39. My lover's got humour. She's the giggle at a funeral.

533 71 20
                                    

Wychodzę z garderoby w długiej, zielonej sukience, a uśmiech na twarzy Josha, idealnie zdradza co o niej myśli, jednak mimo to obracam się jeszcze raz dookoła, by zobaczył mnie w pełnej krasie.

– Co o niej sądzisz? – pytam niemal retorycznie.

– Że powinienem się przebrać, nie mogę iść w podkoszulku, jeśli Ty wyglądasz jak bogini – wyciąga rękę w moją stronę i odkłada gitarę na bok. Podciągam sukienkę nad kolana i siadam okrakiem na jego nogach.

– Na pewno przydałoby Ci się uczesać – mówię, okręcając sobie pasmo jego włosów wokół palca. – A Twój podkoszulek podoba mi się bardziej od twoich koszul dla drwali.

– Lubisz moje koszule.

– Lubię je z Ciebie zdejmować – odpowiadam, a on całuje moją szyję, żeby nie zniszczyć mi szminki. – Pilnuj mnie dzisiaj, jak jutro mam poznać Twoją mamę nie mogę być skacowana.

– Skacowana jesteś bardziej potulna – odpowiada, a ja od razu uderzam go lekko pięściami w tors. – Będzie dobrze.

– Nigdy nie poznawałam matki swojego faceta Josh, to dla mnie bardzo nietypowa sytuacja.

– Moja mama jest cudowna, nie musisz się niczego obawiać – mówi uspokajającym tonem. – Skoro mamy spędzić razem święta, to musisz ją wcześniej poznać.

– Do świąt są cztery tygodnie.

– Właśnie, a ja w poniedziałek lecę do Irlandii. – Podnoszę się i zaczynam pakować torebkę, a on znów zaczyna brzdąkać coś na swoim akustyku, który już na stałe znalazł miejsce pod moim łóżkiem. – Na pewno nie przylecisz do Galway? Tylko dopiero do Dublina na ostatni koncert w tym roku.

– Na pewno, mamy za dużo roboty w cukierni. Twoje fanki jedzą bardzo dużo ciastek, jak się na mnie gapią.

– Trzeba było nie zamieszczać naszego zdjęcia na Instagramie – odparowuje z uśmiechem i też wstaje, by wciągnąć na siebie marynarkę. – Ja przynajmniej Cię na nich nie oznaczałem.

– A kto powiedział, że mnie to przeszkadza? – pytam, uśmiechając się wrednie. – Mam najlepszego faceta na świecie, muszę się tym chwalić.

– Już mi tak nie słodź Złotko. – Całuje przelotnie moje ramię, zanim owinę się szalem i ruszymy schodami na dół.

Szykujemy się do wyjścia na mój koncert, a gdy jesteśmy już w samochodzie, Josh przegląda coś w telefonie, a ja cieszę się, że wybrałam prowadzenie zamiast whisky.

– Mogę wrzucić to zdjęcie? – pyta, gdy zatrzymujemy się na światłach, a ja rzucam okiem na czarno-białą fotografię. Leżę na niej na łóżku na brzuchu, nie mam na sobie nic, poza niedbale przerzuconą w pasie białą kołdrą i trzymam w dłoni książkę. – Podoba mi się, jak focus ładnie złapał Twój tatuaż na żebrach.

– Nie widać mi cycków, więc bardzo proszę. – Podnosi moją dłoń do swoich ust, zanim znów odłoży ją na drążek zmiany biegów. – Co pod nim napiszesz?

Jeśli byłaby książką, wielbiłbym każde zapisane w niej słowo – odpowiada całkowicie naturalnie, a ja zagryzam usta, zapominając o nałożonej na nie szmince. – Uwielbiam, kiedy to robisz, uwielbiam, patrzeć jak reagujesz na moje słowa. Mógłbym cały czas mieć w Ciebie wycelowany aparat, tylko po to, by móc uchwycić każdą Twoją minę.

– Przestań Joshua – mówię chłodno. – Przestań, zanim stracisz dla mnie głowę.

– Za późno – odpowiada, a ja przewracam oczami. – Wiedziałem, że to zrobisz.

you can't always get what you want • B.COpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz