28. Lekkomyślna wariatka

867 33 5
                                    


Siedzę w aucie, próbując się jakoś uspokoić. Może nie powinienem aż tak bardzo dać ponieść się emocją, może nie powinienem krzyczeć na Julie, ale do cholery, ja też już nie mam siły! Może popełniamy z Joe błąd, ukrywając przed nią fakt, że nie tylko ona dostaje te cholerne wiadomości, może gdyby wiedziała, że nam również ktoś grozi, to nie robiłaby nam aż tak bardzo pod górkę, ale na dzisiaj mam już dość jej niedojrzałego zachowania!

To za dużo jak na moją głowę! Codziennie muszę się martwić nie tylko o nią, ale jeszcze o moje rodzeństwo! O mamę! Skąd mam wiedzieć, czy ten psychol nie zrobi krzywdy mojej rodzinie? Mieliśmy z Joe nadzieję, że chociaż uda nam się zapewnić Julie bezpieczeństwo, że będziemy mogli się skupić na reszcie, ale nie, bo przecież ona musi cały czas sprawiać problemy! Przecież jak Joe mi napisał, że ta wariatka postanowiła zrobić mu na złość i jedzie na uczelnie autobusem, to myślałem, że rozwalę wszystkie przedmioty znajdujące się na siłowni, na której akurat wtedy przebywałem!

Ona cały czas ma nas za wrogów, a my stajemy do cholery na głowie, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo! Nie wytrzymałem! Musiałem jej w końcu uświadomić, jak się zachowuje! Rozłączyła się, przepraszając, a potem nie odebrała ode mnie telefonu! Joe też nie odbiera! Ja już naprawdę mam dość! Pewnie powinienem być już w drodze na uczelnię Julie, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale jestem już psychicznie wyczerpany. Naprawdę wyczerpany.

Uderzam z całej siły ręką w siedzenie pasażera. Mam ochotę krzyczeć, bo nie ma nic gorszego w życiu, jak bycie bezsilnym. Chcesz coś zrobić, jakoś ogarnąć sytuację, a nie masz takiej możliwości. Jakie to popierdolone! Kiedy mój telefon zaczyna dzwonić i widzę, że to Joe od razu odbieram, bo zaraz eksploduję z tego niepokoju.

— No w końcu, kurwa! Co się z wami dzieje, do cholery?! — Nie chciałem na starcie krzyczeć na Joego, ale już naprawdę nad sobą nie panuję.

— Sorry, że nie odbierałem, ale Julie po twoim telefonie wpadła w jakąś histerię, a potem nie mogłam jej kurwa dogonić, nie wiem, od kiedy ona tak szybko biega! — Joe mówi szybko, a w jego głosie słychać wyraźne zdenerwowanie. — Jeszcze ta wariatka próbowała przede mną uciekać w jakieś ślepe zaułki, ale całe szczęście, że dotarłem na czas, bo kurwa nie wiem skąd, ale dopadł ją ten psychol! Ja pierdole! Ludzie Clarka za nim pobiegli, ale im zwiał! Ten człowiek to jakiś pierdolony Ninja rozpływa się w powietrzu za każdym razem, kiedy chcemy go dopaść!

— ŻE CO? — Tym razem to już nie krzyczę, te dwa słowa, które wychodzą z mojego gardła, brzmią jak ryk lwa. — Jak to dopadł? Zrobił jej coś?! Mam przyjechać?! — Pytam i już odpalam silnik, gotowy do jazdy.

— Nie! Czekaj, uspokój się... — Joe próbuje mnie uspokoić, ale jak ja mam być do cholery spokojny?! Skoro Julie znowu miała styczność z tym wariatem?! — Nic jej nie jest, przybiegliśmy na czas i jest jeden pozytyw tej chorej sytuacji — oznajmia tajemniczo.

— Jaki? — Pytam od razu, bo jakoś nie potrafię odnaleźć pozytywów w tym wszystkim.

— Julie się zgodziła — w głosie Joego słychać wyraźną ulgę.

— Zgodziła się zamieszkać u Clarka? — Pytam z wyraźnym niedowierzaniem, bo to jest tak mało prawdopodobne, że aż nie jestem w stanie ot, tak w to uwierzyć.

— No tak! Właśnie w towarzystwie jego ludzi poszła na chwilę na Uniwersytet, bo miała coś zostawić na zaliczenie, a zaraz po tym jedziemy do nas, żeby się spakowała i przygotowała na ściemę dla rodziców, a na wieczór się dogadamy, w jaki sposób przewieziemy ją do domu Victora.

— Alleluja! Bóg chyba wysłuchał moich modlitw, żeby ta uparta kobieta w końcu zaczęła myśleć logicznie — mówię, czując ulgę, bo chociaż ją, będziemy mieli w końcu z głowy i będziemy mogli się skupić na dorwaniu tego palanta!

Nie pozwolę wam zapomnieć [Wbrew sobie cz. II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz