— Kurwa mać! Mówiłem, że ktoś powinien cały czas ją mieć na oku! — Wrzeszczę na Bogu ducha winnego Joego, ale jak tylko sobie pomyślę o tym, że Julie mogło się coś stać, a ja w tym czasie zajmowałem się pieprzoną sprzedażą tych popieprzonych prochów, to krew jasna mnie zalewa!
— Watson, ale niby jak mamy to zrobić, skoro zarówno ty, jak i ja musimy pracować, bo dobrze wiemy, że Adrien nie może się zorientować, że coś jest nie tak i nie jesteśmy w stanie ciągle być tam, gdzie ona... — Joe próbuje być w tym momencie tym, który myśli trzeźwo, ale to nie zmienia faktu, że ktoś musi mieć na oku Julie...
— Jeśli nie my, to może jest ktoś, komu ufamy i mógłby się tym zająć? — Zaczynam myśleć na głos, bo cholera, musi być jakiś sposób na zapewnienie bezpieczeństwa Julie.
— No nie wiem... Davida tu raczej nie ściągniemy, żeby łaził za nią krok w krok... — Oznajmia Joe ze zrezygnowaniem i niech to szlag! Właśnie tym momencie kończy się lista wtajemniczonych w to wszystko osób!
— Kurwa! To jeśli nie David, to kto do cholery?! Ktoś musi nad nią czuwać, kiedy my nie możemy tego robić! — Zaczynam chodzić nerwowo po pokoju Joego, bo to wszystko sprawia, że czuję się tak cholernie bezsilny, a nienawidzę tak się czuć!
Joe opada na łóżko, a jego twarz wyraża rezygnację. Walker pociera dłońmi swoją twarz, a zaraz po tym wlepia spojrzenie w ścianę znajdująca się naprzeciwko niego, a następnie marszczy czoło, najwyraźniej intensywnie nad czymś myśląc. Jego pozorne opanowanie zaczyna działać mi na nerwy, bo w czasie kiedy ja chodzę jak idiota po jego pokoju w te i we w te, zastanawiając się nad tym, co powinniśmy zrobić, to on siedzi w bezruchu.
— Wiem! — Joe nagle podrywa się z miejsca, sprawiając swoim nagłym wybuchem, że zatrzymuję się w miejscu i skupiam na nim moją uwagę. — Patrick! — Wrzeszczy w taki sposób, jakby odkrył właśnie Amerykę i spogląda na mnie z wyraźnym zadowoleniem, a jego oczy zaczynają błyszczeć.
— Co?! — Nie dowierzam jego słowom, bo on chyba nie sądzi, że jakiś tam kolega Julie będzie odpowiednim kandydatem na miejsce jej ochroniarza!
— Tak! — Joe podchodzi do mnie, łapiąc mnie za ramiona i patrzy tym swoim zadowolonym spojrzeniem, prosto w moje oczy. — Przecież on wie, jak to było! Jedynie on z jej towarzystwa wie, z czym Julie miała styczność w lecie, no więc czy ktoś, kto z nią studiuje, nie jest idealnym kandydatem na osobę, która jedynie ma mieć ją na oku? — Brunet mówi jak nakręcony, a ja zdecydowanie nie podzielam jego zdania.
— Serio, Joe? A jak ktoś ją zaatakuje, to myślisz, że on ją obroni, tak? Zwykły niczym niewyróżniający się chłopaczek? — Pytam go sceptyczne, no bo serio? Czy on jest w tym momencie poważny? Joe, widząc mój brak entuzjazmu na jego pomysł, zdejmuje dłonie z moich ramion i robi krok w tył, a następnie krzyżuje ramiona na klatce piersiowej i patrzy na mnie z dezaprobatą.
— Po pierwsze to, skąd wiesz, że nie potrafiłby jej obronić, a po drugie jego głównym zadaniem byłoby mienie jej na oku, a nie bycie jej Bodyguardem, bo od tego, to ona ma ciebie i ewentualnie mnie...— Walker mierzy mnie wzrokiem i przenosi ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
— A jaką masz pewność, że to jest osoba, której możemy zaufać, co? — Pytam go, patrząc na niego przenikliwie. Taka jest prawda, jaką on może mieć do kurwy pewność, że ten człowiek jest w stanie unieść na swoich barkach ten ciężar tajemnicy, którą skrywa cała nasza czwórka?
— Kurwa Watson! — Walker wyrzuca ręce w powietrze, aby zademonstrować mi w ten sposób, jak bardzo go irytuje. — Przecież my nie musimy mu mówić całej prawdy! Poza tym, czy my mamy jakieś inne wyjście? — Joe znowu patrzy na mnie tym swoim wkurzającym spojrzeniem, którym informuje mnie, jak bardzo mu działam na nerwy tym, że nie popieram jego genialnego pomysłu, ale jedyne, czego ja chcę to bezpieczeństwo Julie, więc serio nigdy bez żadnych obaw nie powierzę opieki nad jej osobą, komuś, kto tak naprawdę gówno widział i nie ma zielonego pojęcia o tym, jak funkcjonuje ten nasz powalony świat, w którym żyjemy.
CZYTASZ
Nie pozwolę wam zapomnieć [Wbrew sobie cz. II]
AksiyonCzy po śmierci Mark'a Gibsona życie osób, które on skutecznie im utrudniał, rzeczywiście wróciło do normy? Czy wszystkie osoby, które chciały wrócić do normalnego i bezpiecznego życia, do niego wróciły? A może to jest nierealne, żeby po tym wszystk...