Determinacja

107 12 12
                                    

Jako, że rozdział ten ma trochę inny klimat niż poprzednie, gdyż skupia się on głównie na walce, postanowiłem użyć zupełnie innego rodzaju muzyki. Proszę, napiszcie mi, czy przy takich rozdziałach wolicie muzykę trochę szybszą (jak ta), czy mroczniejszą (jak poprzednie). Ponieważ, owszem, mam zamiar ciągle używać tej mroczniejszej, lecz to przy rozdziałach, w których więcej się dzieje pod względem samej fabuły. A może wolicie, żebym w ogóle zaczął z tym eksperymentować?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



  Harry Kanibal oraz Marksmania. Niegdyś przeciwnicy, później sojusznicy. Dzisiaj mieli ponownie stanąć przeciwko sobie. Genialny strzelec kontra genialny strateg i wojownik. Któremu z nich się powiedzie? Praktycznie wszyscy, którzy ich znali, teraz się nad tym zastanawiali. 

  "Nie mając tutaj żadnych barykad, ani niczego za czym mógłbym się zasłonić, mogę mieć trudności z jej strzelaniem. Muszę więc działać szybko i nie dawać jej zbytnio czasu na reakcje" podsumował szybko w myślach swoją sytuację długowłosy, patrząc się tak na dziewczynę. W rzeczywistości, był to właściwie największy problem, jaki miał miejsce w tej potyczce. Brak możliwości obrony przed bronią palną.

  - Siódmą walkę uważam za rozpoczętą! - rozległ się nagle głos Hguala, który rozległ się po całej arenie. 

  W mgnieniu oka Emily wyjęła zza swego pasa dwa pistolety, które następnie wycelowała w Kanibala. Chłopaka jednak już nie było w tym miejscu. Biegł on w jej stronę z nożem w jednej dłoni i z gnatem w drugiej. W tym momencie rozpoczął się ostrzał. Szatynka zaczęła ciągnąć za spusty swych broni, tym samym wysyłając pociski w stronę swego przeciwnika. Harry gdy tylko to zauważył, odskoczył szybko w bok i zaczął tak przeskakiwać w lewą stronę, by możliwie jak najlepiej uniknąć bycia na torze lotu jakiejkolwiek z kul. Blake oczywiście z łatwością dostrzegła jego zagranie, dlatego szybko przełożyła jedną z rąk w miejsce, gdzie powinien za chwilę wylądować, by strzelić właśnie tam, prosto w niego. Kanibal jednak tylko odbił się szybko jedną nogą od ziemi i ruszył ponownie w stronę dziewczyny, z zaskakującą prędkością jak na człowieka. Marksmania musiała bardzo uważnie go obserwować, by móc dobrze zaplanować swoje ruchy. Nie było to dla niej trudne, biorąc pod uwagę jej bardzo czujne i celne oczy. Gdy chłopak wykonał już jakieś dwa kroki w jej stronę, ona szybko zmieniła ponownie tor strzału, tym razem prosto w niego i wystrzeliła. Długowłosy oczywiście tuż przed tym zszedł do parteru, tym samym zbliżając się do niej z pomocą wślizgu. 

  "Kto by pomyślał, że nawet w takich warunkach, będzie mu szło tak dobrze?" pomyślała, szybko celując do niego swymi obiema spluwami. 

  Chłopak jednak wtedy tylko odbił się rękami od ziemi i wstając szybko na równe nogi, zaatakował ją nożem. Przez całe to zamieszanie, ta przez przypadek nacisnęła na spust i wystrzeliła pocisk tuż obok jego stopy. Nie miała jednak czasu przejmować się tym co się stało, gdyż musiała szybko schylić się, by nie oberwać od ostrza jego broni. Gdy już była na dole, postanowiła skorzystać z okazji i uderzyła go z całej siły z łokcia, w jego żołądek. Oczywiście nie dało to za dużego skutku. Kanibal nauczył się ukrywać swój ból i go ignorować. Dlatego szybko oddał jej tym samym, aczkolwiek z pomocą swego kolana. 

  - Ugh... - jęknęła cicho, szybko odskakując w tył i kładąc jedną dłoń na swym brzuchu.

  Nie był to jednak koniec. Dwójka w ogóle nie czekała na żadną reakcję ich przeciwnika. Było to dość dziwne ze względu na fakt, że już od jakiegoś roku robią za partnerów w swym zawodzie. Długowłosy szybko podbiegł do niej i zamachnął się swym nożem. Marksmania nie miała teraz czasu na wykonanie uniku. Skrzyżowała więc ręce i nie wypuszczając swych pistoletów, zablokowała jego atak, poprzez zablokowanie jego nadgarstka. Nie był to jednak koniec. Harry nigdy nie atakował, nie mając zaplanowanych przynajmniej kilku kroków, stosownych do kilku scenariuszy. Był więc na to gotowy. Odkopnął ją od siebie, sprawiając, że ta musiała odsunąć się o kilka kroków, by się nie przewrócić, a następnie wycelował w nią swym własnym gnatem. Nie miał zamiaru się wahać. Kto jak kto, ale on doskonale znał zasadę, przetrwa silniejszy. Rozległ się hałas, wystrzeliwanego pocisku. Jednak to nie on wystrzelił. To Emily, w ostatniej chwili strzeliła prosto w jego broń, sprawiając, że przez impet z jakim kula w nią uderzyła, był on zmuszony ją wypuścić. Gdy tylko to zrobiła, drugim pistoletem wycelowała w jego brzuch i gdy już miała pociągnąć za spust, ten zaszarżował w jej stronę. Błyskawicznie odepchnął jej rękę, sprawiając, że ta strzeliła w jedną ze ścian tej areny, zamiast w niego, a następnie prawą rękę, w której trzymał nóż, wysunął w stronę jej brzucha, by móc w końcu zadać jakiś śmiertelny cios. Marksmania jednak tylko uderzyła go w głowę kolbą spluwy, którą trzymała w drugiej dłoni, by zaraz po tym wysuniętą wcześniej w bok ręką, wycelować mu teraz w głowę. Był na tyle blisko, że nie było zbytnio opcji na to, by zdążył zrobić unik. 

The Creepy TournamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz