3

7.9K 283 32
                                    

- jesteś genialna- powiedział z dumą Eric.

- mieszkańcy już o wszystkim wiedzą.  Każdy wie co ma robić w razie konieczności.

Erica  rozpierała ogromna dumą. Mając taka córkę i następczynie, wspólnota będzie bezpieczna.  Nie wiedział tylko jaką niespodziankę, los zgotował im wszystkim.

Po południu rozniósł się po całym lesie skowyt, co oznaczało tylko jedno.
- słyszałeś? To oni.

- pora to przedstawienie zacząć. Zostań na razie w domu Maya. 

- ale tatko.... Taka impreza beze mnie?

- nie,  z tobą. Ty zrobisz wielkie wejście. - zaśmiał się Eric.

- czasem zachowujesz się jak nastolatek, staruszku.

Już nic nie dodając mężczyzna wyszedł z domu, by po chwili znaleźć się na placu głównym i przywitać  gości.

- Syriusz, witaj  na naszych ziemiach, gdzie twój syn?

- witaj Eric, rozpoczął poszukiwania, wybacz  mu spieszy się.

- ah, tak... Dobrze więc.

- muszę przyznać Ericu, że twoja córka nadaje się na twojego  następcę. Bardzo dobrze rozwiązała problem, jednocześnie robiąc wielki układ militarny. Z takiego dziecka można być dumnym.

- jestem dumny Syriuszu.

- a właśnie... gdzie jest twoja latorośl, chce osobiście poznać  legendę.

-  tu jestem- rozbrzmiał się delikatny głos blondynki, wychodzący z pośród wielkiego tłumu.  Każda para oczu skierowała się właśnie w jej kierunku.      Maya jak zwykle ubrana na ciemne barwy,  luźny brązowy top i szare   jeansy, oczywiście nie mogło brakować bransoletek z rzemyka , jej  szyję zdobi długi naszyjniki z piórem i grawerem łuku na medalionie, na stopach  miała czarne botki. A jej piękne i lśniące włosy upięte w niedbałego koka.  Kroczyła z gracją w kierunku ojca oraz gościa. Trzymając w prawej ręce swój łuk.

-inteligentna, wojownicza i piękna.  Miło w końcu cię poznać młoda domo. Wiele o tobie słyszałem..... - zabrał głos Syriusz.

- Maya, jestem Maya. I dziękuję za komplementy. Mi również miło Pana poznać. - wyciągnęła dłoń i uścisneła w geście przywitania, dłoń Alfy.

-  w dodatku taka miła, jakim cudem możesz być aż tak niebezpieczna jak wszyscy mówią. - pyta  Syriusz.

- to tylko pozory, ma nie wyparzony język i jest nie do okiełznania - zaśmiał się Eric.

- chciałbym to zobaczyć - odpowiedział z uśmiechem Alfa.

- długo  nie potrafi być miła, daje  jej jeszcze Góra minute, a sam zobaczysz o czym  mówiłem.

- halo ja tu jestem, a wy.. jakby nigdy nic... Dupe mi obrabiacie i to przy mnie.  Czy coś z wami nie tak? - zapytała pod irytowana dziewczyna.

- oho.... Zaczyna się, będzie ubaw mówię ci Syriusz. - zaśmiali się obaj mężczyźni.

- no to są już kuźwa jakieś jaja, mój własny ojciec  jest przeciwko mnie a....

Głośny ryk przerwał monolog dziewczyny, w ułamku sekundy odwróciła się w stronę wycia, wyjeła z sakwy trzy strzały i napreżyła je na cieciwie łuku.  Strzeliła.

Każda ze strzał poleciała w kierunku pewnego, w pół nagiego młodzieńca.
Chłopak nie widząc co się dzieje, stanął jak wryty przy drzewie.
Usłyszał tylko świsty lecących strzał a po chwilę  odgłosy wbijania się ich w drzewo.

- co do chole... - nie dokończył chłopak, kiedy odnalazł wzrokiem oczy  swojego napastnika, znieruchomiał. Jego tęczówki zabłyszczały na złoty kolor.

-MOJA!! -  głośny warkot wydobył się z jego gardła.

- ty sobie ze mnie chyba zapchlony kundlu jaja robisz. - odpowiedziała zła dziewczyna. - zapomnij o MNIE - dodała akcentując ostatnie słowo.

- jesteś moją mate, musisz być ze mną. - dodał chłopak.

- ja nic nie muszę kupo śmierdzącego  futra. - odpowiedziała z pogardą Maya.

- chłopak jak by nic się nie stało, podszedł do dziewczyny, złapał ja za dłoń i złożył  tam delikatny pocałunek w geście przywitania.

- witam piękna, jestem Mike, syn Alfy i przyszły Alfa.

- zabieraj tą obślinioną mordę z mojej dłoni psie.  Ty chyba nie wiesz za to kim ja jestem. - mówi z pogardą i wyższością w głosie dziewczyna.

Każdy obserwuje zawzięcie, całą tą sytuację. Nikt nie chce przegapić takiego widowiska. Rodzice  tej dwójki, stoją w miejscu i tylko się śmieją.

- Syriusz, mówiłem... że to były tylko.... pozory? Prawda?!! - wybełkotał przez śmiech Eric.

- współczuję mojemu synowi.... będzie miał.... bardzo ciężki  przypadek... do okiełznania. - odpowiedział mężczyzna.

- córko? - odezwał się Eric. - musimy porozmawiać w czwórkę, zapraszam do gabinetu.. teraz. - dodał, i gestem ręki pokazał Alfie  do kąd zmierzają.

- córko? - odezwał się zdziwiony Mike - o cholera.

Mężczyźni wybuchli jeszcze większym śmiechem usłyszawszy reakcje młodego wilka. Oni już wiedzą co muszą w tej chwili zrobić z przeznaczeniem młodych. Obaj są co do tego zgodni.

Jedno jest pewne, o tuż przeznaczenie zakpiło z pokolenia młodych, ale połączyło  starszych, zmuszając do przyjaznych relacji.
W tej chwili losy obu ras złączy się.
A silna więź mate nakazuje młodemu wilkowi  być blisko przeznaczonej, co oznacza, że albo dziewczyna pójdzie z nim dobrowolnie albo weźmie ją siłą.

Od tej pory rozdziały pojawiać się będą maksymalnie 2 razy w tygodniu.  O dłuższej nie obecności będę informować. Życzę miłego czytania.
Ps. Bądźcie wyrozumiali, pisarzem nie jestem, ale naszła mnie ochota  na to by dodać coś od siebie. 

Ustrzelić Mate Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz