2. Pojedziemy do mnie.

2.2K 83 2
                                    

Z mojego telefonu wydobywa się melodyjka, która zdecydowanie nie jest dźwiękiem mojego budzika. Ten dźwięk informuje mnie o tym, że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić i przysięgam, że zabiję tę osobę, która budzi mnie, nim mój budzik zdążył zadzwonić. Z moich ust wychodzi głośny jęk niezadowolenia. Wciąż z zamkniętymi oczami, próbuję wymacać dłonią telefon, który powinien leżeć na mojej czarnej szafce nocnej. Kiedy mi się to udaje, otwieram jedno oko tylko po to, żeby odnaleźć zielony przycisk. Tego, kto śmie mnie budzić i tak zabiję, kimkolwiek jest, więc nawet nie mam zamiaru wytężać wzroku i sprawdzać, kto podpisał na siebie wyrok, dzwoniąc do mnie o tej porze.

— Kimkolwiek jesteś, wiedz, że jesteś już trupem — warczę do telefonu, jednak mój głos nie brzmi wcale groźnie. Czyj głos brzmi groźnie tuż po przebudzeniu?

— Mnie również miło jest słyszeć twój głos z rana, kochanie — po drugiej stronie słyszę delikatny śmiech, który rozpoznałbym zawsze i wszędzie.

— Nie wierzę, że to zrobiłaś! — jęczę, a zaraz po tym ziewam. — Która jest godzina?

— Pięć po siódmej — odpowiada Julie, a ja nie wierzę własnym uszom.

— Poważnie? Boże! Naprawdę zrobiłaś mi pobudkę dwadzieścia minut przed planowaną godziną mojego wstania? Jak mogłaś mi to zrobić?! — Udaję oburzonego, bo tak naprawdę jej głos jest najlepszym z możliwych dźwięków, które chciałbym słyszeć tuż po przebudzeniu. Aczkolwiek mogłaby do mnie zadzwonić przynajmniej piętnaście minut później.

— Czyli rozumiem, że śmierć za mój karygodny czyn mnie nie ominie? — Pyta, ewidentnie rozbawiona moimi słowami.

— Zastanowię się — odpowiadam, ale ona dobrze wie, że byłbym w stanie wybaczyć jej wszystko... Nawet budzenie mnie o tak wczesnej porze!

— A czy w czasie, kiedy będziesz się zastanawiał nad tym, czy mnie zabić — znowu słyszę jej dźwięczny śmiech. — Możesz mi powiedzieć, o której będziesz dzisiaj wolny od tych wszystkich twoich klientów? — pyta, a ostatnie słowo wypowiada z wyraźną odrazą, przez co na mojej twarzy również pojawia się grymas. Ona ciągle nie może pogodzić się z tym, że ja dalej handluję prochami, chociaż powinienem być już na etapie zwykłej codziennej pracy, ale nic na to nie poradzę, że Lily w dalszym ciągu jest bezrobotna...

— Dzisiaj do piętnastej powinienem się wyrobić — odpowiadam jej, ignorując ten nieprzyjemny uścisk w żołądku, który pojawił się przez moje delikatne wyrzuty sumienia, bo złożyłem Julii obietnicę, a na razie nie jestem w stanie jej spełnić...

— A ja kończę zajęcia o piętnastej trzydzieści — odpowiada uradowana. — Może mógłbyś... — zaczyna formułować pytanie, ale ja nie daje jej możliwości dokończenia go.

— Po ciebie przyjechać? — pytam, a na mojej twarzy pojawia się łobuzerki uśmiech, którego ona oczywiście nie jest w stanie zobaczyć.

— No normalnie czytasz mi w myślach!

— A co będziemy robić? — Pytam sugestywnym tonem, przez cały czas uśmiechając się pod nosem.

— Pojedziemy do mnie — odpowiada bez namysłu swoim słodkim głosem. — Na obiad — dodaje po chwili i parska śmiechem.

— Ha, ha, ha — no naprawdę rozbawiła mnie do łez... — Dobra mała! Ja muszę kończyć. Widzimy się o piętnastej trzydzieści, w takim razie. — Postanawiam zakończyć rozmowę, bo rano czas leci dwa razy szybciej niż normalnie, więc jeśli nie chcę się spóźnić na umówione spotkanie, to muszę się zacząć zbierać.

— Nie jestem mała! — Słyszę oburzony głos Julie i tym razem to ja parskam śmiechem.

— Jesteś! — odpowiadam zadziornie. — Kocham cię! Pa! — Dodaję i kończę połączenie, nim moja ukochana zacznie się ze mną kłócić, a na sto procent właśnie miała rozpocząć sprzeczkę.

Nie pozwolę wam zapomnieć [Wbrew sobie cz. II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz