3. Crazy equals genius.

845 84 15
                                    

Derrick gra po raz kolejny na pianinie aranżacje jednej z piosenek Panic! at the Disco, a ja próbuję zapamiętać tekst, nucąc melodie.

– Poznałaś kiedyś Brandona? – pyta nagle mój przyjaciel, nie przerywając melodii, a ja siadam obok niego. – Występował chyba na Broadwayu w tym samym czasie co Ty.

– Nie poznałam, minęliśmy sobie kiedyś na jakiejś imprezie. Czemu pytasz?

– Sam nie wiem... chyba po prostu się denerwuje.

– Czym? – pytam zaskoczona. – Ty nigdy się nie denerwujesz na próbach.

– Jestem zmęczony ciągłym szukaniem drugiego wokalu, ta dziewczyna, która się odezwała, wydaje się w porządku, ale ten ostatni basista też taki był, a później przestał przychodzić.

– Nie możesz winić ludzi, że chcą robić kariery, a my występujemy dla zabawy.

– Ja przecież komponuje zawodowo, a mam czas by na poważnie skupić się też na zespole. Tak samo Ty.

– Będzie dobrze, skład muzyczny mamy idealny, potrzebujemy tylko drugiej osoby na wokal. Jakbyś się zgodził na faceta...

– Nie. Twój głos nie wybrzmiewa tak w duecie z mężczyznami... – stwierdza krótko, a ja przewracam oczami, nie chcę kolejny raz wpadać w tę samą dyskusję. – Po prostu mamy trzy tygodnie do sylwestra, a nie mamy wokalistki.

– Zaśpiewam najwyżej sama cały koncert. Daj spokój.

– Spóźnia się.

– Mieszkamy w pieprzonym Londynie, jednym z najbardziej zatłoczonych miast na świecie. To chyba nic dziwnego. Wypij lepiej kawę – stwierdzam, podsuwając mu kubek termiczny, a on w końcu odrywa dłonie od klawiszy i przeciąga się lekko.

Na korytarzu rozlega się dziwny dźwięk, a po chwili otwierają się drzwi naszej sali prób. Dziewczyna, która przez nie wpada, jest czarnoskóra z burzą loków, które przytrzymują trochę metaliczne, pomarańczowe słuchawki na jej głowie. Ma na nogach wrotki, a na ramionach kurtkę, wyglądającą jakby ktoś pozszywał ze sobą najbardziej kolorowe kawałki ortalionu, jakie znalazł, ale uśmiecha się szeroko, podjeżdżając do pianina i opiera się o nie lekko.

– Derrick Aluko? – pyta, a mój przyjaciel wyciąga do niej rękę. – Zazzie Cassandra Bright miło Cię poznać. I Ciebie też, będziemy razem śpiewać.

Obejmuje mnie i odjeżdża kawałek do tyłu, by zrzucić z siebie kurtkę, pod którą ma równie rzucający się w oczy żółty sweter.

– Jestem Adrianna – mówię, dopiero po chwili odzyskując język w gębie, dziewczyna jeszcze nie zaczęła śpiewać, a już wiem, że jest spektakularna.

– Wiem. Wygooglałam was oboje, ciekawe z was osobowości. Jedno komponowało do musicali w LA, a drugie w nich grało na Broadwayu – mówi, śmiejąc się lekko. – A ja jestem nikim. I mimo to spotykamy się tutaj w Whitechapel na próbie. – Nie przestaje nawet na chwilę, jeździć w kółko na swoich różowych wrotkach i uśmiecha się szeroko. – Nie musisz się martwić, na scenę zakładam koronkowe czarne sukienki. To mój strój bojowy. Więc co mam zaśpiewać?

– Co chcesz – odpowiada Ricky, a ona stuka palcem w mikrofon, by upewnić się, że działa.

Co chcesz, zazwyczaj oznacza, że mam się popisać, więc stawiam na Whitney. Zagraj mi I Have Nothing panie muzyku.

Zabieram od Derricka kawę, a Zazzie buja się chwilę, w rytm granego przez niego utworu i później zaczyna śpiewać. Ma dobry głos, naprawdę brzmi solidnie, jasne nie jest perfekcyjna, ale podoba mi się. Podobała mi się cała jej zwariowana prezencja i nim skończy utwór, podpinam drugi mikrofon i czekam do ostatniej nuty.

you can't always get what you want • B.COpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz