14. Here's to us, here's to love.

692 80 24
                                    

Próbujemy zaaranżować nową piosenkę, znam ten kawałek z radia, ale absolutnie nie przypadł mi do gustu. Ricky robi co może, by brzmiał on jak najlepiej, ale nadal nie jestem przekonana. Miętoszę kartkę z tekstem w ręku, a Zazzie siedzi obok mnie z telefonem. Jej idzie dużo lepiej i to też przekłada się na poziom mojej irytacji.

Should've known you were trouble from the first kiss

Had your eyes wide open

Why were they open?

– Stop. – Zaz unosi dłonie, jeszcze zanim dojdę do refrenu. – Masz straszną manierę, jak śpiewasz ten kawałek, nie możesz normalnie?

– Nie wiem, o czym mówisz.

– I zmiękczasz końcówki w refrenie, nigdy tego nie robiłaś – dołącza do niej Derrick, nie patrzy na mnie, tylko poprawia coś w zapisie nutowym na tablecie.

– Dokładnie, brzmisz, jakbyś próbowała śpiewać jak ja. A wybacz mi, to co teraz powiem, jesteś najbardziej białą laską, jaką znam i kompletnie Ci to nie pasuje.

– Więc czemu Ty tego nie zaśpiewasz Zaz? – pytam, nie kryjąc irytacji.

– Bo to byłoby nudne. Czemu jesteś taka wkurzona dziś?

– Nie lubię tego kawałka.

– No tak, bo jesteś wielką fanką Beyonce, a jakoś jej kawałki śpiewasz. Nie marudź Ada, tylko weź się do roboty – mówi mój przyjaciel, a ja mu przytakuję i daję znak, by grał jeszcze raz.

Wstaję i zamykam oczy, próbuję przywołać do siebie tekst i w końcu zaczynam śpiewać. Nie lubię tekstu tej piosenki, nie lubię piosenek o głupiej miłości, a w kółko ostatnie takie do mnie trafiają. Mam już kompletnie gdzieś jak to ma brzmieć według moich przyjaciół, śpiewam tak, jak uważam, a gdy otwieram oczy, widzę jak Zazzie, trzyma telefon wycelowany we mnie, pokazuję jej środkowy palec i się uśmiecham.

– Widzisz? Jak chcesz, to potrafisz. – Śmieje się Rick i zapisuje jeszcze kilka zmian w nutach.

– O! Dzień dobry! – mówi moja przyjaciółka, ma bezczelny uśmiech i wpatruje się w kogoś za moimi plecami.

– Cześć Zaz – odpowiada jej Benedict, odwracam się i spoglądam na niego pytająco. Jest po dwudziestej pierwszej, z tego, co rozmawialiśmy rano, o tej porze miał być już w domu, a nie witać się z moim przyjacielem uściskiem dłoni. – Pomyślałem, że Cię podrzucę do domu.

– Idziemy na drinka po próbie. Mamy trochę do omówienia – wtrąca Rick, ma dość chłodny ton, ale do mnie uśmiecha się już bardziej szczerze.

– Tak właśnie, mam dziś zajęty wieczór.

– Więc możemy porozmawiać na chwilę? – pyta Cumberbach, a ja przytakuję lekko i wychodzimy na korytarz przed salę.

Całuje mnie od razu, bierze w ramiona, jakbym należała do niego, a ja nie mogę się na to nie zgodzić. Od popołudnia na zapleczu mojej cukierni, nie mieliśmy dla siebie ani chwili, wszystko rozgrywało się między nami w wiadomościach i krótkich telefonach.

– Myślałam, że poniedziałkowe wieczory są dla Sophie święte – mówię, gdy odrywa się na chwilę od moich ust. – Nie powinieneś być w domu?

– Wracam z planu, jak spóźnię się pół godziny, świat się nie skończy. Nie mogłem wytrzymać kolejnych kilku dni ze świadomością, że nie mam czasu nawet wpaść do Ciebie po kawę. – Kładzie dłoń na moim policzku, a ja się uśmiecham.

– Jak widzisz, jestem dziś cholernie zajęta, więc nie dam Ci się porwać, na drinka też Cię nie zabiorę, bo nie chcę oglądać walki na testosteron między Tobą a Derrickiem.

you can't always get what you want • B.COpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz