Rozdział XLVI.

17 1 0
                                    


{ SOPHIE }


Agatha siedziała na kanapie ustawionej przed telewizorem w swoim salonie. Z laptopem ułożonym na kolanach, uważnie przyglądała się 75 Igrzyskom Śmierci, a dokładniej zachowaniu trybutów. Próbowała wyłapać ich mimikę twarzy, to co mówili, to jak zachowywali się w różnych okolicznościach i pod różnymi bodźcami, zapisując wszystko to co ją zainteresowało albo to co mogłoby okazać się przydatne. Igrzyska trwały od 75 lat ale i tak każde z nich różniło się od siebie. Szczególnie teraz, gdy na arenie walczyli trybuci, którzy już raz zwyciężyli. Którzy sądzili, że już nigdy tam nie wrócą. I znajdował się tam też Kaptiol, pod postacią Sophie Collins. Obserwowanie zawodowców zdawało się być dla niej najbardziej intrygującym zajęciem gdyż grupa ta składała się głównie z ludzi, którzy z własnej woli zgodzili się by uczestniczyć w tej grze.
Ekran pokazywał akurat jak zawodowcy próbowali ustalić dalszą taktykę. Kobieta skupiała się teraz głównie na Sophie. Ona powinna być najprostsza gdyż z nią jako jedyną na arenie udało się ... „współpracować". Ale coś się w niej zmieniło. Odkąd pojawiła się na arenie, zdawała się blokować wszystkie bodźce. Szczególnie interesującym zdawała się być różnica między jej pierwszym atakiem na trybutkę przy rogu obfitości a drugim, gdy faktycznie kogoś zabiła. „Co właśnie zrobiłaś?" spytała w pewnym momencie. Agatha zmarszczyła brwi, przyglądając się sytuacji ze zdwojoną uwagą. Zauważyła bowiem, że blokada, którą utworzyła Kapitolka, zdawała się nagle zniknąć. Widziała ten sam wyraz twarzy, gdy dziewczyna na każdym ich spotkaniu, próbowała zrozumieć gdzie się znajduje i co się dzieje. Przez jej umysł musiało przelatywać tysiące myśli, sortowała je, próbując wyłapać te potrzebne obecnie. „Ile razy pstryknęłaś palcami?". W pomieszczeniu ucichło stukanie o klawiaturę, gdyż kobieta zdawała się być na tyle zaintrygowana sytuacją, że zaprzestała pisania. „Skup się, Sophie." usłyszała po czym zobaczyła jak młoda trybutka pstryka trzykrotnie palcami. Agatha rozchyliła lekko usta, wstrzymując oddech. Czekała aż w końcu coś powie. Widziała w wyrazie jej twarzy, w zmarszczonym czole i lekko drżących dłoniach, że nie radzi sobie z ilością napływających myśli. Czego jednak, tym razem, nie mogła zobaczyć to czego te myśli dotyczą. „Jeremy." Powiedziała w końcu Sophie. Agatha wypuściła powietrze ustami, zabierając się szybko za zapisywanie wszystkiego co za chwilę mogło jej umknąć. Gdy stukanie klawiatury ponownie wróciło do pomieszczenia, w salonie rozległ się także hymn Kapitolu. Kobieta urwała pisanie i przeniosła wzrok na ekran telewizora, gdzie chwilę później pojawił się Prezydent Snow. Szybko odrzuciła laptopa na bok i podniosła się, poprawiając wygniecioną zapewne przez siedzenie bluzkę.
— Panie Prezydencie. — powiedziała i skinęła lekko głową.
Mogła spytać czemu zawdzięczała tę „wizytę". Ale doskonale znała odpowiedź. Mężczyzna wpatrywał się prosto w nią, nic nie mówiąc. On także wiedział, że ona wiedziała dlaczego zadzwonił. Czekał na wyjaśnienia.
— Musiała otrzymać bodziec, który wykorzystuję podczas ... terapii. Trzy pstryknięcia palcami. Nie sądziłam, że jest dzięki temu w stanie odzyskać coś co jej u ...
— Czy to oznacza, że przypomni sobie coś więcej niż to?
Agatha wbiła paznokieć środkowego palca w kciuk.
— Bardzo wątpliwe a wręcz niemożliwe, Panie Prezydencie. Mimo tego, że próbowaliśmy usunąć Jeremy'ego Wooda z jej pamięci, to było coś co przeżyła i coś co musiała ukryć gdzieś bardzo głęboko. Poza tym dostawała zapewne bodźce od Peety Mellarka czy innych osób na jego temat. Musiała przebrnąć przez wiele myśli by dostać się do tych, które próbowaliśmy przed nią ukryć.


— Ale zapewniam, że wszystkie inne są niedostępne. Wydarzyły się na spotkaniach więc nie ma do nich żadnego odniesienia. Poza tym będzie zapewne sądziła, że Jeremy Wood był jedną rzeczą, która jej umknęła. I którą powinna się przejmować. Sophie zdaje się obecnie skupiać całą uwagę na przetrwaniu i dziecku, gdyby nie tamten bodziec, nic takiego by się nie stało. I nic takiego się nie powtórzy.
— Dla Twojego dobra, Agatho, lepiej, żeby się nie powtórzyło.
— Oczywiście, Panie Prezydencie. — skinęła głową.
Mężczyzna zaczął kasłać a chwilę później połączenie się skończyło. Kobieta opadła z powrotem na kanapę i wypuściła powietrze ustami. Szybko złapała za laptopa i wróciła do obserwowania igrzysk. 

❝RAZEM❞ II PIONKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz