18. Wreszcie zapłacisz za swoją zdradę

1K 44 5
                                    



Chciałabym powiedzieć, że rozpoczął się kolejny, monotonny i typowy dzień z życia studentki, ale z ogromną przykrością stwierdzam, że nie jestem w stanie tego zrobić. Prawdę mówiąc, jeszcze nigdy nie bałam się wyjść poza teren mojego domu, w którym czułam się bezpiecznie tak bardzo, jak dzisiaj. Po wczorajszych wydarzeniach zasnęłam tylko dlatego, że Joe i Rafael podali mi jakieś środki nasenne, informując mnie, że muszę odpocząć i zregenerować moje nerwy po tym, co spotkało mnie na uczelni. 

Jednak wiecie, co jest najgorsze w tym wszystkim? Najgorsze jest to, że właściwie teoretycznie nic wielkiego się nie wydarzyło. Przecież nikt mnie nie zaatakował, ba! Nawet nie musiałam ani przez sekundę walczyć o swoje życie, bo przecież ten ktoś jedyne stał pod drzwiami tej cholernej toalety i zostawił mi tę przeklętą karteczkę z kolejną groźbą! Ale jednak tak naprawdę to nie to jest najgorsze. Najbardziej irytujący jest fakt, że wolałabym już zostać zaatakowana. Poczuć to wszystko fizycznie, ale ten ktoś wybrał świetną taktykę! Ten ktoś chce zniszczyć mnie psychicznie. Sprawić, że będę bała się własnego cienia! Właśnie to jest w tym wszystkim najgorsze, fakt, że idzie mu to świetnie, bo ja jestem tak cholernie bezbronna i słaba!

— Ej! Uśmiechnij się, bo nie mogę już na ciebie patrzeć, jak siedzisz taka zmartwiona! — Głos Joego i jego palec, który dźgnął mnie w policzek, sprowadza mnie na ziemię i przypomina mi o tym, że jesteśmy właśnie w trakcie podróży na mój uniwersytet. Przenoszę zirytowany wzrok z moich kolan na niego, bo czy on serio myśli, że będę się teraz uśmiechać i udawać, że wszystko jest w porządku?

— No i bardzo dobrze, że nie możesz, bo powinieneś patrzeć na drogę, a nie na mnie — odpowiadam mu, nawet nie siląc się na bycie dla niego miłą.

Joe i Rafael uparli się, że teraz zawsze któryś z nich będzie mnie woził na zajęcia i odbierał mnie z nich. I być może nie ma w tym nic złego, ale skoro nawet takim czymś, codziennie będą mi przypominać o tym, że jestem ciągle obserwowana przez jakiegoś psychopatę i dlatego muszę mieć opiekunów, którzy będą mnie teraz wozić w jedną i drugą stronę, to niby jak mam o tym nie myśleć i się do kurwy nędzy się uśmiechać?

— Mała, będzie dobrze! Nazywamy się Walker, my zawsze wychodzimy cało ze wszystkich opresji, zrozumiano? — Tym razem Joe szturcha mnie w ramię, co jedynie wkurza mnie jeszcze mocniej, bo co on w ogóle pieprzy? MY wychodzimy? Do jasnej cholery, to znowu ja mam problemy i jakichś pojebów na karku i to w dalszym ciągu wszystko jest jego winą!

— Super, a zauważyłeś, że gdybyś nie wplątał się w to całe gówno, to wszystko to, co się działo i dzieje teraz, nie miałoby wcale miejsca? I nie musielibyśmy wychodzić z żadnych opresji?! — Syczę przez zęby, gwałtownie obracając głowę w jego kierunku, bo mam już dość. Mam już dość udawania, że on wcale nie ponosi winy za to wszystko, co się dzieje w moim życiu, bo właśnie to przez niego musiałam poznać tego przeklętego Gibsona i również przez niego znowu ktoś chce uprzykrzyć mi życie! Moje tętno gwałtownie przyspiesza, a ja zaciskam dłonie w pięści, wbijając w ich wnętrze moje pomalowane na czerwono paznokcie.

Widzę, jak twarz Joego tężeje, a on zaciska mocniej dłonie na kierownicy. Jego oddech staje się ciężki, a on przez cały czas patrzy wprost przed siebie. Po chwili przełyka głośno ślinę, a zaraz po tym hamuje tak gwałtownie, że ja zupełnie nie spodziewając się takiego zachowania z jego strony, prawie uderzam głową o deskę rozdzielczą, a nie dzieje się tak, tylko dlatego, że na całe szczęście zawsze zapinam pasy. Moje serce, które i tak już biło szybciej niż zazwyczaj, przyspiesza jeszcze mocniej, a oddech jest tak ciężki i głośny, że czuję się jak po przebiegnięciu maratonu. Zerkam zszokowana całą sytuacją przed siebie, zastanawiając się, co było przyczyną jego nagłego hamowania. Jednak, kiedy okazuje się, że przed nami nie ma żadnych pojazdów, świateł, a nawet głupiego skrzyżowania, na którym mój brat musiałaby się zatrzymać, tracę nad sobą kontrolę.

Nie pozwolę wam zapomnieć [Wbrew sobie cz. II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz