11. You're a perfect work of art.

710 84 36
                                    

Zazzie leży na środku podłogi w naszej sali prób, gdy zostaliśmy już tylko we trójkę z Derrickiem. Powinniśmy pracować nad nową piosenką, ale pierwsze wiosenne promienie słońca nas rozleniwiły i jesteśmy już na to trochę zbyt zmęczeni, więc po prostu rozmawiamy.

– Addie nie pójdę z Tobą w piątek na premierę do Jamiego – mówi nagle mój przyjaciel, odrywając wzrok od telefonu. – Okazuje się, że dziewczyna, z którą się spotykam, ma urodziny.

– Nie idź na urodziny dziewczyny, z którą byłeś na trzech randkach – wpada mu w słowo Zaz. – Odbierze to bardzo zobowiązująco.

– A może ja nie mam nic przeciwko, by to było zobowiązujące?

– Naprawdę? – pyta, nasza przyjaciółka, podrywając się do siadu. – To kiedy ją poznamy?

– Na następnym koncercie – odpowiada Ricky, uderzając kilka razy w klawisze przed nami. – Addie, czy wszystko ok?

– Tak. Po prostu nie wiem, czy chcę iść tam sama, wiesz, jaki jest Jamie.

– Mogę iść z Tobą – proponuje Zaz. – O co w ogóle chodzi?

– O premierę nowego musicalu, do którego nasz wspólny znajomy robił choreografię – tłumaczę. – Będą zdjęcia na ściance, dziennikarze i morze alkoholu.

– Tak. To ostatnie zniechęca mnie ostatecznie. Dasz radę sama?

– Pewnie. Muszę iść, firma mojego ojca ma pod sobą fundację dającą kasę na takie artystyczne bzdury, jak remont sceny, czy inne warsztaty. Więc nie ma się specjalnego wyboru, jak Twoje nazwisko widnieje na czekach.

– Już nie narzekaj. Uwielbiasz chodzić sama do teatru – mówi Rick, a ja niechętnie muszę przyznać mu rację, nawet jeśli czuję się trochę urażona, że mnie wystawił.

Benedict >Jak tam życie samotnej matki?

>Samotne. Już się nie mogę doczekać, aż Pola wróci i przejmie, choć połowę moich obowiązków. A jak praca na planie?

Benedict >Z wytęsknieniem wpatrujemy weekendu. Za kilka dni ma przylecieć parę znanych twarzy, jeśli chcesz wpaść na plan.

>Nie gustuję w aktorach.

Benedict >Jak dobrze, że dla mnie robisz wyjątki.

Chcę mu odpisać, ale Zazzie wyrywa mi telefon i zaczyna jeździć z nim w kółko fortepianu. Jej niemal nieodłącznie wrotki nigdy nie wprawiały mnie w taką irytację jak teraz.

– A może zabierz tego Pana ze sobą? – pyta, śmiejąc się.

– To nie jest śmieszne – syczę, a ona rzuca mi komórkę.

– Dla jego żony na pewno.

Podstawiam jej nogę, wiem, że to nie dojrzałe i może się poważnie uszkodzić, upadając na drewnianą podłogę, ale nie mogę się powstrzymać. Widzę, jak marszczy złowrogo brwi, podnosząc się i wiem, że kiedyś się za to na mnie odegra.

W piątek próbuję się ubrać, ale Alice utrudnia mi to jak tylko może. Tęskni za mamą, to normalne, że z każdym dniem jak nie ma Poli, staje się bardziej nieznośna, ale dziś naprawdę przechodzi samą siebie. Nawet Maral, którą mała zazwyczaj uwielbia, nie jest w stanie jej uspokoić, a ja naprawdę muszę jechać dziś na tę premierę. W końcu udaje mi się wymknąć i złapać taksówkę, w której kończę robić makijaż.

Pod teatrem jest spory tłum ludzi, ale od razu zauważam też mojego starego znajomego i jego krótkie platynowe włosy. Ma na sobie okropnie błękitny garnitur i macha do mnie, jak tylko ruszam w jego stronę, nie zdążę nawet pocałować go w policzek, gdy już łapie mnie pod ramię i ciągnie przed obiekty kilku aparatów. Uśmiecham się najnaturalniej, jak potrafię i dopiero w środku biorę głęboki wdech i kieliszek wina.

you can't always get what you want • B.COpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz