W końcu nadeszła pora, kiedy wszyscy pozostali zawodnicy, których było tylko dwunastu, wyszło z powrotem na arenę. Coś jednak było nie tak. Nastroje były zupełnie inne niż do tej pory. Już nie została nawet odrobina stresu. Wszyscy byli już pogodzeni z tym, co ich czeka, nawet Yumi Miyuki. Dało się również zauważyć pewną nieprawidłowość u jednego z uczestników tego wydarzenia. Mianowicie Vec, miał na sobie zwykły ubrania i nie nosił swojego stroju bojowego z przyszłości. Było to dość dziwne, ponieważ przecież jego walka miała być pierwsza. Nikt jednak nie postanowił zapytać się chłopaka co się stało, ponieważ nagle, tuż przed nimi pojawił się Hgual. Stał więc on teraz zaledwie cztery metry przed nimi. Otaczająca go aura była bardzo zimna i przytłaczająca, wywierała ona na uczestnikach niepokojące wrażenie oraz lekkie problemy w z oddychaniem. Był on wyższy od któregokolwiek z nich, a jego uśmiech z tak bliska był jeszcze bardziej odrażający, niż można się było spodziewać.
- Witajcie ci, którzy przetrwaliście tak długo! - zawołał, dość wysokim głosem, przy tym lekko się śmiejąc - Zostało was tutaj zaledwie dwunastu, czyli tylko ćwierć tego, co było na początku! Jako więc, że to swego rodzaju ćwierć finał, postanowiłem trochę urozmaicić nasze pole bitwy! - po tych słowach, rozstawił on ręce na boki, by wywołać to co chciał.
Momentalnie podłoga tuż przy ścianach zawaliła się, robiąc tam teraz spory okrąg o grubości dwóch metrów. Głębokości tej przepaści nie dało się określić na oko, ponieważ było tam po prostu zbyt ciemno.
- To między innymi dla ułatwienia! Jeśli wrzucicie tam przeciwnika i ten nie będzie w stanie się stamtąd w porę wydostać, możecie wygrać! - powiadomił ich, a następnie sam zabił sobie brawo.
- A jak głęboki jest ten szajs? - syknęła przez zęby Michiko, ze słyszalną irytacją.
- Około sześćdziesiąt metrów. Takiej jednostki używacie na Ziemi, no nie? - odpowiedział jej chichocząc, po czym zniknął i pojawił się w loży organizatorów, na której przez cały ten czas znajdowali się Zalgo, Maria i Henry.
Wszyscy w tym momencie spojrzeli po sobie. Ta przepaść dodawała teraz dodatkową formę eliminacji przeciwnika, o ile ten oczywiście nie potrafił lewitować, lub robić czegoś innego w tym stylu, co mogłoby mu pomóc. Mogło to więc zmienić plany niektórych z tu obecnych.
- Proszę państwa rozpoczynamy przygotowania do pierwszej walki! Vec vs Nemesis! Resztę proszę o zajęcie miejsc na widowni!
W tym momencie dziesięć osób bez słowa zaczęło zmierzać w stronę schodów. Przybysz z przyszłości jednak szybko podbiegł do Harry'ego i bez słowa podał mu jakąś zwiniętą kartkę papieru.
- Co to jest? - zapytał się go długowłosy, lekko zdezorientowany tym, jak ostatni z towarzyszy się zachowuje.
- Przeczytaj to, po mojej walce
- W ogóle, to czy ty oszalałeś? Gdzie jest twój kombinezon do cholery?
- To jest nieważne. Idź już na widownię - polecił mu chłopak, po czym odwrócił się i zaczął powoli zmierzać na swe miejsce, gdzie powinien stać przed rozpoczęciem walki.
Kanibal popatrzył się na niego jeszcze przez parę sekund, a następnie spojrzał na górę, na Henry'ego, który w tym samym momencie również się na niego patrzył, z lekkim uśmiechem na twarzy.
"Ty wiesz o co chodzi z Vec'iem. Czyżbyś sam go zmanipulował, żeby właśnie tak się zachowywał?" pomyślał, zaczynając przy tym iść już w stronę widowni.
