35. No better version of me I could pretend to be tonight.

584 75 35
                                    

Pierwszy tydzień poświęcam na zmianę numeru telefonu i dopilnowanie, by mieli go wszyscy, którzy powinni, a nie on. Drugi tydzień na pozbycie się wszelkich śladów jego obecności z mojego życia, na wywołanych zdjęciach z wesela Poli, które wieszam w salonie, nie ma nawet cienia jego osoby. Cisnę moich przyjaciół na próbach, a dziewczyny w cukierni, by wieczorem wrócić do wielkiego pustego domu i zrozumieć, że to wszystko nie to.

I zaczynam czytać wszystkie profile plotkarskie z artykułami o rozwodzie roku, o tym polowaniu na prawdziwe powody i dziękuję bogu, że nie mają nawet poszlaki, by połączyć Benedicta ze mną. Mimo że bardzo starają się, udowodnić, któremuś z nich romans.

W końcu jednak o drugiej w nocy, gdy cisza za bardzo dzwoni mi w uszach, wsiadam do samochodu, lub na rower i jadę do mojej siostry, by złapać kilka godzin snu na kanapie w ich salonie.

Trzeci tydzień dopiero zaczyna mieć dla mnie znamiona jakiejś normalności.

– Adrienne, ktoś do Ciebie – mówi Pola, wchodząc na zapleczę kawiarni, gdzie właśnie kończyłam, chować zamówiony tort do lodówki.

– Kto? – pytam, wycierając dłonie w fartuch, a ona się uśmiecha.

– Zostaw go lepiej na zapleczu i zwiąż włosy, widać, że rano oszczędziłaś na szamponie.

– Kto to kurwa? Książe Harry?

– Podobno nie przypadliście sobie do gustu, a on się ożenił – sarka Pola, gdy związuję włosy w niedbały kok.

Na stołku przy kontuarze siedzi Carter, pije kawę i na mój widok podrywa się z krzesła i uśmiecha szeroko, a ja momentalnie żałuję, że wolałam spać dziś piętnaście minut dłużej w łóżku, zamiast umyć włosy.

Ma na sobie koszulę w kratę, która aż prosiła się rano o żelazko, tak samo, jak jego policzki o maszynkę do golenia, ale widać też wybrał sen.

– Cześć! Co tutaj robisz? – pytam, podchodząc do niego. Dziś, gdy nie mam na sobie szpilek, a on marynarki odkrywam jak wysoki i szczupły jest naprawdę, gdy mnie obejmuje.

– Odpisywałaś na moje wiadomości na Instagramie, ale ani razu nie odebrałaś telefonu, więc postanowiłem sprawdzić, czy po prostu pomyliłem numer, czy właśnie robię z siebie idiotę i desperata.

– Zmieniłam numer, zapomniałam podać Ci aktualny – mówię przepraszająco i siadam na krzesełku obok niego, gdy Pola parzy mi kawę i odsuwa się na tyle daleko, by nam nie przeszkadzać, ale na wszelki wypadek wszystko słyszeć.

– Czyli dobrze, że znalazłem waszą kawiarnię, nawet jak to druga strona Londynu.

– A nie jesteś przypadkiem aktualnie w trasie koncertowej? Z tego, co widziałam po zajęciach, to nie powinieneś być gdzieś w Liverpoolu?

– Za dwa dni powinienem. Dziś i jutro jestem w Londynie i pomyślałem, że... zaproszę Cię na randkę – mówi, patrząc na swoją kawę i dopiero po chwili uśmiecha się i spogląda na mnie.

– Nie wiem, czy jestem gotowa, żeby iść na randkę – odpowiadam, a Pola upuszcza głośno łyżeczkę na podłogę, a gdy na nią spoglądam, puka się kilka razy w czoło, nazywając mnie kretynką. – Jednak nie mam nic przeciwko, żeby iść gdzieś i nie nazywać tego w żaden oficjalny sposób.

– Myślałem, żeby gdzieś jechać.

– Jechać? Dokąd? – pytam zaskoczona, a on przechyla się nad ladą i sięga po długopis, podsuwa mi swoją zaplamioną kawą serwetkę.

– Możesz się dziś urwać z pracy? – pyta, a ja mierzę wzrokiem moją siostrę, która przytakuje tyle razy, że jest to niepokojące. – Więc zapisz mi swój adres i wpadnę po Ciebie za godzinę.

you can't always get what you want • B.COpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz