27. Don't blame me, love made me crazy.

481 70 31
                                    

Budzę się w łóżku mojej siostry, leżę z głową na jej klatce piersiowej i czuję cały kilogram piasku pod nami. Nie pamiętam, jak trafiłam do łóżka, nie pamiętam, jak skończyło się nasze picie na plaży i dlaczego właściwie się do niej przytulam. Niechętnie wstaję i idę pod prysznic, mijam się w drzwiach Malwiną, która wcale nie wygląda lepiej ode mnie, a skoro najtwardsze Słowianki mają kaca, to chude Brytyjki muszą być ledwo żywe.

Schodzę do restauracji razem z Malw, a Pola dopiero zaczyna się budzić. Tak jak wczoraj jemy powoli śniadanie, pijąc litry płynów, gdy reszta naszej drużyny schodzi się powoli. Emma, Sophie i Zazzie wracały dziś wieczorem do kraju, my z Polą zdecydowałyśmy się zostać jeden dzień dłużej, żeby Kaśka zdążyła zrobić mi tatuaż, a moja siostra chciała jeszcze trochę nacieszyć się koleżankami.

Dziś nie próbujemy już ruszać się dalej niż kilka metrów dalej do morza, a w końcu wieczorem wsadzamy cześć naszej wycieczki do taksówki. Rozsiadamy się wygodniej w fotelach, Malwina z Polą piją cydr, ja i Kaśka z uwagi na jutrzejsze plany zostajemy przy soku.

– Myślałaś jaką kaligrafią chcesz ten napis? – pyta Kaśka i poprawia okulary w oprawkach w panterkę, ślęcząc nad tabletem graficznym. Podtyka mi pod nos kilkanaście różnych wersji napisu, a ja zaczynam je przerzucać.

– Co sobie dziabiesz za napis? – pyta Pola.

Moje życie moje wybory – sarkam, a dziewczyny parskają śmiechem.

– Lepiej weź: tylko Bób może mnie oceniać – wtrąca Malwina.

– Bób, Homar, Włoszczyzna! – krzyczy Kaśka i przesuwa czcionki. – Mam tutaj nawet taką akuratną czcionkę, taką dresiarską.

– A tak serio? – pyta zmęczonym głosem moja siostra.

These violent delights have violent ends – odpowiadam, a ona przytakuje lekko.

"Romeo i Julia"? Ale czemu? – pyta Malwina.

– Bo potrzebuję, żeby mi ktoś o tym, co rano przypominał. Nawet jeśli to będą moje żebra – mówię i wyszczerzam zęby w uśmiechu. – Uważam, że to bardziej gustowna przypominajka niż alarm w telefonie: Nie pieprz więcej Szekspirowskich aktorów.

– Ja chcę wiedzieć więcej! – krzyczy podekscytowana Malwina. – Będzie na weselu?

– Będzie – odpowiada za mnie Pola, a one dwie piszczą jak nastolatki. – Z żoną.

– Co? O kurwa. Opowiadaj! – mówi Kaśka, odrywając się nagle od tabletu.

– A nie możemy się skupić na tym, że moja siostra za trochę ponad miesiąc wychodzi za Hiddlestona? – spoglądają to na nią, to na mnie.

– Nieeee. O niej wiemy wszystko. Ze szczegółami.

– Nawet tymi pikantnymi – dodaje Malwina i spogląda na mnie. – WIĘC?

Wzdycham ostentacyjnie i zaczynam odpowiadać, jak to się zaczęło te kilka lat temu, jak rozpaliło się na nowo teraz i jak trudno nam było zostać tylko znajomymi. O tych wszystkich nocach, porankach i godzinach na telefonie, gdy powinien pracować, o każdym liście i najmniejszym geście, o całym naszym cholerny love story.

– Czy on Ci w końcu powie, że Cię kocha?! – pyta rozemocjonowana Malwina.

– Chyba kurwa po swoim trupie – mruczę i zaczynam się śmiać.

– No to się pięknie wjebałaś koleżanko – zaczyna Kaśka. – Należy Ci się tegoroczny order z ziemniaka dla najbardziej nieogarniętej istoty w naszym gronie.

you can't always get what you want • B.COpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz