48. Toying somewhere between love and abuse.

468 64 16
                                    

Wracam do domu dość późno, widzę, już wysiadając z taksówki, że Josh siedzi w swoim pokoju i uśmiecham się lekko, doceniając, że może uda nam się spędzić, chociaż noc razem. Zdejmuję tylko szal i w szpilkach i swojej obcisłej sukience wspinam się po schodach, słyszę dźwięk gitary i wiem, że pukanie do drzwi, będzie bez sensu, ponieważ i tak go nie usłyszy. Dłuższą chwilę opieram się o futrynę i po prostu na niego patrzę, na to, jak gra, na jego skoncentrowanie, na jego przygryzioną wargę, jak u skupionego czterolatka i nie mogę się przestać uśmiechać.

– Wcześnie wróciłaś – mówi, gdy w końcu mnie zauważa i odkłada gitarę. – Jak było?

– Jak zawsze na imprezach z moim ojcem, niezwykle sztywno. Nie chcesz wiedzieć ile osób pytało mnie o nasz ślub.

– Wszyscy?

– Tak, a tata niezwykle dobrze krył się z tym, że nie podoba mu się nasz plan na skromny ślub.

– To, że on najchętniej wyprawiłby nam Royal Wedding to żadne zaskoczenie – mówi, wstając i idzie w moją stronę. – Cieszę się, że zostałem w domu.

– Ja nie, moglibyśmy gdzieś czasem razem pójść – odpowiadam, łapiąc go za podkoszulek i przyciągając do siebie. – Odmiana od randek z pizzą i Netflixem byłaby miła, nie sądzisz?

– Wymyślasz – mówi i całuje mnie namiętnie. – Chodź, rozbiorę Cię z tego przebrania.

– Przebrania?

– Tak, wyglądasz, jakbyś się przebrała za księżną Kate – śmieje się i popycha mnie w stronę schodów do naszej sypialni. – Jutro możemy gdzieś iść razem, jak bardzo chcesz nowe zdjęcia w The Sun.

– Jutro idziemy na imprezę z Rickiem, opić jego przyszłe ojcostwo – przypominam mu, wcale nie dając po sobie poznać, że muszę to robić po raz czterdziesty.

– Do klubu. No tak – mruczy niezadowolony. – Ja chyba spasuję.

– Nawet nie żartuj – mówię, zdejmując szpilki i odstawiając je na miejsce w garderobie.

– Nie żartuję, nie mogą wpaść do nas z Zazzie i w coś pogramy?

– Nie? Mamy już zarezerwowaną lożę, jesteśmy umówieni z Polą i Tomem, Jamie też ma wpaść, jak wyjdzie z teatru... Wiesz o tym od dwóch tygodni Josh!

– A Ty wiesz, że nie znoszę klubów, nie znoszę takich imprez i płacenia milion funtów za drinka. Idź sama.

– ZAWSZE chodzę sama – mruczę pod nosem, a on przewraca oczami. – Nie możesz zrobić tego dla mnie?

– Nie – odpowiada krótko, nie pozostawiając pola na dalszą dyskusję i rozpina zamek w mojej sukience.

Czuję jego usta na moim karku, ale odsuwam się i zaczynam wyciągać spinki z włosów.

– Nie mam ochoty – mówię i sięgam po swoją koszulę nocną.

– Bo nie chcę iść jutro z Tobą do klubu? I tak bym Ci psuł zabawę swoją kwaśną miną.

– Nie mam ochoty, bo nie mam ochoty. Nie ma to nic wspólnego z Tobą.

– A cokolwiek ma coś wspólnego ze mną w naszym związku? Zawsze musi być tak jak Ty chcesz i koniec kropka, bo będziesz tupać nóżkami.

– Och bądź tak miły i raz się kurwa zamknij – warczę i idę do łazienki, zmyć z siebie makijaż.

Gdy wracam na górę, światło jest już zgaszone, a ja doskonale wiem, że Josh udaje, że śpi, a ja po raz kolejny tłumaczę sobie, że czasem muszę odpuścić. Nawet jak to był nasz standardowy rytm kłótni, ja je prawie zawsze zaczynałam, on je rozkręcał, a później znów ja musiałam ustąpić. On nigdy tego nie robił, przepraszał tylko w skrajnych wypadkach i prawie nigdy nie za to co trzeba.

you can't always get what you want • B.COpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz