Próbujemy zaaranżować nową piosenkę, znam ten kawałek z radia, ale absolutnie nie przypadł mi do gustu. Ricky robi co może, by brzmiał on jak najlepiej, ale nadal nie jestem przekonana. Miętoszę kartkę z tekstem w ręku, a Zazzie siedzi obok mnie z telefonem. Jej idzie dużo lepiej i to też przekłada się na poziom mojej irytacji.
Should've known you were trouble from the first kiss
Had your eyes wide open
Why were they open?
– Stop. – Zaz unosi dłonie, jeszcze zanim dojdę do refrenu. – Masz straszną manierę, jak śpiewasz ten kawałek, nie możesz normalnie?
– Nie wiem, o czym mówisz.
– I zmiękczasz końcówki w refrenie, nigdy tego nie robiłaś – dołącza do niej Derrick, nie patrzy na mnie, tylko poprawia coś w zapisie nutowym na tablecie.
– Dokładnie, brzmisz, jakbyś próbowała śpiewać jak ja. A wybacz mi, to co teraz powiem, jesteś najbardziej białą laską, jaką znam i kompletnie Ci to nie pasuje.
– Więc czemu Ty tego nie zaśpiewasz Zaz? – pytam, nie kryjąc irytacji.
– Bo to byłoby nudne. Czemu jesteś taka wkurzona dziś?
– Nie lubię tego kawałka.
– No tak, bo jesteś wielką fanką Beyonce, a jakoś jej kawałki śpiewasz. Nie marudź Ada, tylko weź się do roboty – mówi mój przyjaciel, a ja mu przytakuję i daję znak, by grał jeszcze raz.
Wstaję i zamykam oczy, próbuję przywołać do siebie tekst i w końcu zaczynam śpiewać. Nie lubię tekstu tej piosenki, nie lubię piosenek o głupiej miłości, a w kółko ostatnie takie do mnie trafiają. Mam już kompletnie gdzieś jak to ma brzmieć według moich przyjaciół, śpiewam tak, jak uważam, a gdy otwieram oczy, widzę jak Zazzie, trzyma telefon wycelowany we mnie, pokazuję jej środkowy palec i się uśmiecham.
– Widzisz? Jak chcesz, to potrafisz. – Śmieje się Rick i zapisuje jeszcze kilka zmian w nutach.
– O! Dzień dobry! – mówi moja przyjaciółka, ma bezczelny uśmiech i wpatruje się w kogoś za moimi plecami.
– Cześć Zaz – odpowiada jej Benedict, odwracam się i spoglądam na niego pytająco. Jest po dwudziestej pierwszej, z tego, co rozmawialiśmy rano, o tej porze miał być już w domu, a nie witać się z moim przyjacielem uściskiem dłoni. – Pomyślałem, że Cię podrzucę do domu.
– Idziemy na drinka po próbie. Mamy trochę do omówienia – wtrąca Rick, ma dość chłodny ton, ale do mnie uśmiecha się już bardziej szczerze.
– Tak właśnie, mam dziś zajęty wieczór.
– Więc możemy porozmawiać na chwilę? – pyta Cumberbach, a ja przytakuję lekko i wychodzimy na korytarz przed salę.
Całuje mnie od razu, bierze w ramiona, jakbym należała do niego, a ja nie mogę się na to nie zgodzić. Od popołudnia na zapleczu mojej cukierni, nie mieliśmy dla siebie ani chwili, wszystko rozgrywało się między nami w wiadomościach i krótkich telefonach.
– Myślałam, że poniedziałkowe wieczory są dla Sophie święte – mówię, gdy odrywa się na chwilę od moich ust. – Nie powinieneś być w domu?
– Wracam z planu, jak spóźnię się pół godziny, świat się nie skończy. Nie mogłem wytrzymać kolejnych kilku dni ze świadomością, że nie mam czasu nawet wpaść do Ciebie po kawę. – Kładzie dłoń na moim policzku, a ja się uśmiecham.
– Jak widzisz, jestem dziś cholernie zajęta, więc nie dam Ci się porwać, na drinka też Cię nie zabiorę, bo nie chcę oglądać walki na testosteron między Tobą a Derrickiem.
CZYTASZ
you can't always get what you want • B.C
FanfictionGłównymi składnikami codzienności Adrianny są: jazzowe covery, słodkie wypieki, zacisze jej poddasza, zapach starych książek, londyńskie korki i śmiech jej siostry. I pewnie dla większości ludzi ta dziwna mieszanka byłaby idealnym przepisem na życi...