5. Lepiej mieć w nim przyjaciela niż wroga.

1.7K 67 7
                                    


Z głównej drogi prowadzącej do autostrady zjeżdżamy w typowo leśną ścieżkę. Mam wrażenie, że mój żołądek zawiązuje się w supeł, a niezbyt przyjemne wspomnienia zalewają mój umysł. Cholera! Minęło już ponad pół roku! Dlaczego pamiętam tamtą noc tak, jakby to było wczoraj? I dlaczego w dalszym ciągu zalewa mnie fala tych negatywnych uczuć?

— Czy to miejsce też tak źle na ciebie działa? — Joe zadaje mi pytanie, a ja mam wrażenie, że czyta mi w myślach.

— Tak, nawet nie wiesz, jak bardzo, stary... — wzdycham i spoglądam na niego. Jego mina jest identyczna jak moja. Wstręt i stres to dwa słowa, które idealnie opisują nasze obecne wyrazy twarzy. — Już się bałem, że to ze mną jest coś nie tak, ale przebywanie w tym miejscu zdecydowanie nie wpływa na moją osobę dobrze...

— Wspomnienia to zło... — jęczy Joe.

— Czasami tak... — odpowiadam mu i biorę głęboki wdech, żeby się jakoś ogarnąć, bo przecież nie mogę pozwolić na to, żeby zjadły mnie jakieś pieprzone złe wspomnienia. Zresztą cała ta sytuacja ostatecznie zakończyła się dobrze, więc nie rozumiem, dlaczego to miejsce aż tak źle na mnie działa.

— Nie no, będzie dobrze, przecież ostatnio też się z nim dogadaliśmy, więc niepotrzebnie się nakręcamy. — Joe szturcha mnie w ramię, a ja w stu procentach się z nim zgadzam.

— Pewnie tak — odpowiadam i czekam aż zza gąszczu drzew wreszcie wyłoni się posiadłość, do której zmierzamy. — Swoją drogą w dalszym ciągu nie mogę się nadziwić, że ten typ serio wybudował sobie rezydencję w środku lasu — komentuję, kiedy ten ciągły widok drzew, zaczyna mi już wychodzić uszami.

Drzewa, drzewa, drzewa i drzewa, a my jedziemy, jedziemy, jedziemy i końca nie widać...

— No! On powinien dostać ksywkę Bushman! I jeszcze powinien zająć się nielegalną wycinką drzew, a następnie nim handlować! To byłby hit! Groźny gangster zrezygnował z dotychczasowych interesów i został drwalem! — Joe wybucha śmiechem, a ja razem z nim, bo nic nie poradzę na to, że te głupoty, które wymyśla naprawdę mnie bawią i przy okazji skutecznie usuwają te dziwne emocje, które wywołało w nas to miejsce.

— Kurwa! W końcu! — Wznoszę oczy ku niebu, kiedy zza drzew wreszcie wyłania się powoli czarne ogrodzenie. — Już myślałem, że będziemy cały dzień tą ścieżką leśną jechać!

W końcu po tych kilkunastu minutach jazdy przez las docieramy pod wymyślną, udekorowaną różnymi wywijasami czarną bramę. Zatrzymujemy się pod nią, ponieważ jest ona zamknięta. Dwóch łysych facetów ubranych na czarno i wyglądających, jakby pół swojego życia spędzili na siłowni stoi tuż za nią. Mimo tego, że niewątpliwie potrafiliby się obronić i powalić niejednego cwaniaka w walce wręcz, na ich paskach zamocowane są pistolety, które w razie potrzeby są zwarte i gotowe do użycia.

Jeden z nich gestem dłoni nakazuje nam czekać, a drugi w tym czasie wyciąga zza paska krótkofalówkę i komunikuje się z kimś. Siedzimy w milczeniu i ze skupieniem obserwujemy poczynania tych dwóch. Po chwili brama zaczyna się odsuwać, a dwóch mięśniaków także odsuwa się na boki robiąc nam miejsce, abyśmy mogli wjechać na teren posesji, której tak pilnie strzegą.

Joe zatrzymuje pojazd na jasnej kostce, która zdobi parking pod ogromną, zbudowaną z szarej cegły willą. Wysiadamy z samochodu i kierujemy się w stronę wejścia do tego domu, który wygląda jak pałac. Mijamy zabawne i moim zdaniem zupełnie zbędne posągi lwów, które stoją u podstawy szerokich schodów z obydwu ich stron i zaczynamy wspinać się schodami do drzwi wejściowych.

— Widzę po twojej minie, że masz taką samą bekę z tego przepychu, jak ja? — Szepcze mi do ucha Joe, a ja dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że przez cały czas uśmiecham się pod nosem.

Nie pozwolę wam zapomnieć [Wbrew sobie cz. II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz