Kolejne godziny spędzili na przygotowaniu prowiantu oraz broni. Każdy starał się jak mógł. Chociaż.. Nie każdy. Część Streferów zbuntowała się mówiąc, że nie ufają Thomasowi, który stał się główną twarzą ucieczki. Teresa wydawała się być wniebowzięta tym pomysłem i wspierała Thomasa na każdym kroku. Chuck podczas zapakunku kanapek, które przygotował Patelniak, próbował nawiązać przyjazną pogawędkę z Mar jednak ta widziała strach w jego oczach. Był dzielny.
Mar natomiast zajmowała się wszystkim i niczym. Chodziła po Strefie, robiąc różne rzeczy. Najlepiej wychodziło jej przekonywanie buntowników do ucieczki. Część z nich udało jej się przekonać. Miała do tego prawdziwy dar. Podczas zaostrzania patyków by służyły za dzidy podszedł do niej Thomas.
-Przepraszam- wypalił na wstępie- Nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie wiem dlaczego cię tak traktowałem. Nie wiem nawet co u ciebie ale wiem jedno, zawiodłem cię.
Mar stała, uważnie słuchając jego monologu. Nie chciała go przerywać. Chciała go wysłuchać.
-Jesteś dla mnie jak siostra. Kocham cię. I chcę żebyś wiedziała, że ci ufam.- jakby powtórzył słowa Newta. Dziewczynę to wzruszyło.
-Nic nie jest w stanie zniszczyć miłości- powiedziała najzwyczajniejszym tonem na jaki było ją w tamtej chwili stać.
-Masz rację. Jeszcze raz... przepraszam.- dziewczyna uśmiechnęła się po raz pierwszy od dłuższego czasu. Ostatnie zdarzenia nie sprzyjały uśmiechom.
Około godziny dwudziestej potencjalnego zamknięcia Wrót wszystko było przygotowane. Armia składająca się z około trzydziestu chłopców i dwóch dziewczyn czekała na rozkazy przed Wrotami.
-Nie mamy nic do stracenia!- krzyknął Newt, by nawet Streferzy znajdujący się na końcu zdołali wszystko usłyszeć- Albo zgniniemy teraz walcząc o wolność albo później przez Bóldożerców. Wybór należy do was choć... większość już go dokonała.
-Słuchajcie- Thomas zrobił krok w stronę zgromadzonych- dzięki za zaufanie i ... to chyba tyle.
-A jakaś mowa zagrzewająca do walki?- Minho podniósł rękę, jakby zgłaszał się do odpowiedzi.
-Nie dajcie się zabić- to Mar podeszła do Newta. Wyglądała jak wojowniczka. Na dłoniach zawiązała bandaże, mające za zadanie chronić dłonie przed urazami. Na głowie natomiast bandamę zrobioną z jakieś szmatki, a w ręce dzierżyła dzidę- chrońcie młodszych. Walczcie z zimną krwią. Zabijcie jak najwięcej Bóldożerców. Dajcie z siebie wszystko...
Rozległy się wojenne okrzyki. Newt zamknął ją w szczelnym uścisku. Gdy ją puszczał, pocałował delikatnie w usta. Dziewczyna zaskoczył ale i podbudował gest chłopca. Czuła, że jeśli go straci... nie poradzi sobie.
-Bądź ostrożny- szepnęła.
-Będę. Ty też bądź.- Mar kiwnęła głową, zaciskając wargi. Stwórcy zabrali im nawet możliwość szczęśliwej młodzieńczej miłości. Ich miłość opierała się na bezustannej opiece nad sobą. Mogli umrzeć w każdej chwili. Wiedziała, że nie tak
powinno być, że zasługują na spokojne życie bez ciągłego myślenia o przetrwaniu.
Przed wejściem do Labiryntu i zostawieniem za sobą Strefy, w której niektórym przyszło żyć prawie trzy lata do Marii podbiegł Chuck. Przytulił ją.
-Boję się- wymamrotał w jej włosy.
-Cholera, Chuck! Jesteś tylko człowiekiem. Powinieneś się bać.
-Jeśli nie przeżyję..
-Chuck!
-Jeśli nie przeżyję podaruj to moim rodzicom- chłopiec wyciągnął z kieszonki drewnianą figurkę. Po jej kształtach dziewczyna zgadła, że to własnoręczna robota. Nie przyjęła przedmiotu.
-Nie, Chuck. Obiecałam ci, że cię stąd wydostanę. Sam im to dasz- jej głos był zdecydowany, ale w środku bała się, że nie uda jej się dotrzymać obietnicy.
-Dziękuję- i już go nie było.
Nastolatka stała i patrzyła na Strefę. Na zagrody, Bazę, las i pojedyncze drzewa, które już zaczęły usychać od braku słońca. Marii zrobiło się smutno na myśl, że opuszcza to miejsce prawdopodobnie na zawsze. Mimo wszystko nie uznawała Strefy za dom. Co dziwne dalej męczyło ją przeczucie, że nie powinno jej tu być. Że tu nie pasuje. To przeczucie wzrastało w niej od kiedy się tu pojawiła. Newt stał nieopodal. Musiała komuś o tym powiedzieć.
-Newt!- chłopiec przerwał rozmowę z jakimś blondynem i podszedł kulejąc- to nie jest miejsce dla nas.
-Oczywiście- patrzył jej głęboko w oczy.
-Nie! Źle mnie zrozumiałeś! Wydaje mi się, że nie powinno mnie tu być. Że jestem intruzem.
-Teraz to już nie ma znaczenia. Ale zgodzę się z tobą. To nie jest miejsce dla nas.
Zapadła między nimi cisza. To były ostatnie minuty spędzone w tym miejscu. Zostając, odwlekali nieuniknione. A ona musiała mu to powiedzieć. Musiała.
-Newt?
-Mhm?
-Kocham cię.
Chłopak skierował na nią swój wzrok. Dziewczyna nie czuła palących policzków, łez czy też choćby najmniejszego zakłopotania. Wiedziała, że powinna czuć. Ale ona czuła tylko miłość. Miłość do chłopca, któremu groziła tępym gwoździem. Którego olewała i nie dziękowała za odprowadzenie do Plastra. Która nie była w stanie uwierzyć, że jej zaufał. Kochała go.
Newt nachylił się do niej. Pachniał dyniami. Domem.
-Uważaj na siebie. Zawsze.
Po czym ją pocałował. Pocałunek był krótki ale przekazywał wszystkie emocje jakie w nich drzemały. Poza tym nie chcieli zwracać na siebie uwagi innych Streferów. Mogliby jeszcze pomyśleć, że cała ta ucieczka to jakiś miłosny spisek. Ona z Newtem. Thomas z Teresą. Nieźle się dobrali. Nie ma co.
Nagle usłyszeli wycie powtora. Ruszyli. Nie było czasu.
Dla Zwiadowców przebiegnięcie dwóch kilometrów do Urwiska gdzie znajdowała się Nora Bóldożerców było spacerkiem. Dla innych w tym dla Marii był to nie lada wyczyn. Była w kiepskiej formie. Jak większość Streferów. Biegła obok Chucka chcąc mieć na niego bezustannie oko. Swoją obietnicę wzięła sobie głęboko do serca. Biegli około godziny. W końcu dotarli do rozwidlenia. Minho, który biegł na samym przodzie przystanął. Wyjrzał za róg i szybko się cofnął.
-Są przy wejściu do Nory- poinformował.
Nie taki mieli plan. Bóldożercy mieli biegać po Labiryncie, a nie pilnować swojego domu.
-Ilu ich jest?- zapytał ktoś cicho.
-Około dziesięciu, nie damy im rady.
-Damy- Maria przecisnęła się na sam przód- Nie po to tyle przeszliśmy. Dobrze wiedzieliśmy, że będziemy musieli zetrzeć się z tymi potworami. Jeśli teoria Gallego to prawda, przeżyje nas większość. Tylko jeden... Nie czekajmy. I nie bójmy się.
Po minach innych zrozumiała, że ją posłuchali. Dzielnie dzierżąc włócznie, noże i kije w dłoniach na znak Thomasa rzucili się na zgraję ohydnych cielsk. Mieli tylko jedną szansę. Nie mogli jej zmarnować.
Krzyki wojowników było słychać w samej Strefie.
-Robimy przejście dla Thomasa i dziewczyn!- krzyknął Newt zanim dotarli do potworów, które utworzyły żywy mur ze swoich ciał.
I wtedy stała się dziwna rzecz. Alby, który dotąd milczał i nie udzielał się w jakiejkolwiek sprawie rzucił się pierwszy na Bóldożerców. Jeden z nich, stojący najbliżej, wybiegł naprzeciw ofierze. Swoimi obślizgłymi łapskami złapał chłopaka i uniósł w powietrze.
-Alby!- krzyknął Newt.
Jednak on go nie słuchał. Dał wsiorbnąć się we wnętrze powtora. Poświęcił się by mogli swobodnie przejść. Niestety na próżno. Cała zgraja potworów ruszyła z wyciem i chrzęstem metalu na nastolatków.
Jego ofiara poszła na marne.×××××
Witajcie Rebelianci!💥
Co tu się dzieje?! Mam nadzieję, że przekazałam wszystkie emocję i wczuliście się w tą ucieczkę.
Powoli kończymy. Opowiadanie dobiega końca. Jeszcze tylko dwa rozdziały. Zachęcam do komentowania!
CZYTASZ
To nie jest miejsce dla nas || Newt
FanfictionPierwsze z trzech opowiadań o 16-letniej Marii. Odważna, niezwykle bystra dziewczyna zostaje zesłana do Strefy. Czekają tam na nią przygody i osoby, które kocha. Czy uda jej się znaleźć wyjście? Czy przeżyje? A może przyjdzie jej się poświęcić? Opo...