{ SOPHIE }
W psychologii wyróżnia się siedem etapów umierania.
ETAP PIERWSZY – N I E Ś W I A D O M O Ś Ć
Oddycham ciężko, bojąc się unieść wzrok ku górze. Boję się, bo wiem, że jeśli spojrzę na niego to ujrzę prawdę. Zobaczę na jego twarzy potwierdzenie tego co przed chwilą usłyszałam a nie wiem czy jestem na to gotowa. Moje zakłamane serce nie jest gotowe na tak dużą dawkę prawdy. Dawno nie spędzało czasu z Peetą. Odzwyczaiło się. Powoli opuszczam dłonie i spoglądam w górę, na bolesną prawdę. Zaciskam wargi bo nie chcę pozwolić sobie na płacz, podczas gdy on nie płacze. Te łzy nie należą do mnie. Należą do niego. I jeśli on ich nie wykorzysta, ja nie mam do nich prawa. Marszczę brwi. Błagam go w myślach, żeby się odezwał, bo inaczej wieczne milczenie wessie nas na wieczność. Bo nie potrafię usiedzieć w tej ciszy z własnymi myślami. Chcę żeby powiedział mi czego potrzebuje. Jeśli mam wstać i wyjść, to wyjdę. Jeśli mam zostać, zostanę. Jeśli mam zabić kogoś słowem „Razem"... ... ...
Usłyszałam jak coś powiedział. Chwilowy, niepewny dźwięk wydobył się z jego gardła i dał mi nadzieję, że powie mi, że w to nie wierzy. Że on potrafi rozróżniać prawdę od kłamstwa i to było kłamstwo.
— Jak Twój przyjaciel Jeremy zmarł na Igrzyskach rok temu i chciałaś tam zostać razem z nim, bo wizja oddychania i śmiania się bez niego była gorsza niż śmierć ... Jak znalazłaś sposób, by iść dalej? By wybaczyć Kapitolowi to, że zabił Twojego najlepszego przyjaciela?
Patrzę na niego. Tego jestem pewna bo cały mój umysł pogrąża się w jednym wielkim huraganie myśli. Niewypowiedzianych słów. Pozostawionych pocałunków.
ETAP DRUGI – N I E P E W N O Ś Ć
Nie jestem jednak pewna niczego innego poza tym. Poza tym, że tu jest. I na mnie patrzy. I cierpi. Tak bardzo cierpi a ja nie mogę nic z tym zrobić. Bo gdzieś po drodze przestałam być. Samoczynnie przełączyłam swój tryb na Kapitol, zabiłam Clarę i stanęłam na swoim polu. A tutaj nie ma miejsca na Peetę. Tutaj nie ma miejsca na Razem. Stąd nie mogę mu pomóc. Nie potrafię. Więc cierpię razem z nim. Razem na zawsze.
Krótki dźwięk wybudza nas z osłupienia. Nerwowo dygnęłam podczas gdy Haymitch pojawił się w zasięgu mojego wzroku. „NIE, NIE, NIE, POCZEKAJ. JA MUSZĘ Z NIM POROZMAWIAĆ." wrzeszczę na niego w myślach, podczas gdy on łapie Peetę za ramię i zabiera go z mieszkania. A ja dalej siedzę na podłodze. Bo tutaj utknęłam. Bo wyszłam poza zasięg własnej kontroli. Bo gdybym mogła, pobiegłabym za nimi. Złapałabym go za rękę. Pocałowałabym go w czoło i powiedziała, że przejdziemy przez to razem. Tak jak przeszliśmy przez wiele rzeczy. Razem. I tylko dzięki temu jesteśmy jeszcze żywi. Zepsuci, ale żywi. Cierpiący, ale żywi.
Patrzę na swoje dłonie ubrudzone krwią, która znajduje się też na podłodze. Ta krew należy do kogoś, na kim bardzo mi zależało. Komu ufałam. Kogo kochałam. Kogo znałam na pamięć. Komu chciałam powiedzieć wszystko i z kim doceniałam ciszę. Z kim pijałam gorące czekolady. Kto mnie rozumiał. I kogo ja rozumiałam. Kogoś kto we mnie wierzył. Kogoś kto rozpoczął rewolucję.
Peeta.
PEETA.
Trzymałam go w dłoniach. Martwego. A potem był głośny wybuch. A potem nic się nie zmieniło. Prawda była prawdą. Kłamstwo było kłamstwem. Słońce świeciło a czekolada była słodka.
pEeTa.
PEeTA.
A kto był przed Peetą? Nie rozumiem.
Peetę poznałaś dość późno, nie było nikogo z kim dzieliłaś cierpienie wcześniej? Nie.
PeETa.
Jak PEEtA zmarł na Igrzyskach i chciałaś tam zostać razem z nim, bo wizja oddychania i śmiania się bez niego była gorsza niż śmierć, jak znalazłaś sposób, by iść dalej? By wybaczyć Kapitolowi, że zabił ... ... ... Twojego ... najlepszego .... Przyjaciela ....
PEetA?
Lepkimi od krwi dłońmi zaczesuję włosy do tyłu. Nie rozumiem dlaczego to powiedział. Nie rozumiem dlaczego jest go tak pełno w moim umyśle. Modyfikuje każde moje wspomnienie. Tak jakby nadał sensu mojemu życiu. Jakby przed nim nic nie istniało. Nie chcę się tak czuć. Chcę sobie przypomnieć kim jestem bez niego. Kim jestem bez Kapitolu. I przeraża mnie to, że nie wiem.
CZYTASZ
❝RAZEM❞ II PIONKI
FanfictionHaymitch prychnął. - Co więc zamierzacie zrobić? Dać się zabić? - To właśnie robimy - zauważyłem, odwracając się do Sophie. Poczułem na ręce coś ciepłego. {Czasem jedna, nieznaczna rzecz, potrafi zatrzymać czas. Spojrzenie, słowo, dotyk dłoni. }...