{ SOPHIE }
— Teraz rozumiem, co miałaś na myśli gdy wspomniałaś o lepszej kondycji. — powiedziała na wejściu Rosa, gdy tylko wpadłam z powrotem do sali po przebiegnięciu całej odległości, którą przejechałam rydwanem. Rzuciłam jej piorunujące spojrzenie i rzuciłam buty na obcasie, które zdjęłam po drodze, na ziemię.
— Miałam Ci zaufać, więc Ci zaufałam. Powiedziałaś, że to świetny pomysł. — ruszyłam wściekle w stronę garderoby. Otworzyłam gwałtownie drzwi i weszłam do środka. — A tak naprawdę zwróciliśmy na siebie uwagę może przez trzy sekundy. — zaczęłam rozplątywać swoją fryzurę.
— To nie prawda ... — odezwał się jeden z mężczyzn. — Jestem pewien, że pokazanie Twojej lojalności wobec Kapitolu ...
— A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? — skinęłam na awoksę, która podbiegła i zaczęła powoli zdejmować ze mnie sukienkę. — Że nawet na mnie nie spojrzał. Ani razu. Nawet na sekundę. Poświęcił więcej uwagi temu cholernemu koniu niż mi. Rozglądał się wszędzie, byle by na mnie nie spojrzeć.
— Mówiliśmy, że musisz odpuścić sobie Peetę. — odezwała się Rosa.
Roześmiałam się i gdy tylko sukienka została zdjęta ruszyłam w jej stronę.
— Po dzisiejszym niewypale jakoś trudno mi wierzyć, że wiesz o czym mówisz.
— Uważam po prostu ...
— Wiesz co ja uważam? Że najważniejsze jest to co widzą kamery. I to co dzieje się na scenie. I na arenie. Ale tutaj? Tutaj, jeśli szanowna pani na to pozwoli, mam zamiar być sobą. I mam zamiar się wściekać, że chłopak, który chwilę temu mi się zaręczył, dziś nawet na mnie nie patrzy.
— Moi drodzy, moi drodzy ... — Effie stanęła między nami, stając przodem do Rosy. — Myślę, że powinniśmy dać Sophie trochę przestrzeni na oddech.
— Zgadzam się. — burknęłam i odeszłam do nich. Odgarnęłam włosy i pozwoliłam komuś, już nawet nie zwracałam uwagi na to kto to był, rozsmarować krem na moje plecy.
Gdy się ubierałam, słyszałam jak rozmawiają między sobą. Jak szepczą. Usłyszałam jak wypowiadają jego imię. Ale już mnie to nie obchodziło. Chciałam się stąd wydostać. Jak najszybciej. Zanim mnie zemdli. Zanim ponownie zaczną krzyczeć. Tysiąc siedemset dwadzieścia sześć głosów.
— Chciałabym mieć resztę dnia wolnego. — powiedziałam, mijając ich.
— Sophie ... — zawołał ktoś za mną, ale ja już wyszłam na zewnątrz.
{ PEETA }
Spokój.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio go uczułem.
Nie w
Dwunastce.
Nie na
Igrzyskach.
Nie jako
Zwycięzca.
Może nigdy go nie czułem.
— Peeta!
Szyba, w którą się wgapiam kruszy się na moich oczach. Kilkakrotnie mrugam, odganiając odłamki szkła z oczu.
Haymitch uderzył mnie przyjacielsko w ramię.
—Pokazałeś niezłe show.
Patrzę w oczy wszystkim, którzy siedzą w pokoju. 18 trybutów, Cinna, Haymitch i reszta grupy przygotowawczej.
— To wy... ja tylko— zawahałem się. Johanna uniosła brew. Ja westchnąłem u uniosłem
szklankę z martini.
— Zrobiliśmy to razem.
Gdy przechylali kieliszki wylałem alkohol do doniczki.
Ktoś się zaśmiał, ktoś powiedział coś o Pegazie, o stadninie, o Effie, o ogniu, o camillE, o snowie, o sTrachu, igrzyskach, Arenie, o rewolucji, o śmierci, o życiu, o nadziei, o-
Gdy odszedł ode mnie ostatni trybut, znalazłem Haymitcha i zapytałem:
—Co dalej?
Mentor sięgnął po butelkę i wyraźnie się zasmucił, gdy okazało się, że jest pusta.
— Odpocznij, dzieciaku. Jutro zaczynają się treningi. A tutaj nigdy nie wiadomo, co im odwali, więc musisz być silny.
Podniósł się z westchnieniem z kanapy i poszedł do kuchni.
—Zrobimy trening nocny?
Siarczyście zaklął otwierając i zamykając szafki.
—Korzystaj z tego, że masz łóżko i bieżącą wodę. Wysypiaj się póki możesz. Musisz iść na arenę silniejszy niż kiedykolwiek. Nie tylko fizycznie, przede wszystkim psychicznie. W Twojej głowie musi być tylko perspektywa wygranej.
Przykucnął, sprawdzając szuflady, mniejsze szafki i szpary pomiędzy nimi.
—Więc mam iść spać? — upewniłem się — tak po prostu?
—Tak, proszę— westchnął Haymitch, prostując się. —Zejdź na chwilę z moich i swoich pleców, ok? — Klepnął mnie po ramieniu. — Zasługujesz na to.
Stałem w miejscu trawiąc jego słowa.
Plecy. Zasługiwać. Spać. Pić. Głowa. Woda.
Dopiero po chwili zorientowałem się, że wychodzi.
—A ty? Nie musisz być przytomny i silny?
— Muszę —odpowiedział, naciskając klamkę — dlatego idę po alkohol. Chaff wypił mi cały barek. Mówiłem Ci, nie wpuszczajmy go, bo wypije mi cały alkohol — jego śmiech rozszedł się echem — a ty jak zawsze sw-
Króciutki dzwonek obwieścił mi, że drzwi zostały automatycznie zamknięte.
![](https://img.wattpad.com/cover/137131614-288-k405888.jpg)
CZYTASZ
❝RAZEM❞ II PIONKI
FanfictionHaymitch prychnął. - Co więc zamierzacie zrobić? Dać się zabić? - To właśnie robimy - zauważyłem, odwracając się do Sophie. Poczułem na ręce coś ciepłego. {Czasem jedna, nieznaczna rzecz, potrafi zatrzymać czas. Spojrzenie, słowo, dotyk dłoni. }...