niego nawrzeszczałem. Nie jestem o niego zazdrosny. Ona tylko sprawdza, czy człowiek, który uratował jej życie, jest cały i zdrowy. Nie jestem zazdrosny. Nie mam być, o co zazdrosny. Niech to szlag! Jestem kurewsko na siebie zły i zazdrosny!

Od razu dołączam do Julie i kucam obok niej, kładąc dłoń na jej plecach, za wszelką cenę unikając patrzenia na jej kolegę, ale po chwili to robię, bo on rzeczywiście mógł ucierpieć dużo mocniej niż ona, a przecież nie jestem aż takim skurwielem. Jestem kurewsko o nią zazdrosny, ale on ją uratował. Jednak to wszystko nie zmienia faktu, że gdyby ten kretyn nie wyprowadził Julie z tej pieprzonej uczelni, to nikomu by się nic nie stało!

— Najważniejsze, że ty jesteś cała — odpowiada i uśmiecha się do niej delikatnie, czym jedynie wyprowadza mnie z równowagi. Znalazł się amant, kurwa!

— A przestań pierdolić, tylko odpowiedz na pytanie — wtrącam się w ich rozmowę, bo ja od początku wiedziałem, że z tego, żeby to on czuwał nad Julią będą tylko same problemy.

— Rafael! — Julie od razu obrzuca mnie karcącym spojrzeniem, ale ja nie zamierzam się tym przejmować.

— Co Rafael? — Pytam ją niewzruszony jej wcześniejszą reakcją. — Pytasz się go, jak się czuje. Widać, że nie całkiem dobrze, a on będzie pociskał jakieś farmazony, jakby się urwał z jakiegoś ckliwego romansidła, zamiast udzielić ci konkretnej odpowiedzi! — Odpowiadam, a następnie krzyżuje ręce na klatce piersiowej i obrzucam Patricka poirytowanym spojrzeniem, aby zademonstrować mu, co myślę o jego żałosnym zachowaniu.

Nie pozwolę wam zapomnieć [Wbrew sobie cz. II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz