Rozdział XXXI.

20 1 0
                                    


{ SOPHIE }


Otwieram oczy. Wpatruję się jakiś czas w sufit, po czym obracam się na lewy bok. Wpatruję się jakiś czas w Milo, po czym zamykam oczy i wyciągam dłoń w jego stronę. Przesuwam opuszkiem palca po jego nosie, wokół jego oczu i po dolnej i górnej wardze. Jakbym próbowała nauczyć się go na pamięć. Ale coś jest nie tak. Obraz wydaje się być zakłócony. Nachylam się nad nim, chcąc pocałować go w czoło, ale on wyprzedza mnie, otwierając oczy i całując mnie w usta.
— Dzień dobry.
Mówi, na co ja szybko się od niego odsuwam. Zeskakuję z łóżka, zarzucam na siebie koszulkę i zamykam się w toalecie.
— Jestem aż tak okropny? — słyszę śmiech Milo z pokoju, gdy pochylam się nad ubikacją. Po jakimś czasie znów go słyszę. Puka do drzwi, pytając czy wszystko w porządku.
Tym razem się nie uśmiecham. Ale dalej wierze, że kiedyś będzie. Musi być. Więc odpowiadam
— Tak, tak. Po prostu ... wiesz ... wypiłam wczoraj trochę za dużo.
— Zdarza się najlepszym. Hej, wyświetla Ci się jakieś powiadomienie na ekranie. — zapada chwila ciszy, po której słyszę. — Śniadanie z Prezydentem Snowem.
— Cholera! — uderzam dłonią o posadzkę. Zupełnie o tym zapomniałam. — Możesz zadzwonić mi po samochód i powiedzieć, że będę gotowa za dwa ... pół godziny? — zagryzłam dolną wargę. — Dwadzieścia minut! 



Z pomocą awoksy i Milo zdążyłam się wyszykować w dwadzieścia minut i już jakiś czas później siedziałam przy stole, na przeciwko Prezydenta Snowa. Sięgnęłam po filiżankę i zaczęłam powoli sączyć herbatę.
— Panno Collins — usłyszałam głos mężczyzny. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, gdyż on nie odzywał się jakiś czas więc ten nagły dźwięk wyrwał mnie z zamyślenia. — Umie Pani grać w krokieta? — Oczywiście. — uśmiechnęłam się. Oczywiście kłamałam. Snow zakasłał kilkakrotnie, zasłaniając usta chustką, po czym zaczął się podnosić. Szybko odsunęłam swoje krzesło, podniosłam się i podeszłam do niego, biorąc go pod rękę. 

Szliśmy w stronę pola do gry, gdy usłyszałam pierwsze pytanie.
— Jak się trzyma Pani Ojciec?
— Wszystko u niego w porządku, dziękuję.
Ale co ja tam wiedziałam?
— A Pani, Panno Collins?
Spojrzał na mnie, jakby oczekiwał, że gdybym ponownie coś kombinowała to powiedziałabym mu właśnie teraz, w tym momencie. "Tak, prowadzę kolejną propagandę przeciwko Panu". Albo jakbym miała mu się teraz ze wszystkiego zwierzyć. Z tego, że nic nie jest w porządku. Ale próbuję. Cholera, próbuję. Z a p o m n i e ć.
— U mnie także wszystko w porządku. — uśmiecham się.
Oczywiście kłamię.
I on wie, że ja kłamię.
Ale nic nie szkodzi. Bo tutaj wszyscy kłamią. Ale dopóki wszyscy stoją na swoich polach i odgrywają swoją rolę, jego to zupełnie nie obchodzi.   




"Chciałabyś być ze mną razem na zawsze?"
Echo głosu Peety rozeszło się po całym placu i jakby jednym przyciskiem uciszyło wszystkich zebranych. Miałam wrażenie, że poczułam jak każda pojedyncza osoba wstrzymuje oddech i nie odetchnie z powrotem jak się nie odezwę. Ja też wstrzymałam oddech. "Każde życie jest cenniejsze niż pierścionek." Tysiąc siedemset dwadzieścia sześć. Seneca Crane umarł za to, że pozwolił na ten pierścionek. Jacob został pobity przez ten pierścionek. Dlaczego to robisz, Peeta? Zależy Ci? Nie zależy? Nie możesz wyjechać nie odpowiadając mi na te wszystkie pytania. NIE MOŻESZ WYJECHAĆ, w ogóle. Nie możesz mnie tutaj zostawić.
Unoszę kącik ust ku górze.
— Na zawsze. — mówię i wyciągam dłoń w jego stronę.
(— Razem. — mówię i wyciągam dłoń w jego stronę.)
Chłopak podnosi się i wsuwa mi pierścionek na palec. Czuję chłód złota, który kontrastuje z jego ciepłą dłonią, teraz znajdującą się na moim policzku. Wpatruję się w jego oczy, próbując się z nim porozumieć, coś z nich wyczytać. Widzę w nich tak wiele, a jednocześnie nic. Błękit, który tak długo był moją kotwicą teraz zdaje się blednąć. Walcz Peeta, mówię. Niezależnie od wszystkiego, walcz.
On przybliża się do mnie i mówi cztery proste słowa.
— Nie rób nic głupiego. — a chwilę później odwraca się i zbiega na dół, wchodząc w tłum Kapitolończyków.
Na to jest już chyba za późno, nie uważasz?
Zrobiłam coś głupiego.
Nic nie jest w porządku. I jeszcze długo nie będzie.
(— Nie zapomnij. Razem.)    

❝RAZEM❞ II PIONKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz