Pierwsza Śmierć

97 13 5
                                    

  Wszyscy którzy wcześniej znajdowali się na dole, siedzieli teraz na widowni. Na arenie pozostały tylko dwie osoby. Osoby, których walka miała się właśnie odbyć. Beth i Elska Ruth. W sumie to z jakiegoś powodu nikt zbytnio nie przejmował się obecnym stanem rzeczy. Nie wszczynały się żadne bunty, a ludzie swój niepokój zostawiali dla samych siebie. A dlaczego? Przecież prawie każdy z nich już raz został pokonany przez nieznajomego. W dodatku robił to wtedy z taką łatwością, że nawet gdyby rzucili się na niego grupą... raczej niewiele by to im dało. 

  - Wyjątek! Widziałeś? Nawet Kreatora tutaj wzięli. - powiadomiła go nagle o tym Matrix, która przed chwilą go właśnie dostrzegła.

  - Naprawdę? - zdziwił się właściciel schroniska, również odwracając się w jego kierunku.

  W tym samym czasie zamaskowany haker, jakim był właśnie Kreator siedział w swojej małej grupce, na jednej z ławek. Z kim mianowicie? Otóż z Harrym Kanibalem i Marksmanią. Od jakiegoś czasu tworzyli już grupę, w której młody mężczyzna w masce robił po prostu za wsparcie techniczne, wówczas gdy pozostała dwójka była odpowiedzialna za główne wykonywanie misji. Od czasu podzielenia wszystkich na pary, między tymi panowała dość niezręczna atmosfera.

  - I jak? Jedno z was będzie musiało zabić drugie. - przypomniał im o tym Kreator - Macie zamiar coś z tym zrobić?

  - Szczerze mówiąc, to miałem nadzieję, że pomożesz nam w myśleniu. - warknął w jego stronę Kanibal, widocznie niezadowolony z obecnej sytuacji.

  - Cóż. Z naszych dwóch starć dwa razy przegrałam, więc nie mam jakichś dużych oczekiwań. - wypowiedziała się nagle dziewczyna, głosem, który o dziwo nawet w takiej sytuacji nie wykazywał kompletnie żadnych emocji. Był po prostu pusty - Wiedz jednak, że mam zamiar spróbować.

  - Eeech... Jakie to wszystko jest głupie. - westchnął długowłosy, opierając podbródek o swe dłonie, a następnie spoglądając na arenę.

  Na arenie widocznie miało się zaraz zacząć to co było już nieuniknione. Beth i Elska, mieli za chwilę rozpocząć swą walkę. Kobieta, wyglądająca jakby była jeszcze przed trzydziestką oraz młody mężczyzna o średniej długości blond włosach, ubrany w elegancką koszulę. Ona uzbrojona była w swój złoty trójząb, a on w zwykły nóż. 

  - Walkę uważam za... rozpoczętą! - zawołała nieznajoma istota, wyciągając ręce do góry, a następnie skacząc na jakiś tron, który nagle wyrósł za nim.

  Nie minęło za dużo czasu, od ogłoszenia, nim nagle Beth zaczęła biec w jego stronę. Jej kroki były bardzo szybkie, a ona sama była bardzo zdecydowana. 

  "Cholera, jest szybsza niż się spodziewałem!" krzyknął sam do siebie w myślach, wówczas gdy w ostatniej chwili odchylił się przed ostrzami jej broni, które znajdowały się tuż obok jego głowy. Wolną dłonią złapał za jej broń i odsunął ją, by samemu zrobić sobie miejsce na atak. Drugą ręką wtedy zamachnął się na nią swym nożem, będąc przekonany, że uda mu się ją zranić. Szatynka jednak nagle kopnęła go. Oberwał on od jej kolana prosto w swój podbródek, a następnie w gardło od jej buta. Wykonała więc coś na styl podwójnego kopnięcia. Chłopak cofnął się o kilka kroków, trzymając się za swą, teraz obolałą szyję. Szczerze mówiąc, to była to bardzo bolesna rzecz.

  - Ugh! - jęknął tylko, próbując złapać chociażby płytki oddech.

  O ile wszyscy, znajdujący się na widowni, którzy mieli być następni oraz Zalgo i Maria nie czuli się za dobrze, wiedząc do czego to prowadzi, tak Hgual wyglądał na bardzo zadowolonego. Uśmiechał się bardzo szeroko i najprawdopodobniej chciał już klaskać, domyślając się jaki będzie wynik tego całego starcia. 

The Creepy TournamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz