ZAKOŃCZONE
Ostrzeżenie:
- Opowiadanie zawiera spoilery z anime Naruto i Naruto Shippuden.
- Niniejsze opowiadanie NIE JEST gatunkiem yaoi.
Opis:
Gdy Naruto ma pięć lat, Aya no Yoru ratuje chłopca przed pobiciem przez mieszkańców wioski. Dowiadując...
Siedziałem na łóżku, czekając aż ktoś przyniesie mi moje rzeczy oraz wypis. Później miałem zgłosić się do Hokage, by zaprowadził mnie do Akademii. Spojrzałem na zegarek. Już 9.00. Ten medyk mógłby się trochę pospieszyć.
Jak na zawołanie do pokoju weszła ta irytująca pielęgniarka. Podała mi kartkę oraz worek z ubraniem. Wyszła z pokoju, a ja otworzyłem torbę. Wyjąłem wszystkie rzeczy, rozkładając je na posłaniu, przy okazji zauważając, że zostały one wyprane. Szybko się przebrałem, przypasałem katanę z duszą Ayi-san do pleców i złożyłem szpitalne ubranie w kostkę. Już miałem wychodzić gdy spostrzegłem moją kaburę na udo. Wróciłem po nią i założyłem ją na jej miejsce. Zerknąłem w lustro. Przyglądałem się sobie, dopóki nie dopadł mnie zły nastrój. Kolor włosów jeszcze ujdzie, ale oczy? W dodatku ta dziwna tęczówka, teraz zasłonięta bandażem. O ile dobrze pamiętam, ani Namikaze, ani Uzumaki nie mieli żadnego dōjutsu. No i najważniejsze... moje znamiona na policzkach. Chce je z powrotem! Ja tak je lubiłem...
O dziwo za drzwiami czekała na mnie medyczka. Nic nie mówiąc, ruszyła w prawo, pokazując bym poszedł za nią. Zaprowadziła mnie do wyjścia i odeszła w swoją stronę, nawet na mnie nie patrząc. Obrażalska się znalazła...
Wyruszyłem w kierunku budynku administracyjnego. Rozglądałem się dookoła, obserwując zmiany jakie zaszły w wiosce. Nie było ich dużo, a jedną z największych jakie zauważyłem, był wzrok. Ludzie obdarzali mnie przyjaznymi, lekko zaciekawionymi spojrzeniami, które były tak odmienne od tych przepełnionych strachem i nienawiścią.
Dotarłem do serca wioski. Wchodząc do środka, prawie zderzyłem się z jōninem. Na szczęście oboje odskoczyliśmy.
- Przepraszam - powiedziałem szybko i ominąłem go, kierując się do schodów na wyższe piętro.
Podszedłem do wskazanych mi przez jednego z shinobi drzwi. Zapukałem i po chwili usłyszałem głośne "proszę". Otworzyłem je i przeszedłem przez próg. Trzeci siedział za biurkiem pełnym papierów, zaś przy ścianie po mojej prawej stała dwójka staruszków.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
- Oh, to ty Naoki-kun. Już myślałem, że uciekłeś.
- Dzień dobry, Hokage-sama - ukłoniłem się w jego stronę, a po wyprostowaniu, skinąłem głową w stronę nieznajomych. - Dzień dobry.
Odpowiedzieli tym samym gestem.
- Co do tej ucieczki, to nie sądzę by mi się udała, gdy pilnowało mnie kilku ANBU.
- Hahaha... Mogłem się tego po tobie spodziewać.
Staruszek może i się śmiał, ale tamta dwójka była dość zaskoczona.
- Ano... Hokage-sama - gdy spojrzał na mnie kontynuowałem. - Miał mnie pan zaprowadzić do Akademii.
- Ach, racja, racja. Chodźmy. Dokończymy naszą rozmowę później, Koharu, Homuro - ostatnie zdanie skierował do dwójki nieznajomych mi ludzi. Wyglądało jakby chcieli zaprotestować, lecz gdy wstał zza biurka, wyszli z pomieszczenia z niezadowolonymi minami.