Na dole zostały więc już tylko dwie osoby. Nemesis oraz właśnie Vec. To właśnie pomiędzy nimi miała się odbyć pierwsza walka, która miała rozpocząć trzeci etap.
- Powiedz mi, dlaczego nie masz na sobie tego stroju? - zapytała się go w pewnym momencie kobieta.
- Nie jest mi już potrzebny. Nie patrz się więc na to i walcz jak najlepiej tylko możesz - odrzekł zaskakująco spokojnym tonem głosu, wkładając przy tym ręce do kieszeni.
Szatynka poczuła się lekko zdezorientowana. To było dość dziwne zachowanie ze strony tego osobnika. Zawsze wydawał się on jej osobą myślącą logicznie i przede wszystkim poczytalną, w przeciwieństwie do innych pozostałych w tym miejscu. Zaczęła więc coś podejrzewać. Może był to jakiś podstęp?
"Jeśli to faktycznie jest jakiś podstęp, to pewnie zakłada, że dam mu fory, z powodu braku jego wyposażenia. Będę więc musiała postarać się zakończyć to jak najszybciej" stwierdziła w myślach, obserwując uważnie swego przeciwnika.
- Pierwszą walkę i zarazem trzeci etap, uważam za... rozpoczęty! - zawołał Hgual, na tyle głośno, że z pewnością wszyscy go usłyszeli.
Chłopak szybko dobył noża, który najprawdopodobniej podkradł z jadalni i zaczął biec w stronę swej przeciwniczki. Brązowowłosa jednak nie miała zamiaru zmieniać zdania. Wyjęła więc szybko swe jojo i rzuciła nim w jego stronę, w tym samym momencie wykorzystując cień pod nicią jej broni, by wykonać podwójny atak, za pomocą kolców z cienia, które potrafiła tworzyć. Vec uniknął joja, szybko odskakując w bok, jednakże to właśnie w tym momencie spod niego wysunęły się kolce, przy tym dziurawiąc całkowicie jego ciało. Nie umarł on jednak jeszcze i po prostu stał tak teraz cierpiąc. Nancy podeszła szybko do niego, by przed jego śmiercią móc się go jeszcze o coś zapytać.
- Co to miało być? Przecież to było tak, jakbyś sam zupełnie się poddał to jak się teraz zachowałeś - stwierdziła, nie rozumiejąc zbytnio tego co się właśnie wydarzyło.
- Heh... Khy! Khy! - zakaszlał krwią, czując jak powoli ucieka już z niego życie - To wszystko jest częścią planu Nancy...
I takie właśnie były jego ostatnie słowa. Zaraz po tym, jego oczy zrobiły się bardziej wyblakłe i całkowicie straciły jakiekolwiek skupienie, tym samym pokazując, że właśnie minęły ostatnie sekundy życia tego człowieka.
- Częścią planu? - powtórzyła po nim, nie do końca rozumiejąc o co mogło mu chodzić.
- No cóż! To była chyba najszybsza walka w historii naszego małego turnieju! Dobrze, szybciej przejdziemy do następnych walk! Wygrywa więc Nemesis! Na dół natomiast prosimy następną parę, czyli Harry'ego oraz Dante! - ogłosił Hgual, siedzący w tym momencie w swym tronie.
To właśnie w tym momencie Kanibal postanowił rozwinąć kartkę, którą dał mu Vec. Znajdowała się na niej wiadomość oraz jakiś klucz. Było na niej napisane jednak tylko jedno słowo. Łazienka.
- Ugh... Co za kretyn... - szepnął sam do siebie, chowając przy tym te dwie rzeczy z powrotem do kieszeni, a następnie wstał z ławki, by samemu móc zejść na dół i zająć się, jedną z niewielu śmiertelnych osób, której umiejętności uznawał. Dante.
CZYTASZ
The Creepy Tournament
FanficJest ich czterdziestu ośmiu. Każdy z nich został porwany, nawet o tym nie wiedząc, przez jednego psychopatę. Jaki jednak był w tym powód? Celem jest zabawa. Zabawa, dla tych, którzy nie muszą brać w tym udziału. Każdy z nich jest zmuszony do walki z...