Na dół zeszły kolejne dwie osoby. Fox oraz Wyjątek. Dziewczyna w eleganckich ubraniach i okularach oraz na pozornie zwyczajny nastolatek o krótkich blond włosach. Znali się oni prywatnie i nie mieli najgorszych relacji, więc nie chcieli zbytnio by musiało teraz do tego dojść. Do tego, że jedno będzie musiało zabić drugie.
"Raczej prośba o oszczędzenie mej osoby, nie zda się na wiele" pomyślała miedzianowłosa, tak patrząc się na swego przyjaciela.
Widać było, że ma co do tego wszystkiego mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo chciał wygrać, by móc uratować Matrix, lecz z drugiej strony nie chciał on zabijać kolejnej osoby, którą darzył przyjaźnią. Nie chciał tracić dwóch osób jednego dnia.
- Wyjątek... Jeśli przyjdzie ci mnie zabić, nie martw się - odezwała się do niego okularnica - Wiedz jednak, że nie mam zamiaru się tak po prostu poddać, nawet nie próbując
- Nie oczekuję tego od ciebie - odrzekł jej, tonem głosu pełnym poczucia winy - Poza tym, jeśli to wygram... Będę miał jeszcze jedno miejsce, by kogoś wskrzesić
- I na mą osobę zmarnujesz je?
- Nie nazwałbym tego marnowaniem - rzekł już z lekką pewnością siebie, jakby dostał nagle zastrzyku jakiejś determinacji.
- Proszę państwa rozpoczynamy walkę numer dziewiętnaście! - dało się nagle usłyszeć podekscytowany głos Hgual'a, który doskonale wiedział jakie relacje są pomiędzy tą dwójką.
"Z chęcią zobaczę co zrobisz Wyjątku. Z jednej strony jesteś wściekły na mnie, lecz nie chcesz niepotrzebnie zabijać. Pozwolisz się więc jej zabić, czy też może sam ją uśmiercisz by móc wskrzesić swą podopieczną? Hehehe... Jak ja kocham stawiać przed niemoralnymi dylematami!" Po tym krótkim monologu w myślach zarechotał on, dając wszystkim znać, że widocznie jest zadowolony z przebiegu wydarzeń w tej całej sytuacji.
Fox nie chcąc najzwyczajniej w świecie oddawać mu zwycięstwa, musiała szybko wymyślić coś, co mogłoby jej pomóc. Pech i szczęście mogło być raczej zbyt małą ilością bonusów, które jej pomagają. W końcu w takich warunkach jakie tutaj panują, nic nie byłoby w stanie zbytnio jej pomóc, lub mu przeszkodzić. Nie było tu ani problemów z warunkami pogodowymi, ani żadnych rzeczy z zewnątrz, które mogłyby mieć jakiś wpływ na cokolwiek tu się dzieje. Dodatkowo nie potrafiła ona w ogóle walczyć, ani z pomocą broni białej, ani palnej. Zawsze wszystko zazwyczaj załatwiało jej szczęście. Jak tutaj jednak się ono spisze?
"Nawet gdyby moje moce zadziałały i w ekstremalnych warunkach, ktoś z widowni postanowiłby mi pomóc, to Hgual by tą osobę zatrzymał. Tak jak to było do tej pory z Tobym i właśnie Wyjątkiem. A na niego raczej moje umiejętności nie zadziałają" stwierdziła w myślach trochę zrezygnowana, bacznie obserwując poczynania swego przeciwnika.
Blondyn w tym czasie po prostu przywołał dwie macki tuż obok swej przeciwniczki, które po prostu złapały ją za ręce i w ten sposób uniemożliwiły jakikolwiek ruch. Nie zdążyła na to zareagować.
- No to se powalczyłam - skomentowała to, próbując jakoś wyrwać się z tych więzów.
- Oboje dobrze wiemy, że nie jesteś w tym za dobra - stwierdził właściciel schroniska, powoli zaczynając do niej podchodzić.
- Hm... Zobaczymy - powiedziała, przy tym schylając swą głowę jak najmocniej mogła i złapała zębami za swój naszyjnik.
Po dość mocnym szarpnięciu udało jej się go z siebie zerwać, przy tym pozbawiając się ogranicznika. Teraz pech który generowała powinien być znacznie większy.
CZYTASZ
The Creepy Tournament
FanfictionJest ich czterdziestu ośmiu. Każdy z nich został porwany, nawet o tym nie wiedząc, przez jednego psychopatę. Jaki jednak był w tym powód? Celem jest zabawa. Zabawa, dla tych, którzy nie muszą brać w tym udziału. Każdy z nich jest zmuszony do walki z...