W kawiarni jest dziś mniejszy ruch mimo sprzyjającej pogody, jak na wczesną jesień wciąż jest całkiem ciepło. Pola jak zawsze obsługuje klientów, a ja kończę sprzątać zaplecze, jesteśmy same i z utęsknieniem czekamy na koniec dnia.
– Gdzie jest twoja siostrzyczka Pola?! – słyszę krzyk z sali i od razu na nią wychodzę.
Przy kontuarze stoi Sophie, ma lekko rozmazany makijaż i zaciska nerwowo pięści.
– Ty mała kurwo! Ty cholera dziwko! Z tymi swoimi niebieskimi oczkami i jasnymi włosami mogłaś mieć każdego, a musiałaś wybrać akurat mojego pieprzonego męża?!
Stoję z otwartymi ustami, naprawdę spodziewałam się wiele, ale nie awantury w mojej kawiarni. Dwie starsze panie przy stoliku obserwują nas uważnie, jakby nasze życie było najlepszym show na West Endzie.
– Teraz już nie jesteś taka wygadana, co? Teraz już nie będziesz tak słodko prosić, żeby mnie zostawił.
– Powiedział Ci – mówię cicho, a ona śmieje się głośno.
– Nie przypisuj tchórzowi odwagi kretynko. – rzuca we mnie jakimś małym przedmiotem, a gdy go podnoszę, poznaję kolczyk, który dostałam od ojca przed balem. – Znalazłam go w jego aucie, a dodatkowo słyszałam waszą rozmowę na Twoich urodzinach.
– Sophie.... ja nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
– Nie jestem zaskoczona. Co jest niby w Tobie takiego zajebistego, że ze wszystkich kobiet uległ właśnie Tobie? Jesteś przecież taka kurwa głupia. Mógłby mieć naprawdę każdą, a wybrał tlenioną, puszczalską idiotkę. – Oddycha wściekle i nie spuszcza ze mnie swoich zimnych jak lód oczu. – Ile Ci zajęło zaciągnięcie go do łóżka co? Ile musiałaś koło niego skakać, zanim zabrał Cię do mieszkania? Nie! Mam lepsze pytanie! Ile okłamywałaś mnie prosto w twarz, by później klękać przed nim, jak tylko będzie chciał, Cię zostawić?!
– To nie do końca tak... – zaczyna Pola.
– Zamknij się. Do Ciebie też trochę mam. Wiedziałaś o wszystkim, co? – moja siostra bez słowa obraca się na pięcie i wychodzi na zaplecze, zostawiając mnie samą z Hunter, która była gdzieś pomiędzy płaczem, a rzuceniem się na mnie. – Więc od kiedy to trwa? Miej chociaż więcej odwagi niż on i mi to powiedz.
Nie odpowiadam, utrzymuję tylko jej spojrzenie, czekam, aż skończy, aż wykrzyczy cały swój żal i będę mogła uciec.
– Jesteście jednak siebie warci, para pieprzonych tchórzy – mruczy pod nosem Sophie. – Nawet w obliczu prawdy nie jesteście w stanie jej wyznać do końca. Naprawdę spodziewałam się po Tobie więcej, a okazałaś się kolejną pieprzoną idiotką.
– Chcesz znać prawdę Sophie? To czytaj! – mówi Pola, stając między nami i wysypuje wszystkie liściki, jakie dostałam od Benedicta. – Czytaj, proszę bardzo. Mają nawet pieprzone daty, zobacz, kto tu kogo wykorzystał. Addie ma powody do wstydu, ale na moje oko on bawił się wami obiema.
Hunter sięga niepewnie po pierwszą z brzegu kartkę, ostrożnie jakby bała się, że ta ją poparzy i zaczyna czytać. Najpierw robi to powoli, a później przerzuca je coraz szybciej, coraz zachłanniej, aż opadnie bezsilnie na krzesło.
– Nie powinnam wdać się w ten romans Sophie, nie powinnam okłamywać Cię prosto w twarz, nie powinnam się przede wszystkim w nim zakochać, ale cholera... poszło mu ze mną za łatwo. Rozłożył mnie łopatki jeszcze zanim rozłożyłam przez nim nogi, nie umiałam się bronić. I wiem, nic mnie nie usprawiedliwia i nie mam zamiaru prosić o wybaczenie. Tego się nie da wybaczyć.
– Powiedział mi, że to było kilka razy... a to było kilka cholernych miesięcy – szepcze do samej siebie Sophie, nie reagują na moje słowa.
CZYTASZ
you can't always get what you want • B.C
FanfictionGłównymi składnikami codzienności Adrianny są: jazzowe covery, słodkie wypieki, zacisze jej poddasza, zapach starych książek, londyńskie korki i śmiech jej siostry. I pewnie dla większości ludzi ta dziwna mieszanka byłaby idealnym przepisem na życi...