Wywołało to ogólny zamęt.
-Nie niszczyć szuyku!- krzyczał Newt- Teraz liczy się tylko wprowadzenie kodu!
Inni chłopcy chyba otrząsnęli się już ze zdziwienia. Z bojowymi okrzykami zaczęli napierać na mur Bóldożerców.
Maria, Teresa i Thomas zostali z tyłu. To do nich należała najważniejsza część zadania. Mar dostrzegła Chucka, który biegł na końcu pochodu. Złapała go szybko za ramię, a on omal nie upadł z zaskoczenia.
-Idziesz z nami- postanowiła. Nie pozwoli mu umrzeć.
Widziała wdzięczność w jego oczach. Trzynastolatek bał się. Jak wszyscy.
-Na trzy!- zarządził Newt, gdy walka trwała już w najlepsze. Dziewczynie biło serce trzy razy szybciej niż powinno. Nic nie mogło stać się Newtowi. Za bardzo jej na nim zależało.
-Raz! Dwa! Trzy!- wtedy ruszyli.
Streferzy zrobili przejście jak tylko potrafili, biorąc pod uwagę potwory, które chciały ich zabić, by czwórka wybrańców mogła swobodnie dobiec do Urwiska i wskoczyć do Nory. Thomas biegł na czele, za nim Teresa, później Chuck i Mar. Biegli, nie zatrzymując się nawet na moment. Od tego zależało ich życie i ich bliskich. Przy samej krawędzi Thomas zatrzymał się.
-Wy pierwsi- zrozumiała. Tom musiał mieć pewność, że nikomu nic się z tej czwórki nie stanie.
Pierwsza wskoczyła Teresa, zgrabnie znikając w otchłani. Zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu. Niesamowite... Maria przepuściła chłopca. Z małymi trudnościami dostał się do środka. Za Mar i Thomasem rozgrywała się prawdziwa bitwa.
Dziewczyna odwróciła się tylko na moment. Część Streferów już poległa. Nie przygląda im się. Bała się, że ujrzy w nich osobę, która kocha. Nie zastanawiając się już dłużej, wskoczyła. Po odgłosie rozpoznała, że Thomas również.
Spadała w ciemność, tracąc orientację. Trwało to zaledwie chwilę. Po pięciu sekundach uderzyła w kogoś. Leżała na nogach Teresy, a Chuck nieopodal. Nagle poczuła na sobie ciężar. To Tom upadł na nią całym ciężarem, przygniatając ją do posadzki. Gdy zszedł z niej, pośpiesznie przepraszając, dziewczyna mogła się swobodnie rozejrzeć.
Znajdowali się w słabo oświetlonym ale sporym pomieszczeniu, na końcu którego stał komputer z podświetlonym ekranem. Mar zerwała się na równe nogi, doskakując do sprzętu po drodze wołając:
-Wszyscy cali?
Odpowiedziały jej ciche mruknięcia i okrzyk Chucka, który pierwszy dostrzegł wpadającego do Nory Bóldożercę.
Odgłosy, które wydawał potwór powodowały gęsią skórkę. Śmierdział zgniłymi jajami. Ale Mar nie widziała go. Już wpisywała kod.
-CHWYTAJ ZADANIE KREW ZGON TRUP GUZIK- mamrotała pod nosem, wpisując odpowiednie litery. Obok niej pojawiła się Teresa.
Za sobą słyszała przeraźliwe odgłosy walki Thomasa z Bóldożercą.
-Szybciej!- wołał.
Mar starała się jak mogła, jednak coś nie pasowało.
-Słowo GUZIK nie pasuje! System nie chce go przyjąć!- odkrzyknęła Teresa.
-Szybciej-! wystękał po raz kolejny chłopak.
Mar poczuła ukłucie w sercu. Dlaczego nie pasuje? Musi pasować! Szybciej...
Próbowały kilka razy. Na nic.
-A może powinniście wcisnąć tamten guzik- odezwał się dotąd milczący obserwujący wszystko z przerażeniem Chuck. Jego instrukcja wydawała się taka banalna, ale taka oczywista, że dziewczyna odetchnęła głęboko, wydając coś na wzór śmiechu.
Schyliła się. Pod spodem klawiatury wystawał dorodny czerwony przycisk tylko czekający na to by go nacisnąć. Nacisnęła. Wyprostowała się i spojrzała na Teresę. Głośno sapała i po jej twarzy było widać, że i jej kamień spadł z serca.
Nagle Maria odwróciła się. Thomas.
Chłopak stał obok kreatury, która wydawała się być wyłączona, zupełnie jakby zasnęła. Pot spływał z jego czoła. Oddychał ciężko i był umursany krwią. Mar podbiegła do niego, zgarniając go w ramiona. Cały się trząsł.
-Tom, ty żyjesz!- zapłakała pierwszy raz od dłuższego czasu- my wszyscy żyjemy. Udało nam się- kolejne łzy- Udało...
-Mar...- szepnął jej we włosy. Usłyszała jak ktoś wpada przez szczelinę u góry.
Nie zwracała na to uwagi bo choć musiała się dowiedzieć czy Newt jest cały to najpierw podbiegła do Chucka.
-Oh Chuck...- nerwy jeszcze ją nie opuściły.
-Nie płacz- choć również płakał.
-To dzięki tobie...
Dziewczyna wytarła jego łzy i podbiegła do Teresy. Dziewczyny, co do której niepewne uczucia nadal nie minęły. Przytuliła ją jednak. Pierwszy raz ją dotknęła z własnej woli.
-Dziękuję za wszystko- to Teresa tym razem postanowiła coś powiedzieć- za zaufanie...
Maria kiwnęła głową, zastanawiając się czy dziewczyna mówi na serio. Nie. Nie zaufała jej jeszcze do końca.
Nagle ktoś porwał Marię w swoje ramiona. Newt.
Dziewczyna oddala uścisk, mocno wbijając się w jego ciało. Musiała poczuć, że jest tu naprawdę. Że nic mu się nie stało.
-Zginęło piętnastu Sztamaków -wyszeptał zachrypnięty- Minho, Clint i Winston żyją jeśli o to ci chodzi.
Rzeczywiście chodziło jej o to. Znała ich wystarczająco dobrze by stwierdzić, że nie chce ich śmierci. Oderwała się od niego, wycierając twarz. Koniec słabości. Rozejrzała się po mrocznym pomieszczeniu. Newt miał racje. Przeżyła ponad połowa. Większość z nich była w złym stanie. Mieli zakrwawione twarze. Niektórzy utykali.
-Przeżyła nas ponad połowa- ogłosił głośno Minho. Nie musiał tego mówić. Każdy widział. I nie była to bynajmniej szczęśliwa nowina- Teraz starajcie się wytrzymać do końca. Idziemy!
Marię zdziwiło to polecenie. Gdzie niby mieliby pójść?
I wtedy zauważyła drzwi na końcu pomieszczenia, tuż obok komputera. Były otwarte i prowadziły na korytarz oświetlony jarzeniówkami. Nie wyglądało to zachęcająco.
Weszli. Szli przez korytarz. Maria z Newtem na czole pochodu. Dziewczyna nie wiedziała ile szli ale kiedy doszli do drzwi na końcu korytarza, wszystkich ogarnęło dziwne uczucie. Coś na kształt rozbawienia i niedowierzenia. Nad drzwiamy wisiał bowiem podświetlany na zielono napis EXIT.
-I to już?- odezwał się Patelniak, dalej dzierżąc dzidę w prawej dłoni. Wyglądał przezabawnie. Brudny wojownik w sterylnie czystym korytarzu. Nie pasował do tego miejsca- to wszystko?
-Chyba tak- wymamrotał Minho- tu jest napisane wyjście.
W dziewczynie rosło uczucie pośpiechu. Chciała już tam wejść. Nieważne co na nich czekało po drugiej stronie.
-Doskonale widzimy- powiedziała głośno, popychając drzwi. Zadziwiła tym wszystkich. Nie zrobiła tego oficjalnie ani nie zatrzymała się jakby odkrywa tablicę na pomniku pamiątkowym. Po prostu weszła. To nie był czas na takie gierki.
Znalazła się w dużym pomieszczeniu z mnóstwem komputerów i stanowisk pracy. Ale nie to było najstraszniejsze.
Wszędzie wokół walały się trupy. Było ich mnóstwo. Ubrane w białe kitly, leżały w różnych pozycjach w różnych miejscach. Zupełnie jakby groziło im niebezpieczeństwo, a oni nie zdążyły uciec z tego miejsca.
Streferzy wchodząc do środka wydali głuchy okrzyk. To nie tak miało wyglądać. Mieli spotkać Stwórców. Żywych. I dopiero wtedy i ch zabić.
Tymczasem czekały na nich trupy, patrzące na nich martwym wzrokiem. Co dziwne ich wygląd wcale nie przeraził Marii. Widziała już gorsze rzeczy.
-Może ktoś ich zabił już za nas?- zapytał Minho.
-Myślisz, że to Stwórcy?- odpowiedziała pytaniem na pytanie, podchodząc do jednego z komputerów- Nie wyglądają mi na...
I wtedy ekran rozbłysł tuż przed nią. Choć nic nie kliknęła, widocznie komputer reagował na ruch i dotyk. Reszta podeszła do nastolatki. Na ekranie ujrzeli kobietę w średnim wieku w białym kitlu takim samym jaki mieli trupy na sobie. Jasne włosy spięła w wysokiego koka. Postarzało to jej i tak już niemłodą twarz.
-Pewnie zastanawiacie się kim jestem- zaczęła- Nazywam się Ava Paige. Jestem dyrektorką DRESZCZU. Organizacji, która ma na celu opracowanie leku na Pożogę. Straszną chorobę rozprzestrzenioną po rozbłyskach słonecznych- na ekranie pojawiły się przybitki. Przedstawiały one pół człowieka pół zombi. Wyglądał jak potwór. Miał czarne oczy, z ust ciekła mu czarna ciecz. Całe ciało rozkładało się tworząc bąble i obrzydliwe strupy. Brakowało mu kilka partii skóry. Leżał na kozetce, przytrzymywany przez lekarzy- to przez nie zostaliście umieszczeni w Labiryncie. To przez nie jesteście teraz w tym miejscu. Można powiedzieć, ze jesteście szczęściarzami. Tylko najbardziej inteligentni zostali wybrani do eksperymentu. Do próby. Przeszliście ją z powodzeniem. Gratuluję. Jednak to nie koniec. Musimy dalej badać wasze mózgi. Dzięki informacjom, które otrzymamy sądzimy, że będziemy mogli opracować lek. Lek na Pożogę. To wszystko co mogę wam powiedzieć na chwilę obecną. I pamiętajcie...- przyłożyła sobie pistolet do skroni- DRESZCZ jest dobry.
W chwili gdy wypowiedziała te słowa padł wystrzał. Maria szybko zamknęła oczy. Nie chciała widzieć zabijającej się kobiety. Po minach innych dostrzegła, że oni również.
-Powiedziała, że jesteśmy szczęściarzami. Co robimy?- zapytał Patelniak. To wszystko nie miało najmniejszego sensu. Pożoga, Lek, Próby.
Nikt nie odpowiedział. Każdy trawił informacje, które przed chwilą usłyszeli. Czuli się zdezorientowani. Rozstrojeni. Ich nerwy nie radziły sobie ze wszystkim. Byli zbyt młodzi.
Po chwili większość zaczęła się rozchodzić. Maria nie wiedziała po co. Miało to pewnie na celu ułożenia sobie w głowie pewnych spraw.
-Gally?- to Winston zadał pytanie.
Rozśmieszyło ono Marię. Z uśmiechem zażenowania na ustach odwróciła się:
-Jaki znowu...
Miał rację. Przed nimi stał żywy Gally. Wyglądał okropnie. Płakał, trząsł się i ledwo trzymał przedmiot w prawej ręce. Była to broń.
-To wszystko przez ciebie!- krzyknął podnosząc broń i celując nią w Thomasa- Stąd nie nożna wyjść!- płakał- Nie można! Tam wszędzie jest choroba, pustynia. Nie można!
Był rozpaczony. Nie wróżyło to nic dobrego. Rozpaczeni ludzie są nieobliczalni.
-Gally- wyszeptał Thomas- porozmawiajmy.
-Nie!- krzyczał jak opętaniec- Już nic nie będzie takie samo...
I wtedy to zrobił. Padł wystrzał. Maria, która dotąd stała spraliżowana strachem i nie była w stanie się ruszyć, krzyknęła.
-Thomas!- jej wrzask rozdarł powietrze. Rzuciła się w jego stronę lecz on stał w miejscu cały i zdrowy. Tylko trochę zdziwiony. Spojrzał przerażony w dół. Maria powiodła wzrokiem w to samo miejsce. Na posadzce leżał Chuck i ciężko oddychał. Krew lała się gęstym strumieniem z jego klatki piersiowej.
Gally postrzelił Chucka.
Oczy Marii rozszerzyły się natychmiastowo.
-O nie...- szepnęła, nachylając się do chłopca razem z Thomasem, który oglądał go nie mogąc uwierzyć własnym oczom.- Chuck.... Chuck!- krzyczała.
Chłopiec jeszcze żył, jednak z każdą chwilą oddalał się od nich. Umierał.
-Chuck, proszę cię, przyjacielu- Thomas również zaczął płakać.
-Mario daj to moim...- odkaszlnął krwią- moim rodzicom..
-Nie Chuck! Sam im to dasz! Wyjdziesz z tego- mówiła roztrzęsiona choć dobrze wiedziała, że są to słowa rzucane na wiatr.
Chuck wciąż trzymał wyciągniętą do niej rękę z drewnianą figurką- dobrze Chuck...
Kolejna fala łez. Chłopiec ścisnął ją mocno za dłoń, po czym wymamrotał:
-Dziękuję. Powiedz im jeszcze, że...- nie dokończył. Zachłysnął się własną krwią. Jego uścisk słabł. Odchodził.
-Chuck....- Maria nie mogła uwierzyć. To wszystko nie było prawdą. On miał przeżyć.
Ale chłopca już z nimi nie było. Umarł.×××××
Witajcie Rebelianci!💥
Śmierć chłopca. Jest mi strasznie smutno ale... Nie chciałam za bardzo zmieniać fabuły. Możemy tylko mieć nadzieję, że jego ofiara ukrztałtuje naszą główną bohaterkę.
Ostatni rozdział za 3...2...1...
CZYTASZ
To nie jest miejsce dla nas || Newt
FanfictionPierwsze z trzech opowiadań o 16-letniej Marii. Odważna, niezwykle bystra dziewczyna zostaje zesłana do Strefy. Czekają tam na nią przygody i osoby, które kocha. Czy uda jej się znaleźć wyjście? Czy przeżyje? A może przyjdzie jej się poświęcić? Opo...