Harry vs Hoodie

68 9 21
                                    

  Harry gdy tylko usłyszał, że nadeszła teraz jego kolej, wstał z ławki na której siedział, po czym ruszył on w stronę zejścia na dół. Nie miał zamiaru jakoś zbytnich gierek tutaj wprowadzać. Był aktualnie zirytowany na Henry'ego za to co zrobił, dlatego mógł przysiąc, że w tym momencie nie ręczył za siebie. Gdy był już na schodach, dostrzegł on przed sobą Dante, który właśnie wracał na górę.

  - Gratuluję wygranej - powiedział mu ironicznie Kanibal, jasno sugerując, że wolałby, gdyby agent tam umarł.

  - A dziękuję, dziękuję - odpowiedział mu mężczyzna, z prawie identycznym wydźwiękiem - Jednakże na serio, to liczę, że to wygrasz. Ponieważ wtedy będziemy mogli w końcu zmierzyć się na poważnie w trzecim etapie - po tych słowach wyminął on długowłosego i wyszedł stamtąd już całkowicie.

  - Pff... Uważaj czego sobie życzysz - rzekł on pod nosem, w sumie to bardziej do siebie, niż do niego, po czym zaczął iść dalej.

  Już po krótkiej chwili był on na dole, gdzie był w stanie dostrzec, stojącego już na swoim miejscu Hoodie'ego. Oboje spojrzeli na siebie poważnie, doskonale wiedząc, że zaraz rozpocznie się pomiędzy nimi walka na śmierć i życie. Proxy Slendermana przeciwko zabójcy na zlecenie. Już za chwilę miało się okazać, które z nich przejdzie dalej.

  - Hej ty. Gdzie zgubiłeś swoją kominiarkę? - zapytał się go długowłosy, stając już na swoim miejscu.

  - Stwierdziłem, że będzie mi przeszkadzać podczas tej walki. Obserwowałem cię już trochę, więc wiem, że to starcie może nie należeć do najprostszych

  - No co ty nie powiesz? - odpowiedział mu Harry, po raz kolejny dość ironicznie. 

  Łatwo dało się po nim zauważyć, że nie miał dzisiaj dobrego humoru. A to wszystko przez niewyspanie, jak i również fakt, że po raz kolejny został on zdradzony przez Henry'ego. Jakby to było coś nowego.

  - Cóż. Ktoś tu jest dzisiaj edgy - stwierdził Brown, patrząc się na ich rozmowę z góry.

  - Walkę numer czwartą uważam za rozpoczętą! - zawołał Hgual, podnosząc w górę lewą rękę.

  Oboje chłopaków wiedziało już, co się właśnie zaczęło. Jako iż padł już sygnał startu, oboje mogli zacząć swoją walkę. Pierwszy wystartował więc Kanibal, wyciągając z kieszeni swój nóż, by z jego pomocą zadać jakiś ciekawy atak. 

  "Dużo się już nasłuchałem na temat Harry'ego. Kate wie o nim to i owo, dzięki Slendermanowi, więc opowiedziała mi niemało. Moją taktyką jest więc nie zabicie go, lecz pozbawienie go broni. Wtedy powinno pójść z górki!" pomyślał Brian, wyjmując swoje dwa akcesoria do walki, jakimi były pistolet oraz również nóż. 

  Zanim się spostrzegł, długowłosy był tuż przed nim. Dało się usłyszeć tylko zderzenie dwóch ostrzy, dających do zrozumienia, że udało mu się zablokować cios. Proxy zdziwił się szybkością i siłą zabójcy, jednakże nie poddawał się tak szybko. Miał jeszcze wiele rzeczy do zrobienia przed swoją śmiercią. Odepchnął więc rękę Harry'ego w której trzymał swą broń, po czym przystawił mu pistolet do twarzy. Długowłosy zareagował niemal błyskawicznie, więc złapał wolną ręką za przedramię Hoodie'ego i wyrzucił je do góry, by zmienić tor lotu kuli, która poleciała prosto w kierunku loży organizatorów, aczkolwiek odbiła się po prostu od skóry Hguala, który zachichotał z tego powodu. Brian widząc co się wydarzyło, zaczął powoli rozumieć, na czym będzie polegać trudność tej walki.

  "Pomyśleć, że nawet nie wyjął jeszcze swojego pistoletu!" skomentował to w myślach, kopiąc go z kolana prosto w jego żołądek, mając nadzieję, że kupi mu to trochę czasu.

The Creepy TournamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz