Rozdział XXXII.

24 1 0
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


{ PEETA }


— Panie i Panowie.
Ekran rozświetla mrok pokoju. Podnoszę głowę znad chleba, który właśnie kroiłem i widzę główny plac Kapitolu, prezydenta, tłum, osoba, osoba, osoba, osoba i S.....
Prawie to pwiedziałem.
— Niedługo rozpoczynają się 75 Igrzyska Głodowe.
Odkładam chleb. Odchodzę od blatu. Robię krok do przodu. Czuję pod stopami małe drgania.
Upewniam się, że na dywanie pod telewizorem nikogo nie ma.
— Wpisane zostało w zasady Igrzysk, iż co dwadzieścia pięć lat odbędzie się ćwierćwiecze poskromienia by utrzymywać przez nowe pokolenia pamięć tych, którzy zginęli w powstaniu przeciwko Kapitolowi. Każe ćwierćwiecze wyróżnia się Igrzyskami o specjalnym znaczeniu.
Przekręcam lekko głowę, by słyszeć lepiej
tykanie zegara i
tupot stada pum.
Na zawsze razem, na zawsze razem, na zawsze razem, na zawsze razem, na zaw...
— W siedemdziesiątą piątą rocznicę pokonania Rebelii...
Otwieram szerzej oczy, jak wtedy, gdy ktoś mi wepchał nóż w plecy.
Rebelii. Nigdy nie mówił o nas Rebelia.
Przed ostatnim powstaniem mówił na nas zabójcy,
potem terroryści,
nie mówił o nas Rebelia.
Nie wtedy, gdy walka się jeszcze nie zaczęła.
Zaciskam mocno rękę, ale jej nie czuję, jakby była ręką Jake'a.
Ale go tu nie ma,
razem z Blake i Victorem pojechali do
Kapitolu.
To zabójców,
terrorystów i
kłamców.
To ja ich wysłałem na tą
arenę.
... świętujemy trzecie ćwierćwiecze poskromienia jako przypomnienie, że nawet najsilniejsi nie mogą pokonać siły Kapitolu.
I?
Wytężam głowę tak bardzo, że ktoś mógłby mi złamać kark jednym prostym cięciem.
Powiedz to.
Ktoś trzyma Cię za gardło, Snow?
Powiedz to.
Przecież nikt nie trzyma Cię za gardło.
Powiedz to.
A ktoś zacznie.
— Tak więc na siedemdziesiąte piąte igrzyska, zostanie wybrane damskie i męskie przedstawicielstwo z Trybutów, którzy wygrali poprzednie Igrzyska Głodowe.
Biorę głęboki wdech najpierw przez nos,
potem przez usta, a gdy tracę
całe powietrze,
otwieram usta, jakbym był tylko wodnym stworzeniem, które
ktoś pozbawił wody na zbyt długi
czas.   

W końcu podnoszę zaciśniętą pięść.
Już mam w niej broń.
Rękojeść zrobiła na dłoni podłużne linie.
Zamachuje się i wbijam ostrze w telewizor.
Krzyk rozchodzi się po pustym domu.
Obraz mruga, pojawiają się kolorowe linie, a potem gaśnie.
75 Igrzyska Głodowe zostały rozpoczęte.
Trybutem z Dystryktu 12 jest Peeta Mellark.
— Haymitch — mamroczę pod nosem i wychodzę z domu.
Najpierw idę,
łapczywie łapiąc mroźne powietrze,
które nadchodzi do mnie z każdej strony.
Gdy to nie wystarcza zaczynam
biec.   

Dom Haymitcha znajduje się zaledwie po drugiej stronie ulicy.
Nie palą mnie płuca i nie czuję zmęczenia mięśni.
To (jeszcze nie) arena.
Od progu słyszę oklaski publiczności i skandowanie tłumu. Słyszę podniesiony głos komentatora i zapowiedź Dożynek.
Mentor siedzi w fotelu kończąc butelkę whisky. Poprzednia została rozbita na telewizorze, ale alkoholu było zbyt mało, by zepsuć odbiornik.
—Szybki jesteś —pochwalił mnie, mierząc oceniającym wzrokiem. Teraz, gdy Jake jest (prawie) zdrowy ściągnął ze mnie filtr poszkodowanego dziecka. Teraz byłem trybutem, a Zwycięzca może być tylko jeden. – Przyszedłeś się ze mną podzielić przemyśleniami na temat nowego pomysłu naszego prezydenta?
Chłodne ręce zniknęły, tak samo stukot stada pum i tykanie zegara. Wiedzą, że teraz przeżywam gorszy koszmar.
I dokładnie wiem, co mam powiedzieć.
—Przyszedłem Cię prosić o to, żebyś został moim mentorem na Igrzyskach.
Mentor spojrzał na mnie o wiele za długo, jak na kogoś, komu się właśnie ratuje życie.
—Dlaczego niby mam zostać Twoim mentorem, Peeta? Podaj mi chodź jeden powód.
Znowu wiem dokładnie co powiedzieć.
—Bo życie jest trudniejsze niż śmierć.
Haymitch wyciągnął z paczki papierosa. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby palił. Widocznie pożegnanie się z kolejnym dzieciakiem z Dwunastki było taką właśnie okazją.
Z jego ust wylecial obłok dymu.
—Żyłem just wystarczająco długo...
— Na arenie mogę zdziałać więcej niż ty — przerwałem mu. — Ledwo stamtąd wyszedłem, ludzie wciąż pamiętają o naszej historii i będą chcieli kontynuacji.
Haymitch patrzy się na mnie uważnie.
— Ty też tego chcesz?
— Chcę, zebyś został moim mentorem — powtarzam poważnie.
Patrzy się na mnie.
Patrzy się na mnie.
Patrzy się na mnie.
Patrzy się na mnie.
Patrzy się na mnie.
Patrzy się na mnie.
Patrzy się na mnie.
Patrzy się na mnie.
Patrzy się na mnie.
—Dobrze — mówi w końcu. Znowu oddycham.— Jeśli Twoje nazwisko zostanie wyczytane, nie zgłoszę się za Ciebie...
Odwracam się do drzwi.
— Ale jeśli wyczytają moje, masz zrobić to samo, rozumiesz? — krzyczy za mną.
Chwytam za klamkę. Po pomieszczeniu rozlega się dźwięk telefonu. Odruchowo zamieram.
Jake jest bezpieczny.
Jake jest bezpieczny.
Jake jest bezpieczny.
Jake jest bezpieczny.
Jake jest bezpieczny.
Jake jest bezpieczny.
Jake jest bezpieczny.
Jake jest bezpieczny.
Jake jest bezpieczny.
—Nie chcesz się z kimś jeszcze pożegnać? — pyta mnie Haymitch.
Jake jest bezpieczny.
Jake jest bezpieczny.
Jake jest bezpieczny.
Jake jest bezpieczny.
Jake jest bezpieczny.
Jake jest bezpieczny.
Jake jest bezpieczny.
— Z Sophie.
Sophie.
Sophie.
Sophie.
Sophie.
Sophie.
Sophie.
—My nawet się nie poznaliśmy, Haymitch.
Zamykam drzwi za sobą.   

❝RAZEM❞ II PIONKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz