Polecam puścić sobie utwór, który jest teraz w mediach i najlepiej zapętlić go, jeśli ktoś nie jest na telefonie. Pomaga on wpasować się w klimat tego rozdziału.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ziemia. Planeta, na której od jakiegoś czasu dzieje się dość sporo rzeczy. Można by powiedzieć, że cały ten pojedynczy świat skupia się na tej jednej planecie. Dlaczego? Albowiem zróżnicowanie jakie tu występuje, jest wręcz niespotykane w innych miejscach tego świata. Zamieszkują tu zwykli ludzie, zwykle zwierzęta... jednakże i również różnego rodzaju potwory, duchy, istoty nadprzyrodzone, demony, lub nadludzie, którzy urodzili się z naturalnym talentem do osiągania wielkich rzeczy oraz oczywiście byty tak potężne, że byłyby w stanie same wywołać koniec świata. W miejscu tym istnieją różne lokalizacje. Miasta, góry, pustynie, oceany, dżungle... Lecz teraz akcja skupiła się na małym lesie, przy którym znajdowała się łąka. Niedaleko niej natomiast znajdował się budynek, powszechnie znany jako "Schronisko dla Creepypast". W miejscu tym jest dwóch mieszkańców oraz kilku stałych bywalców. Inni przychodzą tam tylko od czasu do czasu. Kto był jednak odpowiedzialny za jego działalność? Otóż pewien nastoletni blondyn, z paranormalnymi mocami o pseudonimie Wyjątek. Mieszkał w tym miejscu razem z Matrix. Aktualnie przebywał on w kuchni i najprawdopodobniej przyrządzał kolację dla siebie, lub dla swej podopiecznej Matrix. Nie była ona z nim jakkolwiek spokrewniona. Była ona po prostu sierotą, która uciekła z domu dziecka po tym jak w wyniku wypadku zyskała moce paranormalne. Cały dzień zleciał im dość spokojnie. Blondyn o dziwo nie miał za dużo roboty w świecie, co oznaczało, że seryjni mordercy byli dzisiaj mało aktywni. Spędził więc przyjemnie dzień razem z Ally. Zapowiadało się nawet, że ten pozytywny nastrój utrzyma się do jutra, jednakże nagle dało się usłyszeć pukanie do drzwi głównych.
- Matrix, możesz otworzyć? - zapytał się jej Wyjątek, nie chcąc zostawiać w kuchni tego wszystkiego tak w trakcie tworzenia jedzenia.
- Dobra! - odpowiedziała mu nieświadoma jeszcze niczego, po czym zeskoczyła z kanapy na której siedziała i podbiegła do wejścia do danego budynku.
Bez zastanowienia złapała za klamkę i postanowiła otworzyć drzwi. O dziwo jednak nikogo tam nie było, a jedyne co dostrzegła to burzę i to dość mocną. Zamyśliła się trochę, zastanawiając się, czy to mógł być żart. W takim miejscu, w jakim usadowione jest schronisko, było to raczej dość mało możliwe. Zanim jednak zdążyła się porządnie nad tym zastanowić zamknęła z powrotem te drzwi, a następnie odwróciła się. Coś... Lub raczej ktoś stał za nią. Gdy tylko go dostrzegła, aż lekko pisnęła. Stał tam jakiś mężczyzna w czarnym stroju, dziwnej masce połączonej z koroną, zasłaniającą większość jego twarzy oraz ten uśmiech. Ten przerażający, psychopatyczny szeroki uśmiech pokazujący jego niezadbane zęby i nawet dziąsła w całej ich okazałości.
- Shhh... Nie chcesz chyba psuć niespodzianki, prawda? - rzekł, wyjmując przy tym coś zza pasa.
Po krótkiej chwili okazało się, że tym co wyjął był pistolet. Czarny pistolet, o wyglądzie w dość starym stylu. Brązowowłosa zaniepokoiła się trochę, nie wiedząc co ma robić. Bała się bardzo tego mężczyzny, a aura jaka go otaczała jakby uniemożliwiała jej krzyczenie po Wyjątka by jej pomógł. Zostały jej tylko dwie rzeczy. Albo spróbować się bronić, albo czekać na to co ją i tak spotka. Wówczas gdy nieznajomy trzymał już wycelowany w jej stronę pistolet, nagle wokół jego nadgarstka owinęła się jakaś macka, która od razu zmieniła linię strzału. Po krótkiej chwili wyrwała ona ów broń z jego dłoni, po czym wróciła się do swego właściciela. Jak się okazało, gospodarz tego miejsca postanowił tu przyjść i zaszczycić gościa swą obecnością.
CZYTASZ
The Creepy Tournament
FanfictionJest ich czterdziestu ośmiu. Każdy z nich został porwany, nawet o tym nie wiedząc, przez jednego psychopatę. Jaki jednak był w tym powód? Celem jest zabawa. Zabawa, dla tych, którzy nie muszą brać w tym udziału. Każdy z nich jest zmuszony do walki z...