Budzę się zmarznięta i obolała w ciasnym namiocie, jestem zawinięta w dwie bluzy, większość śpiwora i ramiona Josha. Leżę przytulona do jego klatki piersiowej, odsunął moje rozczochrane włosy i czuję jego gorący oddech na swoim czole, gdy przyciska mnie do siebie odrobinę mocniej i splata nasze dłonie.
– Czy nie jest to dla Ciebie trochę przerażające? – pytam szeptem, próbując nie zniszczyć tej chwili.
– Co takiego Złotko? – zaciskam nasze dłonie w odpowiedzi, a on śmieje się cicho.
– To jak naturalnie to wszystko wychodzi między nami.
– Przecież to nic – mówi, nie puszczając mnie ani odrobinę.
– Nie mogę w takim razie na nic narzekać – szepczę i spoglądam mu prosto w oczy, a on momentalnie obejmuje mnie mocniej i się uśmiecha.
– Jedź ze mną do Liverpoolu.
– Oszalałeś? – pytam rozbawiona. – Ja mam pracę, próby, siostrzenicę i....
– Sto milionów wykrętów. Chcę spędzić z Tobą więcej czasu, a to się nie uda, jak będziesz w Londynie, a ja w trasie.
– Pola mnie zajebie – mówię z uśmiechem.
– To znaczy, że jedziesz ze mną? – przytakuję, a on podnosi się, zostawiając mnie w moim własnym zaskoczeniu.
Nie wiem, co się dzieje między nami, są sekundy, gdy mam wrażenie, że może być między nami coś więcej, a wtedy on wycofuje się i lądujemy gdzieś w okolicy friendzone.
Wygrzebuję się niechętnie z namiotu i idę do kranu, by przemyć oczy zimną wodą, gdy Josh składa namiot i pakuje rzeczy. Godzinę później siedzimy już na motorze, jadąc do miasta na śniadanie, a później do Londynu. Dziś pogoda jest dużo bardziej październikowa i marznę podczas drogi jak cholera.
– Wejdziesz na herbatę? – pytam, gdy stoimy pod moim domem, a on siedzi dalej na motorze, rozważając, co ma zrobić.
– Jak dziś do Ciebie wejdę, to już się mnie nie pozbędziesz, a muszę się spakować i wyspać.
– O której mam być na lotnisku?
– O ósmej po Ciebie przyjadę. – Całuję go w policzek, a on uśmiecha się szeroko. – Tylko nie myśl, że to randka.
– Nigdy w życiu! Jestem przecież poza Twoja ligą.
Wchodzę do środka i niemal odruchowo mam ochotę pobiec do sypialni Poli i opowiedzieć jej o wczoraj, ale w połowie schodów przypominam sobie, że jej już tu nie ma. Piszę jej smsa, żeby wpadła po pracy i idę wziąć gorącą kąpiel pachnącą ananasami.
Gdy wychodzę z łazienki zawinięta w gruby szlafrok, słyszę na dole radosny ton Alice i od razu zbiegam po schodach, by złapać ją w ramiona.
– Więc jak było? – pyta moja siostra, rozkładając nam na talerze pierogi. – Nie wróciłaś na noc.
– Dziękuję Kapitanie Oczywistość – mówię, siadając przy stole z Alice na kolanach. – Byliśmy pod namiotem w okolicy Bristolu.
– Ty? Pod namiotem? – pyta sarkastycznym tonem moja siostra i gdy przytakuję, zaczyna się śmiać.
– Było miło, to miła odmiana od pięciogwiazdkowych hoteli albo po prostu go lubię.
– Lubisz go? – pyta, uśmiechając się wredne.
– Tak, ale nie tak, jak myślisz. Nie spałam z nim.
– To dopiero teraz jestem w szoku – mruczy i czeka, aż przełknę kolejnego pierożka i powiem coś więcej.
CZYTASZ
you can't always get what you want • B.C
FanfictionGłównymi składnikami codzienności Adrianny są: jazzowe covery, słodkie wypieki, zacisze jej poddasza, zapach starych książek, londyńskie korki i śmiech jej siostry. I pewnie dla większości ludzi ta dziwna mieszanka byłaby idealnym przepisem na życi...