Był ranek. Maria resztę nocy przespała obok Chucka. Dzieciak był przerażony wszystkimi zdarzeniami. Nic dziwnego. Alby chodził wzburzony. Momentami wydawało się jakby poskradał zmysły. Nie podobało się to dziewczynie. Newt musiał go zastąpić albo przynajmniej wspierać. Zarządzał wszystkimi. Widać było po nim zmęczenie. Było mu ciężko. Mar nie rozmawiała z nim po sytuacji, która zaszła między nimi. Nie musieli nic mówić. Wystarczyło, że się rozumieli.
Chucka dręczyły koszmary. Wzywał przez sen rodziców. Serce dziewczyny krajało się na ten widok.
Po ósmej rano wszyscy byli już dawno na nogach. Thomas pobiegł z Mitho i innymi Zwiadowcami przeczesać Labirynt, szukając po raz setny wskazówek. Znaków. Kawałka bluszczu wyglądającego inaczej. Czegokolwiek.
Każdy w Strefie chodził ponury, jednak dzięki Newtowi każdy zajął się swoją pracą. Nie mogli psuć harmonogramu "póki nic się nie zmieni". Jakby już się nie zmieniło.
Cały dzień dziewczyna przesiedziała w jednym z pokoi. Nie umiała wyjść. Nie umiała pomóc, choć zżerało ją za to poczucie sumienia. Chuck czasami ją odwiedzał. Wtedy zazwyczaj Mar udawała, że porządkuje kwiaty w wazonie, zupełnie jakby to miało pomóc im stąd uciec. Chuck zamieniał parę słów i wychodził. Po czym znów wracał. I znów. Maria stała się dla niego starszą siostrą.
Miała również mnóstwo czasu na rozmyślania. Teresa dalej siedziała w Ciapie, jednak podobno Thomas ubłagał Albiego by po jego powrocie ją wypuścił.
Mar zastanawiało jakich argumentów musiał użyć. I dlaczego z nią nie rozmawiał. Teraz kiedy potrzebowała jego wsparcia. Co zrobiła nie tak?
Godzinę przed potencjalnym zamknięciem Wrót Zwiadowcy wrócili z niczym. Wtedy też zarządzono ponownie zabarykadowanie się w Bazie.
Dziewczyna tym razem wylądowała w pomieszczeniu ze wszystkimi bliskimi jej osobami. I niestety z Teresą. Nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi, jednak Mar cały czas jej się przyglądała. Nawet wtedy gdy pomagała Newtowi rozdać zaopatrzenie. Teresa wyglądała niewinnie. I to martwiło Marię.
Newt miał chwilę wolnego. Wykorzystał to na zamknięciu dziewczyny w swoich ramionach. Maria wciągnęła jego zapach. Pachniał potem ale i czymś specyficznym. Domem. Może dynią? Było jej tak dobrze, że omal nie zapomniała o tym, że za oknem czai sie niebezpieczeństwo. Omal.
Po chwili rozległ się ryk wściekłości Bóldożercy. Jeszcze gorszy niż zapamiętała. Wszyscy umilkli.
Chuck siedział zaszyty w kącie. Mitho razem z Albym stali w odległym rogu, a Thomas z Teresą niedaleko okna. Chrzęst metalu, ciężki oddech. Kreatura za oknem. Powtórka z koszmaru.
I znów Bóldożerca po kilku minutach z rykiem mrożącym krew w żyłach próbował przecisnąć się przez okno.
Rozległy się krzyki. Większość Streferów była już w drodze na górę. Był wśród nich jej mały przyjaciel.
"Dzięki Bogu" pomyślała. Obiecała sobie go chronić. Najpierw on potem ona.
Wtem przy dźwięku rozpadającego się drewna ohydna kreatura wslizgnęła się do pokoju, siejąc jeszcze większy zamęt.
Streferzy dosłownie wskakiwali na siebie, próbując czym prędzej wejść na górę. Niepotrzebnie.
Bóldożerca przy przerażającym szczęku metalu wysunął z tułowia metalowe szczypce. Złapał on nimi jakiegoś Strefera, podnosząc go do góry by posilić się nim z przyjaciółmi.
Kreatura wybiegła przez już rozwalone okno. Dziewczyna myślała, że to już koniec atracji na dzisiejszą noc. Jeszcze nigdy tak się myliła. Jak przez mgłę dostrzegła Thomasa wypadającego przez okno. Co on robił? Po chwili wszystko było jasne. Postanowił ścigać Bóldożercę. Mar nie widziała w tym czynie najmniejszego sensu. Poczuła jak robi jej się słabo. Dopiero teraz spostrzegła, że jest przyciśnięta do ściany, a prawie cały widok przysłania jej Newt. Chłopiec starał się ją chronić. Teresa stała niedaleko, patrząc równie oszołomiona na całą scenę za oknem.
Mianowicie Thomas został otoczony przez kreatury. Otoczyły go, tworząc żywy krąg. Mar nie wiedziała co miał zamiar zrobić ale wiedziała, że musi przeżyć. Inaczej by go zabiła.
Nie wiedziała jak. Nie wiedziała kiedy. Ani jakim cudem. Ale po chwili chłopak biegł do nich spowrotem z widocznym zadowoleniem na twarzy.
"Oszalał?" pomyślała.
Wybiegła mu na przeciw. Chłopak zwalniał, ale nie samoczynnie. Mdlał.
Mar doskoczył do niego w trzech krokach. Teresa, Alby, Minho i Newt tuż za nią. W ostatnim momencie zdążyła go złapać. Za sobą słyszała pełne oburzenia głosy.
-Odbiło ci sztamaku?!
-Coś ty sobie myślał, Tom?!
-Pogrzało cię? Chciałeś pobiegać z Bóldożercami?!
Jednak nikt nie słyszał tego co Mar. Thomas z wciąż wyraźnym uśmieszkiem wyszeptał wprost do jej ucha:
-Zrobiłem to specjalnie.
Po czym zemdlał.×××××
Witajcie Rebelianci!💥
Emocje, dreszczyk, a my malutkimi kroczkami zbliżamy się do symbolicznej ucieczki.
CZYTASZ
To nie jest miejsce dla nas || Newt
FanfictionPierwsze z trzech opowiadań o 16-letniej Marii. Odważna, niezwykle bystra dziewczyna zostaje zesłana do Strefy. Czekają tam na nią przygody i osoby, które kocha. Czy uda jej się znaleźć wyjście? Czy przeżyje? A może przyjdzie jej się poświęcić? Opo...